Koniec ze śpiewką o winie PiS-u, czyli polityczna analiza zmian w Sejmiku
Komentarze polityków na temat sytuacji w Sejmiku dalekie są od typowej, zdrowej analizy politycznej. Zazwyczaj grupa oddająca władzę krzyczy coś o zdradzie, zaś ci co ją przejmują zachowują się jakby dotarli na Marsa. Zastanówmy się zatem, jakie mogą być polityczne skutki obecnej sytuacji. Powstała bowiem nowa rzeczywistość, w której zakończyło się obwinianie za wszystko PiS-u, a nowa koalicja jest tak zróżnicowana, że utrzymanie jej będzie ogromnie trudne. Jak zatem to wszystko będzie wyglądało?
Społeczeństwo nie powinno wiedzieć, jak produkuje się parówki i robi politykę*. Spróbujmy jednak pogdybać nad obecną sytuacją wyłącznie od strony politycznej. Sytuacja w śląskim Sejmiku spadła na wielu polityków jak grom z jasnego nieba. Czytając komentarze znanych polityków PiS, zarówno w regionie jak i polityce krajowej, możemy domniemywać, że nie wiedzieli co się święci i faktycznie byli zaskoczeni. Dowodem na to może być brak parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy na sali sejmiku podczas słynnego przewrotu. Komentarze opozycji, która przejęła władzę, oscylują wokół euforii i wielkich słów o rzekomym początku krajowego odejścia PiS-u od władzy i powrotu do normalności. Czy jednak aby nie za wcześnie na takie komentarze?
Przewrót w Sejmiku może mieć dla grupy, która przejęła władzę, skutki zupełnie odwrotne niż się jej wydaje. Wiąże się to z kilkoma sprawami, o których zapominają komentatorzy.
Koniec ze śpiewką o winie PiS-u
Pierwszą z nich jest przejęcie rządów w fazie wielkiego kryzysu, który będzie coraz większy. Do tej pory można było wszystko „zwalić” na PiS (nawet jeśli partia ta nie miała nic wspólnego z jego powstaniem czy zaostrzeniem). Praktycznie nawet za brak wody w afrykańskiej wiosce położonej gdzieś w Zambii mogło być winne PiS, bo wiadomo – Polska nie dała pieniędzy na studnie, które miał wybudować jakiś amerykański koncern, a na dodatek palimy węglem, co jak wiadomo ma ogromny wpływ na wszystko, również na sytuację hydrologiczną w Afryce. Brakuje węgla na Śląsku? Winny PiS. Cukier po 6 zł? Winny PiS itd. itp. Nie ma dróg w powiecie wodzisławskim czy raciborskim? To mogła być wina PiS-u.
Nie wiem, czy działacze opozycji, która stała się koalicją rządzącą na Śląsku mają przekonanie, że ta retoryka zakończyła się w poniedziałek ok. 22.00, kiedy PiS utraciło władzę. PiS już nie rządzi, a zatem za zły stan dróg od poniedziałku odpowiada już Koalicja Obywatelska, za brak pieniędzy na sport podobnie, za dotacje z urzędu marszałkowskiego albo ich brak już PiS nie odpowiada. Do tego dochodzi jeszcze kontratak PiS, który teraz będzie mógł mówić: winna jest Platforma, to oni rządzą itd. Już na tym przykładzie widać, jak wiele można tracić politycznie.
Jedynka dla marszałka w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Drugi element dotyczy obsady stanowisk. Doskonale wiemy, że do polityki nie idzie się dla stanowisk tylko dla służby państwu i każdy począwszy od radnego dzielnicy, poprzez radnych gminnych, powiatowych czy wojewódzkich dba tylko o takową służbę... Nikomu nawet na myśl nie przychodzi walka o stanowiska, a najlepiej wszyscy chcieliby pracować za darmo, ale aby sprawować ową niezwykłą misję trzeba też jednak mieć daną funkcję. Im bardziej znacząca, tym lepiej dla służby oczywiście, wszak generał może więcej niż zwykły żołnierz, nawet jeśli ten pierwszy nigdy nie powąchał prochu, a drugi spędził na wojnie pół życia.
Ale do rzeczy. W kuluarach mówi się, że przewrót w Sejmiku był związany z eurowyborami. Niektórzy zastanawiają się, czy jedynki (czyli pierwszego miejsca na liście do europarlamentu) na liście KO nie będzie miał obecny marszałek województwa śląskiego. W przypadku PO nie byłoby to nic nowego. Wystarczy przypomnieć kandydaturę Marka Migalskiego w wyborach do senatu (związanego wcześniej z PiS) czy wprowadzenie Kluzik-Rostkowskiej na listy okręgu Rybnik. Tyle, że efekty tych zabiegów były raczej mizerne. Do tego dochodzi cały szereg innych działaczy, którzy również poszli za nowym i również będą chcieli gdzieś się znaleźć (oczywiście dla dobra Kraju rzecz jasna). Sytuacja ta spowoduje zupełnie naturalną ostrą postawę dotychczasowych działaczy, z których część może odejść do PiS, bo tam dostaną może lepsze miejsca.
W poszukiwaniu „pisiorów”
Trzeci problem będzie dotyczyć czegoś zupełnie normalnego w polityce (niestety lub stety) tj. wymiany wszystkich na swoich. Może zdarzyć się tak, że owładnięta szukaniem „pisiorów” koalicja zapomni rozmawiać między sobą, a konsekwencje tego mogą być różne.
Tygiel poglądów
Czwarty problem to czas. Do wyborów jest jeszcze daleko. Można powiedzieć, że nawet bardzo daleko. Parlamentarne dopiero za rok, a samorządowe jeszcze dalej. Do tego czasu wszystko może się zmienić. Koalicja przejmująca władzę składa się z wielu różnych opcji, od lewicy, poprzez PSL, aż po Platformę. A taką grupę trudno utrzymać. Może się bowiem okazać, że jakaś lewicowa grupa radnych mających zielone serduszka będzie chciała ratować drzewa na polach, które mają być przeznaczone pod uprawę roślin, a wtedy PSL-owcy będą musieli bardzo dużo się nagimnastykować, żeby tę żabę przełknąć.
Zapomną o kłótniach i zaczną działać?
Piąty problem jest najbardziej interesujący. Wszystkie partie oficjalnie wygłaszają i pokazują jedność pomiędzy członkami. Wiadomo jednak, że w partiach istnieje potworna rywalizacja o wszystko. Czasem nawet o miejsce na fotce, która ma iść na Facebooka (ten chce stać bliżej prezesa, ten nie może, bo jest zwykłym radnym itd.). Co zatem zmieni się w lokalnym PiS-ie? Ano może dojść do sytuacji, że wspólny wróg połączy ich tak bardzo, że na chwilę zapomną o wewnętrznej rywalizacji i tak ważnych sprawach jak obecność na zdjęciach w mediach społecznościowych, zaczną rozmawiać i budować koncepcję, która może przynieść sukces. Nagle okazuje się bowiem, że ważniejszą sprawą od przecięcia wstęgi na nowo oddanym kilometrze drogi gminnej jest własny tyłek lub tyłek tzw. „swoich ludzi”, a wspólny wróg się rozrasta, więc trzeba działać.
Co będzie czas pokaże. Na miejscu „platformersów” nie odkorkowywałbym szampana i nie wygłaszał tez o wielkim zwycięstwie, porównywalnym do wygranej w bitwie Polaków z Turkami, bo może się okazać, że to nie wielka batalia, a mała bijatyka na lokalnym podwórku, gdzieś w centrum katowickiego osiedla, w dzielnicy Piotrowice. Politycznie rzecz biorąc może się okazać, że wygrana bijatyka będzie miała odwrotny wpływ na rezultat całej wojny, a zbytnie zaangażowanie sił na Śląsku spowoduje de facto ich osłabienie w skali ogólnopolskiej.
Fryderyk Kamczyk, dziennikarz Nowin Wodzisławskich
* Nawiązanie do sentencji przypisywanej kanclerzowi Rzeszy Niemieckiej Ottonowi von Bismarckowi (Ludzie nie powinni wiedzieć, jak robi się kiełbasę i politykę).
Najnowsze komentarze