Poniedziałek, 29 kwietnia 2024

imieniny: Piotra, Rity, Angeliny

RSS

Tysiąc czterysta powodów do radości, łez szczęścia i uśmiechu

22.12.2020 00:00 sub

Darczyńcy dostarczają paczki do magazynów, wolontariusze przekazują je rodzinom. Tak Szlachetna Paczka wydobywa z ludzi to, co najpiękniejsze. – Ma moc zmieniania życia – mówią nam osoby zaangażowane w to szczytne przedsięwzięcie.

POWIAT Finał Szlachetnej Paczki, który odbywa się co roku w grudniu, nie przez przypadek nazywany jest Weekendem Cudów. W ciągu dwóch dni w całej Polsce dzieją się niesamowite historie. Tym razem ten niezwykły czas przypadł na 12 i 13 grudnia. Ponad 14 tys. rodzin, 11 tys. wolontariuszy, 330 tys. darczyńców i niezliczona ilość wzruszeń, emocji i historii.

Ciężarówką do Lubartowa

W Wodzisławiu Śl. Weekendem Cudów rozpoczął się jednak już 11 grudnia. Wówczas w ramach Szlachetnej Paczki zorganizowano akcję pn. Paczka Przygody. – W skrócie polega ona na tym, że grupy wolontariuszy ruszają w Polskę tam, gdzie jeszcze nie było Paczki. W naszym przypadku ruszyliśmy z Wodzisławia Śl. do Lubartowa – wyjaśniają nam wolontariusze zaangażowani w akcję, czyli: Anna Wic-Malkowska, Julia Kopeć, Ania Urszulik, Bartosz Smołka i Damian Szymanek. Nadzieję i szczęście podarowali 18 rodzinom. – Potrzeby tych ludzi nie były zaskakujące, a wręcz przeciwnie – mówi nam liderka grupy Monika Sobik. – Bardziej zaskoczyła nas kreatywność naszych darczyńców, którzy byli niezwykle aktywni – dodaje. Monika Sobik wymienia, że wśród prezentów były m.in.: wyposażenie kuchni, meble dziecięce oraz telewizor. W sumie wielką ciężarówką z Wodzisławia Śl. do Lubartowa przewieziono kilkanaście pięknie zapakowanych prezentów o łącznej wartości wynoszącej około 95 tys. zł.

Paczki dla mieszkańców regionu

Tradycyjnie magazyn wodzisławskiej Szlachetnej Paczki został zlokalizowany w Wodzisławskim Centrum Kultury. 12 grudnia z godziny na godzinę wypełniał się on świątecznymi pakunkami. Dostarczali je darczyńcy, którzy zdecydowali się przygotować dedykowaną pomoc wybranej rodzinie. – Prawie 1400 paczek o łącznej wartości wynoszącej prawie 342 tys. zł przez ręce 20 naszych wolontariuszy trafiło do 48 rodzin zamieszkujących powiat wodzisławski – mówi nam liderka rejonu Anna Czyż. Dodaje, że potrzeby rodzin były różne. Najczęściej wymieniane były jednak opał, środki czystości i żywność. Były też pralki, rowery, łóżka oraz zabawki. – Finał Szlachetnej Paczki to niezwykły moment, ponieważ ten projekt ma moc zmieniania życia. Rodziny włączone do programu otrzymują nie tylko wsparcie materialne, ale przede wszystkim impuls do zmiany, nadzieję na lepsze jutro – mówi nam liderka. – Czują, że ktoś ich dostrzegł, że są dla kogoś ważni. To niezwykły moment dla nich, ale i dla nas wolontariuszy. Niejednokrotnie nie potrafimy powstrzymać łez wzruszenia – dodaje.

Drżenie rąk i łzy wzruszenia

13 grudnia poprzez ręce wolontariuszy paczki trafiły do potrzebujących. Otrzymała je m.in. 9-osobowa rodzina z Bukowa: Zuzanna i Dominik oraz ich piątka dzieci, a także siostra i mama mężczyzny. Darczyńcy przygotowali dla nich aż... 51 paczek. Znalazły się w nich m.in.: żywność, środki czystości, ale również rower, przybory szkolne i zabawki. Każda paczka otwierana była przez członków rodziny z drżeniem rąk, a ich zawartość powodowała łzy wzruszenia. Jak sami przyznają, nie spodziewali się, że zostaną zakwalifikowana do Szlachetnej Paczki. – Są ludzie, którzy mają się gorzej niż my. Żyjemy skromnie, ale jakoś sobie radzimy. Mamy dach nad głową. Ja pracuję, żona zajmuje się dziećmi – przyznaje pan Dominik. Informacja, że znalazł się darczyńca, który chce im pomóc, zwaliła mężczyznę z nóg. – Zacząłem płakać i dziękować – przyznaje.

Druzgocąca diagnoza

Bo sytuacja rodziny nie jest łatwa. Niemalże każda złotówka trafia na leczenie dwuletniej Dominiki, u której w marcu tego roku wykryto nowotwór. Wszystko zaczęło się od choroby jej brata, który był hospitalizowany w szpitalu. W tym czasie w domu pan Dominik zauważył, że dziewczynka zaczęła kaszleć. Po konsultacji z lekarzem przywiózł dziecko do tej samej lecznicy, w której przebywał jej brat. Lekarza zaniepokoiło wybrzuszenie, które zauważył u dziewczynki, gdy ta piła mleko. Wykonano badania. Diagnoza była druzgocąca – guz, który okazał się być nowotworem złośliwym. Był już tak duży, że zaczął wypierać nerki na boki. W mgnieniu oka mała Dominika znalazła się w szpitalu w Zabrzu, gdzie lekarze operacyjnie usunęli jej guza. Później były chemioterapia, leki i kolejne badania.

Światełko w tunelu

Zarobione przez pana Dominika pieniądze zaczęły szybko ubywać. Leki dla dziewczynki okazały się być bardzo kosztowne. – Musieliśmy zaciągnąć kredyt, teraz rata goni ratę. Pracuję na farmie drobiu, po 8 godzin dziennie, potem pomagam gdzie się da, próbuję dorobić – mówi ojciec chorej dwulatki, która podczas naszej rozmowy przemykała między meblami i się chowała. – Mała boi się obcych. Ma złe skojarzenia związane z chemioterapią i szpitalem. Na sam szpital zaczęła już mówić, że „jedziemy do domu”. Jest tam tak często, że uważa go za dom – dodaje ze smutkiem pan Dominik. Dziewczynka jest obecnie na dobrej drodze ku odzyskaniu zdrowia. Regularnie przeprowadzane badania wykazują poprawę. A teraz dzięki darczyńcom, spędzi również dostatnio święta.

Rodzina pragnie podziękować za okazaną pomoc i wsparcie wszystkim darczyńcom. Pragną też podziękować Fundacji Iskierka, której Dominika jest podopieczną. Zapytani o to, czego im życzyć z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia, odpowiedzieli: – Zdrowia, szczególnie dla małej Dominiki.(juk), AgaKa

  • Numer: 51/52 (1048/1049)
  • Data wydania: 22.12.20
Czytaj e-gazetę