Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Rodzice zostawieni z pasem do bicia, nienauczeni wychowywania, zrzuceni z piedestału

05.10.2021 00:00 sub

O rodzicach, którzy dali się współczesnemu światowi zrzucić z piedestału i o tym, jak bardzo niszczący wpływ wywiera to na nasze dzieci rozmawiamy z pedagogami Wodzisławskiej Placówki Dziennego Wsparcia „Dziupla”: Krystyną Orbik-Skupień, Ewą Smiatek i Pauliną Goździk.

– Podczas konferencji, zorganizowanej przez „Dziuplę”, poświęconej samobójstwom, padło stwierdzenie, że dziś zbieramy efekty tego, iż stare metody wychowawcze zostały wyrzucone na śmietnik, a nowych nikt rodziców nie nauczył.

Ewa Smiatek: – Jeszcze 30 – 40 lat temu w Polsce funkcjonował autorytarny model wychowania. Dozwolone było osiąganie posłuszeństwa poprzez stosowanie kar fizycznych. Nie było w zwyczaju tłumaczenia dzieciom zasad postępowania, to ojcowski pas był „nauczycielem” posłuszeństwa. W rodzinach robotniczych, których na terenie ROW było wiele, nie doceniano roli wykształcenia. Planem życiowym było ukończenie szkoły zawodowej, podjęcie pracy i założenie rodziny. Czasy się zmieniły, zmienił się ustrój, zmienił się także model wychowania. Wprowadzono nowe zasady, które wykluczały dotychczas stosowane przez rodziców środki wychowawcze. Rodzice nie zostali do tego przygotowani. Zmieniła się rzeczywistość, jednak nie zmieniła się mentalność rodziców i zmiana narzędzi wychowawczych. Zostali z „ojcowskim pasem”.

– Którego używać od dłuższego czasu przecież już nie można.

E.S.: – Nie można, o czym rodzice wiedzą. Udowodniono, że ta stara „metoda wychowawcza” krzywdzi dziecko, ale nikt nie zapoznał kolejnego pokolenia rodziców z nowym stylem wychowania. Bardzo upraszczając można rzec, że rodzice uznali, że skoro nie mogą po swojemu wychowywać dzieci, to niech się inni martwią, głównie szkoła. Obecnie mamy pokolenie, które nie uznaje autorytetów, nie jest wychowane do wysiłku. Społeczeństwo poradziło sobie w obszarze zmian gospodarczych, jednak w sferze dotyczącej funkcjonowania rodziny, w tym w wychowywaniu dzieci jest zdecydowanie gorzej.

– A kto miał nauczyć rodziców nowego modelu wychowania?

E.S.: – Konieczne jest kształcenie rodziców, uświadamianie możliwości i potrzeb dziecka w jego kolejnych etapach rozwojowych. Obowiązkowe szkolenia dla rodziców już w żłobku i przedszkolu mogłyby ułatwić zrozumienie zasad wychowania i potrzeb dziecka w tym okresie rozwojowym a co za tym idzie, pozwoliłoby zrozumieć własne dziecko, a w razie trudności nie wstydzić się sięgania po pomoc.

– Ale czy nauczyciele są przygotowani do takich szkoleń?

E.S.: – To nie jest zadanie dla nauczycieli lecz dla pedagogów. Szkoły mają odpowiednich specjalistów w swoich strukturach. Pedagodzy posiadają kompetencje pozwalające na prowadzenie tego rodzaju zajęć z rodzicami. Zasadne byłoby jednak w celu ujednolicenia projektu, doszkolenie ich w tym zakresie. Wskazane byłoby zorganizowanie kilku szkoleń, żeby odbywały się wtedy kiedy dzieci idą do przedszkola, rozpoczynają naukę szkolną, następnie w klasach starszych tj. w okresie dorastania i występujących z tego powodu różnych problemów. Ważne jest aby realizacja szkoleń odbywała się systematycznie.

– Pytanie czy rodzice będą chcieli uczestniczyć w takie szkolenia? Z rodzicami różnie bywa, zwłaszcza jeśli chodzi o wizyty w szkołach.

E.S.: – System powinien jakoś zadziałać, żeby stało się to obowiązkowe.

Krystyna Orbik-Skupień: – Podejmujemy w naszym mieście takie działania, w „Dziupli” od kilku lat organizujemy i prowadzimy „szkołę dla rodziców”. Możliwe, że jeszcze w tym roku szkolnym w placówkach oświatowych będą organizowane dla rodziców krótkie spotkania o charakterze edukacyjnym, pomagające być czujnym, uważnym i wspierającym rodzicem. W zeszłym roku podjęta została próba organizowania takich spotkań w wodzisławskim żłobku przy współpracy z naszą Placówką. Jednak oferta nie spotkała się z zainteresowaniem rodziców.

– Dlaczego?

K.O.-S.: – Rodzice działają dziś w pośpiechu. Wielu z nich nie myśli o rodzicielstwie w kategoriach umiejętności, raczej nie szuka odpowiedzi na ważne pytania: czego potrzebuje moje dziecko? co może zakłócić jego rozwój i jak temu zapobiec?, jak budować więź z dzieckiem?, jak do dziecka mówić?, jak go słuchać?, jak budować autorytet? Nie ma otwarcia na profilaktykę. Często rodzic przychodzi do instytucji dopiero wtedy, kiedy system rodzinny rozsypuje się.

– Czyli kiedy dzieje się coś niedobrego.

K.O.-S.: – Tak. Szukamy więc sposobów, by dotrzeć do rodziców. Może właśnie spotkania w szkołach będą trafionym pomysłem. Rodzic ze szkołą swojego dziecka jest raczej w regularnym kontakcie, na ogół wystarczająco dobrze realizuje rodzicielski obowiązek uczestniczenia w zebraniach czy wywiadówkach. Korzystanie z oferty naszej Placówki oparte jest na dobrowolności.

E.S.: – Rodzice często wychodzą z założenia że wszystko wiedzą i nie potrzebują żadnego szkolenia.

K.O.-S.: – A niestety tak nie jest. Sama jestem rodzicem i wiem ile ten „zawód” stawia wyzwań. Dzieci uczą się od nas, a my wciąż uczymy się dzięki nim. Podpisuję się pod sformułowaniem będącym jednocześnie tytułem książki L. Wingeta „Twoje dzieci to twoja wina”. Zachęcam rodziców do pomyślenia o rodzicielskiej odpowiedzialności. Dziecko „sprawiające trudności” najczęściej w diagnozie odsłania niewydolność rodzica, deficyty w zakresie umiejętności rodzicielskich.

Ostatnio często rodzice skarżą się, że nie mają kontaktu z dziećmi, że dla nich ważniejsze są postaci z ekranów telewizyjnych i Internetu. A ja mam wrażenie, że dzieci mogłyby powiedzieć to samo o swoich rodzicach. Mam przekonanie, że w relacji rodzic-dziecko za mało jest zwyczajnego patrzenia na dziecko, słuchania go, bycia z nim. Dzieci potrzebują uwagi rodzica i jego obecności jak pokarmu i powietrza. To nieodzowny budulec poczucia ważności i własnej wartości.

– Czy ten dziecięcy świat ekranu komputerowego nie jest odpowiedzią na to, że dziecko nie znajduje rozmówcy w swoim rodzicu?

E.S.: – Oczywiście, że jest. Co prawda nie da się uniknąć tego, że dzieci wgapiają się w ekrany, bo to jest dziś ich środowisko naturalne, ich rzeczywistość. Gorzej jeśli wirtualny świat jest wszystkim, co mają.

– W jaki sposób przejawia się niewydolność rodzica? Czy to jest tylko niewydolność rodziców w rodzinach, które mają problem z alkoholem, brakiem pracy, czyli takich, które zazwyczaj określa się jako patologiczne, czy może jednak dotyka ten problem również tzw. rodzin normalnych, które uważają, że żadnych problemów nie mają?

K.O.-S.: – Problemy które Pan wymienia, patologiczne z racji skutków społecznych i zagrożeń dla zdrowia, na pewno doprowadzają do zaniedbań dziecka, zaburzeń w wypełnianiu ról rodzicielskich, deficytów rozwojowych. Jednak niewydolność rodzica zdarza się także w tzw. „normalnych rodzinach”, w których problemy na pozór nie są widoczne. To może być rodzic, który ma prace, wino pije do kolacji, ale nie ma czasu dla swojego dziecka, nie rozumie jego potrzeb i w efekcie ponosi rodzicielską porażkę.

– Przyjęło się uważać, patrząc na różnego rodzaju komentarze, że problemy to są w patologicznych rodzinach, że to tam rodzice są niewydolni wychowawczo.

K.O.-S.: – Patologiczne rodziny to bardzo szeroki termin. Jeśli jakiś rodzic wraca do domu często pod wpływem alkoholu to problem jest widoczny, powszechnie wiadomo że zawsze doprowadzi do pewnego rodzaju cierpienia, uszkodzenia systemu rodzinnego, jest to więc niepożądane, niszczące zachowanie– patologia. Ale nie wszystkie patologie widać. Czasem zadbany zewnętrznie człowiek, zawsze trzeźwy, nawet kulturalny i obyty urządza najbliższym w czterech ścianach piekło stosując przemoc psychiczną. Takiej rodziny nie nazywa się patologiczną, a czasami taki koszmar trwa latami. Najtrudniejsze sprawy są w tych rodzinach, gdzie problemów nie widać gołym okiem, bo dziecko wygląda na zadbane, w ogóle to wszyscy fajnie wyglądają, jest praca, są pieniądze, jeżdżą na wakacje. Niby normalna rodzina, a dziecko jakieś takie nienormalne, bo siedzi samo w pokoju, nie ma przyjaciół albo ma nieodpowiednich znajomych, wychodzi za często, nie wraca na czas, nie uczy się, na uwagi rodzica odpowiada agresją. Rodzic zazwyczaj wtedy szuka winy w złym towarzystwie, Internecie, rzadko w sobie. Dopiero kiedy pracujemy z niektórymi rodzinami, wspólnie nazywamy i analizujemy problemy, to okazuje się, że poza wspólnym miejscem przebywania, członków rodziny niewiele łączy, nie znają swoich potrzeb, nie mówią o oczekiwaniach, nie dzielą się radościami, a rozmowy sprowadzają się do wzajemnych pretensji i krytyki. Tak naprawdę każdy z nich czuje się samotny.

E.S.: – Potem zdarza się, że rodzic z dzieckiem przychodzi do specjalisty, by określić poziom demoralizacji, czy wymaga ono umieszczenia w ośrodku. Ostatnio, rozmawiałam z dziewczyną, której rodzice skarżą się, że nie wraca do domu na noc, przebywa u chłopaka, spożywa alkohol. Wyjaśniła, że u niego jest po prostu fajnie, bo w jego domu wszyscy ją akceptują i że tam słuchają co ona mówi.

K.O.-S.: – I tu należałoby zadać sobie pytanie, czego potrzebuje to dziecko? Wracamy więc do prostych pytań.

E.S.: – Czego potrzebuje dziecko w rodzinie, w której na pozór wszystko jest?

K.O.-S.: – Potrzebuje uwagi, o czym już wcześniej wspomniałam. Potrzebuje akceptacji koniecznej do zbudowania w sobie poczucia wartości po to, by nie popatrzyło na siebie ze złością wrogością, niezadowoleniem gdy znajdzie się w sytuacji kryzysowej. Żeby nie powiedziało: „Nienawidzę się”, „Do niczego się nie nadaję”, „Nie chce mi się żyć”. Jeśli jednak takie stany emocjonalne się pojawią to zasobem może tutaj być właśnie rodzic. Rodzic, który jest obecny, który jest przyjacielski, któremu dziecko ufa i czuje się z nim bezpiecznie. Gorzej jak nie ma ani rodzica, ani innej bliskiej osoby obok. Wtedy osamotnienie może być nie do zniesienia.

E.S.: – Wtedy dziecko próbuje rozładować w sobie te napięcia, czego efektem są między innymi samookaleczenia i to często bardzo głębokie. Nikt nie zdaje sobie sprawy ile dzieci trafia do nas z takimi ranami.

– Zastanawiam się, jak można dopuścić do takiego stanu rzeczy?

E.S.: – Jeśli nie wypracuje się w pierwszych latach życia dziecka zaufania do rodzica, jako osoby, która jest blisko i pomoże, to nie można liczyć na to, że w sytuacjach trudnych będzie u niego szukać pomocy. Poszuka jej gdzie indziej albo znajdzie własny sposób na radzenie sobie Dziecko się izoluje, bo nie ma zaufania. Rodzic powierzchownie sprawujący władze rodzicielską może nie zauważyć problemów.

– Czyli zaniedbanie rodzica pojawia się już w pierwszych latach życia dziecka?

Paulina Goździk: – Mówimy o tym, że rodzic nie poświęcił wystarczającej uwagi dziecku, że wystarczy rozmawiać. Z perspektywy moich doświadczeń, warto zadać pytanie, czy rodzice w ogóle odczuwają potrzebę zwrócenia uwagi na dziecko, porozmawiania z nim, pobycia z nim choćby przez chwilę. Tu wyłania się kolejna kwestia, kwestia budowania relacji. Dziecko widzi swoich rodziców, widzi jak oni się do siebie zwracają, jak wyglądają ich wzajemne relacje. Jeśli tych relacji nie ma, albo są mocno zaniedbane to trudno wymagać, aby rodzice zwracali uwagę na dziecko, aby z nim rozmawiali, aby zainteresowali się jego światem, skoro sami za bardzo nie potrafią odnaleźć się w ich własnym świecie, maja trudność z budowaniem prawidłowych relacji. Coraz częściej dorośli, w tym także rodzice, nie potrafią być w związkach ze sobą, a co za tym idzie nie potrafią tworzyć relacji z dziećmi. Wydaje mi się, że dzieci czują się dziś osamotnione, może nawet odrzucone?!

– Jak uchronić dziecko przed samobójstwem?

K.O.-S.: – Myślę,że bardzo ważne jest, by dziecko nauczyło się kochać siebie, lub przynajmniej siebie lubić. Ludzie mają z tym na ogół problem. Jeśli ktoś lubi siebie, lubi swoje życie, to nie będzie chciał się swojego życia pozbawić. To jest kluczowe.

P.G.: – Ważna jest także akceptacja dziecka takim jakim ono jest. Czyli kocham dziecko, przyjmuję je takim jakim jest. Jeśli dziecko czuje tę akceptację, tę akceptującą miłość, jeśli wie i czuje, że jest kochane niezależnie od tego jakie jest, wówczas może rozwijać swój potencjał. Miłość sprawia, że może w pełni rozkwitać. Janusz Korczak powiedział: „Mów dziecku, że jest dobre, że może, że potrafi”. Taka postawa rodzicielska z pewnością rozbudziłaby w dzieciach chęć do działania, chęć do życia.

K.O.-S.: – Akceptacja ze strony rodzica, ale także dostrzeganie w dziecku mocnych stron, pokazywanie ich, docenianie, chwalenie. Mały człowiek, powinien wiedzieć, że jest coś, co wychodzi mu świetnie, nawet jeśli jest to drobna sprawa. Obowiązkiem rodzica jest to zauważyć, pochwalić. To buduje poczucie własnej wartości i dalej – samoakceptację.

E.S.: – Są rodzice, którzy tylko krytykują, ale to się wtedy dla dzieci bardzo źle kończy.

K.O.-S.: – A niestety wielu rodzicom łatwiej przychodzi krytyka, niż pochwała. Kiedy na warsztatach rodzicielskich pytamy o wymienienie pięciu pozytywnych cech swojego dziecka rodzice czasami mają trudność by je znaleźć.

– Rodzice nie znają swoich dzieci?

K.O.-S.: – Może za mało patrzą na swoje dziecko?

E.S.: – Za to te złe wymieniają bez problemu.

K.O.-S.: – Ale kiedy zaczynają słuchać innych rodziców, to uświadamiają sobie ile jego dziecko potrafi i jakie jest świetne. To siła spotkań rodziców np. na warsztatach „szkoły dla rodziców”, mają wtedy czas na refleksje nad swoim dzieckiem i sobą jako rodzicem, na skonfrontowanie swoich postaw, zachowań z innymi, na dzielenie się doświadczeniem.

P.G.: – Sztuka dostrzegania drobiazgów. I to od pierwszych lat życia dziecka. Bo dziecko wzrasta, rozwija się, a wraz z nim rozwijają się jego talenty.

– Nie potrafimy być rodzicami?

P.G.: – Wydaje mi się, że jest w nas takie przeświadczenie, że rodzicem po prostu się jest. Rodzi się dziecko i jakby automatycznie zostajemy rodzicem. A to nie jest takie proste i wcale nie takie oczywiste.

– Co stało się z nami dorosłymi, że nie potrafimy być rodzicami, nie potrafimy dać swoim dzieciom uwagi i chyba – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – miłości?

P.G.: – Nie wątpię, że rodzice starają się okazywać miłość. Pytanie: czym jest miłość? Dajemy taką miłość jaką sami otrzymaliśmy. Często nie jesteśmy w stanie dać więcej. Czy jesteśmy w stanie dostrzec taką właśnie perspektywę, czy jesteśmy w stanie przyjąć prawdę, że możemy zrobić coś lepiej. Chyba najtrudniej jest zmienić swoje myślenie, przyzwyczajenia, „wydeptane ścieżki”, ale już samo uświadomienie sobie, że mogę coś zmienić, hmmm... to jest dobry początek!

– Jeśli rodzic nie znajdzie w sobie siły do zmiany podejścia, to z pomocy nic nie będzie?

P.G.: – Jeśli nie znajdzie potrzeby zmiany. Najpierw trzeba zrozumieć, dlaczego ta zmiana byłaby potrzebna. Mówi się o kryzysie rodziny, kryzysie systemu. Ale co to znaczy? Czy nie jest to raczej kryzys człowieka? Jeśli sami nie wiemy dokąd zmierzamy, jeśli, jako rodzice, nie wiemy do czego chcemy wychować nasze dzieci, jeśli nam samym tak trudno jest odnaleźć sens życia, to jak będziemy w stanie przekazać go naszym dzieciom?

– Brak świadomości rodzicielskiej...

K.O.-S.: – Brak świadomości to raz. Dwa, brak refleksji. W mediach dostajemy gotowe rozwiązania, chłoniemy obrazy, niestety często nie idą za tym żadne przemyślenia. Często bazujemy na tym, co usłyszymy, co ktoś powie, żyjemy szybko, poddani całej masie bodźców.

P.G.: – Rządzi nami konsumpcjonizm, postmodernizm.

– Pewne wzorce są nam narzucane i my dość bezrefleksyjnie je powielamy z klapkami na oczach. Musimy mieć nowe auto, musimy jechać na wakacje, musimy wiele innych rzeczy, bo świat nam tak podpowiada?

K.O.-S.: – Tak. Kto jest dziś przewodnikiem dla dziecka? Co stało się z rodzicem, który kiedyś tłumaczył świat? Rola rodzica zmieniła się, przestał być wzorcem, został zrzucony z piedestału.

– Rodzic został zrzucony, czy sam z tego piedestału zszedł?

K.O.-S.: – Pozwolił się zrzucić. Ma niewiele do zaproponowania. Przegrywa z postaciami z mediów.

E.S.: – Mamy degradację autorytetów. Rodzic nie jest autorytetem. Przestał nim być również nauczyciel, o którym rodzic często dziecku mówi: „a co tam będziesz słuchał nauczyciela, co tam będzie słuchał kuratora, jak oni nic nie wiedzą, nie słuchaj ich”. Nie ma tego wzajemnego oddziaływania autorytetów – rodzicielskiego i nauczycielskiego – na dzieci.

– Żyjemy w takim świecie, w którym każdy sam wszystko wie najlepiej.

E.S.: – Poza tym ludzie są bardzo egoistyczni. Nie potrafią w dzisiejszych czasach żyć w związkach, nie potrafią się odnaleźć, a tym bardziej poświęcić. Nie potrafią rozwiązywać problemów. Kiedy coś w życiu nie wychodzi bardzo szybko pojawia się decyzja o rozstaniu. Obecnie jest kosmiczny procent rozwodów w małżeństwach ze stażem do trzech lat, w tych związkach nierzadko są już dzieci. Widocznie ci młodzi ludzie nie otrzymali w domu właściwych wzorców. Te deficyty jeśli nie zostaną uzupełnione, to z takimi problemami będzie się borykać kolejne pokolenie.

P.G.: – Mam wrażenie, że załamał się nam świat wartości. Poza tym na nic nie mamy czasu! Nawet na wakacje jedziemy last minute, zjeść, poleżeć, wyspać się, zrobić sobie zdjęcie i wrzucić je do Internetu.

– Ale czy nie jest to pochodna życia, które prowadzimy? Ciągłej pogoni za czymś, szalonego tempa życia? Wtedy kiedy przychodzą wakacje, to po prostu chcemy poleżeć.

P.G.: – I tu wracam do naszych potrzeb. Jak często, my dorośli, zadajemy sobie pytanie: co jest dla mnie w życiu ważne, co jest najważniejsze? Praca, pieniądze, wypoczynek w „epickim” miejscu, popularność, markowe ciuchy... Czy jest w życiu coś więcej? Przecież jeśli my dorośli nie widzimy głębszego sensu życia, naszym dzieciom trudno będzie go odnaleźć! Dajmy naszym dzieciom coś dla czego warto żyć: miłość, zrozumienie, akceptację, zainteresowanie.

K.O.-S.: – Dziś obserwujemy tendencje do stwarzania sobie świata pięknego ,kolorowego, łatwego i przyjemnego. I nagle ,jak dochodzi do konfrontacji z jakimś problemem, to okazuje się, że nie jesteśmy gotowi, by sobie z tym radzić. A przecież prędzej czy później w naszym życiu pojawiają się trudności, coś się nie uda. Wtedy ludzie nierzadko się rozsypują. Zauważam, że dzieci nie chcą , nie lubią , nie są nauczeni podejmowania wysiłku. Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że sztuka czytania, szukania, komunikowania przegrywa ze sztuką klikania.

W tym roku „Dziupla” organizowała dla dzieci wycieczki piesze po okolicy. Mogłoby się wydawać, że to fajna oferta, zwłaszcza po tym długim czasie zamknięcia w domu, jakie zgotowała pandemia. Okazało się, że trzeba było bardzo się starać, by zebrać grupę 5 osób. Nie przekonywał spacer w fajnym towarzystwie ( przecież wszędzie można dojechać samochodem) oglądanie przyrody też okazało się nudą. Przekonywało zakończenie wycieczki w Mc Donaldzie. Ta drobna sytuacja pokazuje jak konsumpcjonizm zdominował możliwość twórczej ekspresji i odkrywania świata zewnętrznego ale i swojego wewnętrznego. Ale to już wyzwanie dla pedagogów – co z tym zrobić i czy warto?

Rozmawiał Artur Marcisz


Krystyna Orbik-Skupień – od 20 lat dyrektor Wodzisławskiej Placówki Wsparcia Dziennego „Dziupla”, pedagog z 30-letnim doświadczeniem.

Ewa Smiatek – asystent rodziny w „Dziupli”, pedagog, pracownik Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów z siedzibą w Raciborzu dla obszaru właściwości Sądu Okręgowego w Rybniku.

Paulina Goździk – asystent rodziny w „Dziupli”, pedagog z 20-letnim doświadczeniem.

  • Numer: 40 (1089)
  • Data wydania: 05.10.21
Czytaj e-gazetę