Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Nawet człowiek słaby zdolny jest do rzeczy wielkich

02.11.2021 00:00 red.

Nosi habit i należy do zgromadzenia Salwatorianek w Gaszowicach. Jednak to nie jej jedyne powołanie. Jak sama mówi, od zawsze łatwo przychodziło jej słuchanie innych, dlatego wybrała zawód psychologa, a następnie została terapeutką uzależnień. O tym, czym jest uzależnienie od alkoholu i swojej pracy w Wojewódzkim Ośrodku Lecznictwa Odwykowego i Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Gorzycach, opowiedziała nam s. Małgorzata Skonieczek.

– Czym siostra zajmuje się w Wojewódzkim Ośrodku Lecznictwa Odwykowego i Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Gorzycach?

– Z wykształcenia jestem psychologiem, dodatkowo zrobiłam certyfikat z psychoterapii uzależnień. W ośrodku zajmuję się terapią grupową i indywidualną osób uzależnionych od alkoholu, które przebywają tam na 6-tygodniowej terapii. Prowadzimy terapię grupową i indywidualną. Każdego dnia odbywają się spotkania grupowe i każdy pacjent ma przydzielonego terapeutę indywidualnego, z którym musi spotkać się przynajmniej raz w tygodniu. Natomiast jeżeli pacjent ma taką potrzebę, w każdej chwili może poprosić o spotkanie ze swoim terapeutą. Mam na myśli kryzysowe sytuacje lub gdy występuje głód alkoholowy z silnymi objawami, czasem też wtedy potrzebna jest konsultacja lekarska i psychiatryczna. Czasem kryzysy wywołują też nieprzewidziane wydarzenia czy sytuacje rodzinne.

– Kim są podopieczni ośrodka?

– To osoby pracujące zawodowo, mające osiągnięcia, robiące karierę. Czasami są to nawet osoby dosyć znane, ale też i zwykli ludzie jak ja czy pani. A czasami trafiają do nas osoby, które w wyniku trudnych sytuacji życiowych czy splotu okoliczności lub w wyniku własnych decyzji stały się bezrobotne lub bezdomne. Często są to osoby przechodzące kryzys. Aby podjąć decyzję o podjęciu terapii, trzeba mieć motywację. Zazwyczaj ta motywacja jest związana z lękiem przed konsekwencjami prawnymi bądź utratą pracy, rodziny czy zdrowia. Ten lęk o własne zdrowie, gdy alkoholik zaczyna dostrzegać wpływ alkoholu na organizm, jest w stanie go na chwilę otrzeźwić i wrócić w kierunku terapii.

– Słowa siostry wskazują na to, że uzależnienie może przytrafić się każdemu z nas.

– Tak, każdy z nas może się uzależnić, jeżeli będzie pił systematycznie alkohol i przez dłuższy okres czasu. Ważna jest systematyczność i czas.

– Spożywanie jakiej ilości alkoholu powinno zaniepokoić?

– Jeśli to jest to przysłowiowe jedno piwo dziennie, to już jest ta systematyczność i ciąg następujących po sobie zdarzeń, co jest niebezpieczne. Wyznacznikiem tego jednego piwa dziennie jest odpowiedź na pytanie: „Jak bym się czuła, gdybym dziś nie wypiła tego jednego piwa? Czy czegoś by mi brakowało?” Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, brakowałoby mi tego piwa, to znaczy że jest problem. Informacją o uzależnieniu jest występowanie potrzeby i chęci, a w dalszym rozwoju nałogu, przymus sięgnięcia po alkohol.

– Kolejny etap to taki, że kiedy dziś tego piwa nie uda mi się kupić to będę rozdrażniona?

– Tak, wtedy będę rozdrażniona, zirytowana, odczuję brak. Często osoba uzależniona nie nazywa tego po imieniu, ponieważ równolegle rozwijają się też inne mechanizmy uzależnienia, ale będzie mieć poczucie, że czegoś jej brakuje, ale sama nie wie, czego. My, patrząc z boku, będziemy w stanie powiedzieć: „Aha, tego jednego piwa nie ma i stąd problem, organizm się go domaga”. Mechanizm iluzji i zaprzeczenia będzie mówił coś odwrotnego i że w ogóle nie o to chodzi. Wtedy zaczyna się racjonalizacja i tłumaczenie sobie, że to nie brak alkoholu, ale stres, zmęczenie czy ciężki dzień w pracy spowodowało złe samopoczucie.

– Jakie mechanizmy obronne stosują osoby, które jeszcze nie chcą przyznać, że są uzależnione?

– Są 3 takie mechanizmy: iluzji i zaprzeczeń, nałogowego regulowania emocji i rozdwojonego omnipotentnego „ja”. Ten ostatni to takie wielkościowe myślenie o samym sobie – kim to ja nie jestem, gdybym chciał przestać pić to mógłbym przestać w każdej chwili. Tylko pojawia się pytanie o to, dlaczego jednak nie umiem skończyć. Na pierwszy rzut najbardziej widoczna jest ta nałogowa logika, czyli mechanizm iluzji i zaprzeczeń. Polega na minimalizowaniu i stąd słowa takie jak „to tylko jedno piwo, co to jest piwo, przecież to nie alkohol, to tylko napój”, „wino jest dobre na trawienie”, „koniak jest dobry na sen”. Mamy tu do czynienia z racjonalizacjami i intelektualizacjami. Często słyszy się też, że „wszyscy piją”. Są też usprawiedliwienia typu „kolega mnie namówił” lub „wszyscy szli no to ja bym nie poszedł?”. W późniejszym rozwoju alkoholizmu pojawia się też mechanizm wyparcia, który polega na tym, że pacjent wypiera z pamięci pewne niewygodne dla niego fakty.

– Wszystkie te wymówki słyszy siostra w opowieściach pacjentów?

– Nie tylko w opowieściach pacjentów. Te słowa słyszę cały czas i to nie tylko w pracy. To jest wszędzie wokół nas. W terapii oczywiście też. To, że pacjent decyduje się na terapię nie oznacza, że jest świadom swojego uzależnienia. I w gabinecie razem pracujemy nad tym, aby się nauczył żyć bez alkoholu. Podstawowym warunkiem trzeźwienia jest abstynencja. Pacjent chce się leczyć, podjął taką decyzję, ale to jeszcze nie oznacza tego, że chce współpracować podczas terapii i że to, co ja mu mówię i pokazuję, on przyjmuje. Tutaj się włącza ten mechanizm zaprzeczeń i u pacjenta pojawiają się myśli, że może i terapeuta ma rację, ale nie jest przekonany o tym, że jego też to dotyczy i jest alkoholikiem. To też jest etap, kiedy do głosu dochodzi to omnipotentne „ja”, czyli kiedy pacjent czuje, że jest wyjątkowy i myśli: „Może inni nie kontrolują swojego picia, ale ja to potrafię”. Trudno jest zgodzić się na to, że jestem uzależniony i nie umiem czegoś zrobić. Jeżeli osoba uzależniona uzna własną bezsilność i słabość, przyzna się do tego, że nie poradzi sobie sama z uzależnieniem i nie potrafi spożywać alkoholu w umiarkowany i rozsądny sposób, wtedy dopiero zaczyna się ta właściwa terapia i jest na drodze do trzeźwienia. Umiejętnością terapeuty jest przebicie się przez te wszystkie mechanizmy obronne pacjenta, które krzyczą „ja potrafię, ja umiem”.

– Jak pacjenci reagują na to, że ich terapię prowadzi osoba duchowna?

– Przeróżnie – od poczucia ulgi, że w końcu będzie porozmawiać z kimś na każdy temat po opór i dystans. Zdarza się również bierna agresja.

– Słyszy siostra czasem takie stereotypowe oskarżenia, że co siostra może o tym wiedzieć, skoro nie ma takich problemów jak inni ludzie?

– My jako terapeuci często to słyszymy. „No jak wy możecie nam pomóc? Drugi trzeźwiejący alkoholik mógłby zrozumieć i pomóc, ale wy? Co wy o tym wiecie?” Ja też to słyszę. Jestem oceniania przez pryzmat tego, kim jestem, czyli przez mój habit. Tego nie da się ode mnie oddzielić. Na przestrzeni lat już do tego przywykłam i zaakceptowałam to, nie dotyka mnie to już emocjonalnie. A często później w trakcie terapii pacjenci dochodzą do tego, że siła wyższa w trzeźwieniu jest bardzo pomocna. Jestem orędowniczką świętej Rity i zaprosiłam ją na spotkania z pacjentami i terapie grupowe.

– I to działa?

– Działa!

– Mimo pomocy z góry, praca w ośrodku jest obciążająca emocjonalnie. Jak siostra sobie z tym radzi?

– Przede wszystkim, trzeba sobie wszystko w głowie poukładać. Jak to zrobić? To kwestia pracy nad sobą i ustaleniu miejsca, które chce się zajmować w życiu pacjentów. Należy jak najlepiej robić to, co się potrafi i z największym zaangażowaniem, na jakie nas w tym momencie stać, ale nie oczekiwać wprost proporcjonalnego efektu.

– Czyli kieruje się siostra dewizą psychologów, która mówi, aby nie pracować ciężej niż pacjent.

– Mając takie podejście, terapeuta nie jest zawiedziony i rozczarowany, gdy ten sam pacjent wraca na terapię już trzeci raz, tylko mówi się do niego: „O, jak dobrze cię tu znowu widzieć, witamy”. W tej posłudze trzeba mieć w sobie dużą dozę akceptacji. Tak jak pacjent ma zaakceptować własną bezsilność i słabość wobec alkoholu, tak i my musimy akceptować naszą bezsilność wobec nałogu pacjenta. Żaden terapeuta nie wygra z pacjentem. Jeżeli on zdecyduje się na abstynencję i trzeźwienie, to będzie trzeźwiał, ale to nie zależy od nas. My możemy jedynie mu wskazywać drogę. I ta droga musi być dla pacjenta na tyle do przyjęcia, że on się jej podejmie i nie przerazi go to, nie będzie zbyt trudna.

– Czyli przed osobami uzależnionymi nie można stawiać zbyt trudnych wyzwań.

– Tak, dlatego na spotkaniach AA pacjenci mówią, że dzisiaj nie piją. Tylko dzisiaj, A jeżeli dzisiaj jest za trudne to ustala, że nie pije do godziny 12:00, a potem daje sobie cel, żeby nie pić do godziny 18:00. Pacjent robi tyle, na ile go stać.

– Wychodzenie z nałogu to ciągła walka i praca nad sobą?

To ciągła droga, pokonywanie własnych ograniczeń i ciągła zgoda na własne słabości. Jeżeli ktoś raz się uzależnił, będzie uzależniony już do końca życia. Anonimowi Alkoholicy mówią, że z kiszonego ogórka nie zrobi się świeżego.

– Czy czuje siostra, że w ośrodku jest świadkiem upadku człowieka?

– Na codzień spotykam się z ludzką słabością i z tym, że nie radzimy sobie z różnymi aspektami życia. Do kościoła też przychodzimy i obnażamy przed Bogiem swoje słabości. Dla mnie słabość ludzka, czy to wynikająca z lęków czy z konfliktu małżeńskiego lub wynikająca z nadużywania alkoholu, jest częścią naszej egzystencji. Tak samo częścią tej egzystencji jest wychodzenie z tych trudności. W ośrodku są osoby z nałogami, ale gdy pójdę gdzie indziej, spotkam się z innymi słabościami. Ja patrzę na człowieka jako na kogoś słabego, ale jednocześnie zdolnego do wielkich rzeczy. Dla mnie to, z czym spotykam się w ośrodku, to część ludzkiej natury – ani lepsza, ani gorsza. Nałóg to tylko mały wycinek tych osób.

– Wraca siostra przygnębiona z tej pracy?

– Czasem wracam bardzo zmęczona. A czasami bardzo smutna, kiedy widzę w człowieku potencjał, a on nie chce go wykorzystać.

– Jak rozeznać w sobie powołanie do pomagania innym? Czy to poświęcenie?

– Jestem osobą wierzącą, czuję, że zostałam powołana do tego, co robię. Jestem przekonana o tym, że moje życie jest reżyserowane przez kogoś o wiele mądrzejszego ode mnie i odczuwam to w każdym momencie mojego życia. Oddałam wszystkie swoje sprawy Bogu i ufam, że one są rozwiązywane w najlepszy możliwy sposób. Dlatego kiedy pyta mnie pani o poświecenie to ja nie myślę o tym, że się poświęcam tylko o tym, jaką mam wygodę, bo oddałam swoje sprawy w ręce Boga i nie muszę się nimi zamartwiać. Bardzo lubię swoją pracę, lubię słuchać ludzi i zawsze tak miałam. W wypowiedziach drugiego człowieka byłam w stanie usłyszeć więcej niż inni. Dlatego kosztuje mnie to mniej wysiłku, bo moja praca jest zgodna z moją naturą. Mam w sobie wewnętrzny sposób i wiem, że cokolwiek się by się wydarzyło, stało się tak nie bez powodu i będzie to dobre.

– Pewnie do takiego spokoju i podejścia do spraw dochodzi się latami?

– Tak, ale pomaga w tym też przejście przez porządny kryzys. Ja miałam taki kryzys.

– Na pewno pomaga też empatia, której bardzo potrzebują osoby, w kryzysie. Trudno jest być empatycznym, to cecha, nad którą trzeba pracować. Jak wzbudzić w sobie tę empatię? Dlaczego zamiast współczuć, stygmatyzujemy osoby uzależnione?

– Empatia i współczucie oznaczają współodczuwanie w cierpieniu, ale te dwa pojęcia należy rozgraniczyć. Usłyszałam ostatnio zdanie, które bardzo mi się spodobało, ponieważ dobrze obrazuje istotę pomagania osobom uzależnionym. A brzmiało ono tak:

„Chcesz pomóc, zbytnio nie pomagaj”. Istotne jest stawianie granic i tego się nauczyłam na przestrzeni lat. Osoby uzależnione często dobroć innych ludzi odbierają jako ich słabość i próbują to wykorzystać, zaczynają manipulować. Trzeba pomagać na tyle, aby osoba uzależniona nie odebrała tej pomocy jako naszą słabość i nie uznała, że to ona przejęła kontrolę w tej relacji. To, czego uzależnieni nie mają we własnym życiu, czyli kontroli nad sytuacją, próbują sobie odbić podczas terapii.

– Z czego może wynikać stygmatyzacja osób uzależnionych i chorych psychicznie?

– Ze strachu. Bo uzależniony to ktoś inny, wymaga naszej pomocy i uwagi. Lepiej i pozornie bezpieczniej jest taką osobę odrzucić czy wręcz poniżyć i wtedy nie będę musiała pomagać. Jednak jeżeli tak się zachowujemy w stosunku do osób uzależnionych, nie najlepiej to o nas świadczy.

– Ostatnio przeczytałam ciekawe zdanie mówiące o tym, że bardzo łatwo jest wytworzyć stereotyp. Z jakimi stereotypami na temat osób uzależnionych od alkoholu spotyka się siostra w swojej pracy?

– Tych stereotypów jest bardzo dużo i spotykam je nie tylko w pracy. Najbardziej powszechny przykład to taki, że gdy myślimy o alkoholiku to w głowie pojawia nam się obraz kogoś, kto leży pijany, brudny, niechlujny. A jeśli ktoś ma pracę, zarabia, ma wyprasowaną koszulę i rodzinę to na pewno nie jest alkoholikiem. I ten stereotyp trzeba też przełamać w myśleniu pacjentów. Jeśli ktoś idzie pijany bądź na kacu do pracy to oznacza, że alkohol stawia wyżej niż pracę i rodzinę. A gdy ktoś na tym kacu siedzi w pracy, myśli o alkoholu i upatruje w nim rozwiązania swoich problemów. Nie widzi w alkoholu przyczyny swoich problemów, tylko rozwiązanie. W alkoholizm często wpadają osoby, które doświadczają lęków, szukają pocieszenia i ulgi.

– Gdzie szukać pomocy, jeśli ktoś zauważy, że jednak to jedno piwo, ale codziennie, może stanowić problem? Jaki zrobić pierwszy krok?

– W takiej sytuacji na pewno warto sięgnąć po literaturę, dowiedzieć się czegoś więcej. Polecam książki psycholog Ewy Woydyłło, są dostępne w księgarniach. Jeśli to nasze picie zaczyna nas niepokoić, warto zgłosić się do poradni leczenia uzależnień, gdzie podczas konsultacji można dowiedzieć się, co zrobić. Przed zgłoszeniem się do poradni można spróbować pić to jedno piwo nie codziennie, ale co drugi dzień i obserwować, jak się z tym czuję. Lepiej powiedzieć sobie „stop” już na samym początku zamiast iść prosto w autodestrukcję.

Rozmawiała Agata Paszek

  • Numer: 44 (1093)
  • Data wydania: 02.11.21
Czytaj e-gazetę