środa, 25 grudnia 2024

imieniny: Anastazji, Piotra, Eugenii

RSS

W każdym obrazie bije moje serce

06.11.2007 00:00
Z Wiolą Gaszką, malarką zafascynowaną światłem, słońcem i starożytnym Egiptem rozmawia Tomasz Ziętek.

– Jakie cele przyświecają pani podczas malowania obrazów?
– U mnie działa to w nieco inny sposób: kiedy maluję, nie robię tego według określonego programu twórczego. Podczas pracy towarzyszą mi głównie uczucia. To emocje dyktują mi co i jak malować. Jestem zdania, że obrazy są nośnikami tych uczuć. Dlatego staram się malować wtedy, gdy towarzyszy mi szczęście, pogoda ducha – chcę przez to przekazać je innym ludziom.

– Towarzyszy pani zatem misja – uszczęśliwianie odbiorcy?
– Nie nazwałabym tego „misją”. Przekazywanie pozytywnych uczuć jest na pewno moim świadomym wyborem. Uważam jednak, że jestem swego rodzaju narzędziem, które przenosi subtelny rodzaj energii. Ta energia wyraża się w słowach: światło, pokój, prawda. Zdaję sobie sprawę z tego, że pobrzmiewają tu echa filozofii Wschodu, jednak nie tylko. Chrystus także jest nazywany „Światłością Świata”.

– Używa pani tradycyjnych technik malarskich – płócien, farb olejnych. Czy nie kusi Panią eksperymentowanie z materiałem?
– W tej chwili etap eksperymentów mam już za sobą. Poczynając od Liceum Plastycznego w Bielsku długi czas próbowałam używać różnych technik. Setki obrazów okazały się nietrafione – przemalowałam je bądź spaliłam. Taka weryfikacja potrzebna jest chyba każdemu twórcy. Malarstwo sztalugowe z pewnością się nie wyczerpało. W płótnie ciągle tkwią możliwości. Tym większe, jeśli połączy się wyrobiony warsztat malarski, farby olejne i szeroką gamę kolorów. Mimo takiego, dość tradycyjnego podejścia, nie do końca uważam się za tradycjonalistkę – nie maluję np. portretów. Wyjątkiem jest portret syna, który maluję już pięć lat! On rośnie i ciągle się zmienia! (śmiech).

– W pani pracach często pojawia się motyw Słońca, czym jest to spowodowane?
– Odzywają się tu echa moich fascynacji. Słońce czczono w wielu kulturach i w różnych, odległych miejscach świata. Wcześniej mowa już była o energii – słońce dostarcza nam jej niezmiennie od początku świata. Jednak nie tylko ono. Sporo energii można znaleźć w relacjach między ludźmi: doskonałym przykładem jest taniec współczesny. Dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna, którzy tańczą ze sobą są znakomitym tematem malarskim.

– Skoro mowa o relacjach damsko–męskich – czy w sztuce jest miejsce np. na wojujący feminizm?
– Niektórzy ludzie uznają, że nasz świat jest źle skonstruowany. Moim zdaniem dość często postrzegają go przez pryzmat własnego egoizmu. Uważam, że świat został stworzony dla dobra – każdy, niezależnie od płci może znaleźć w nim swoje miejsce. Jest miejsce dla ról kobiecych i męskich. Z własnych obserwacji stwierdzam, że kobiety w wielu sytuacjach okazują się silniejsze od mężczyzn. „Złotym środkiem” w tym temacie wydaje się być partnerstwo.

– Jeśli zostaniemy przy rolach życiowych – do jakiej innej roli można by przyrównać malarza?
– Malarz z pewnością jest twórcą – zatem nie mógłby być to zawód typowo odtwórczy, jakim w moim mniemaniu jest np. aktor, który gra różne role. Być może malarzom najbliżej do kompozytorów, poetów. Myślę, że oni, podobnie do malarzy zanurzeni są w „sztuce życia” – realizują swoje cele, do których zostali powołani. Czy zmieniają świat? Nawet, jeśli nie czują takiej potrzeby, by zmieniać świat na lepsze – z pewnością swą pracą go ubogacają!

– Wobec tego, który malarz, pani zdaniem, najbardziej ubogacił dorobek ludzi w dziedzinie sztuk plastycznych?
– Wskazuję na Jana Vermeera z Delft. Prócz doskonałego warsztatu i operowania światłocieniem odnajduję w jego dziełach niespotykaną ciszę i spokój. Te dwie wartości, są mi szczególnie bliskie: potrzebuję ich w mojej pracy. Dlatego najczęściej maluję w nocy, kiedy mogę się wyciszyć i zostawić problemy całego dnia za sobą. Vermeer imponuje mi także pod innym względem – ilości stworzonych dzieł. Namalował bardzo mało obrazów, za to każdy piękny i dopracowany w najwyższym stopniu.

– O co pani chce zapytać odbiorców swoich obrazów?
– Najpierw pokazuję nowe prace kręgowi moich najbliższych przyjaciół. To taki „zaufany krąg”, który jest moim pierwszym recenzentem. Cieszy mnie to, gdy ktoś odnajduje często nawet przede mną znaczenia. Po prostu obraz przemawia za mnie. W swoim malarstwie unikam słów, nawet opisów czy tytułów. Daję przez to swobodę interpretacji.

Wiola Gaszka
Jest absolwentką malarstwa (2001 r.) w Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie. W swoim dorobku ma kilka wystaw indywidualnych i zbiorowych. Na stałe pracuje w Domu Kultury w Chwałowicach. Mieszka wraz z rodziną w Świerklanach, gdzie poza pracownią posiada wspaniały ogród – jedną z jej pasji.

  • Numer: 45 (52)
  • Data wydania: 06.11.07