Bajki i bojki o I powstaniu śląskim w Pszowie
List do Redakcji
Ukazały się ostatnio „Zeszyty Pszowskie” za rok 2019, wydawane przez Towarzystwo Przyjaciół Pszowa i współfinansowane przez Gminę Miasta Pszów. Publikację zdominowała tematyka powstań śląskich, przede wszystkim zaś I powstania śląskiego. Jest to zrozumiałe, gdyż setna rocznica wybuchu tegoż powstania przypada właśnie w bieżącym roku, a jego przebieg w Pszowie miał wręcz dramatyczny wymiar. Poświęcone więc tej tematyce są rozważania Artura Studenta pt. „Czy I Powstanie Śląskie musiało wybuchnąć?”, który w trosce o to, by „zrozumieć argumenty, dlaczego nasi przodkowie chwycili za broń”, zaczyna od omawiania sytuacji Śląska w XIII wieku a kończy na stwierdzeniu, iż „wydaje się, że z perspektywy historii, I Powstanie Śląskie było nieuniknioną koleją dziejów”.
Szczegółowo na temat I powstania śląskiego pisze Paweł Porwoł w artykule pt. „Bitwa o Pszów”, który oparty jest na źródłowych relacjach sporządzonych w latach 70. ubiegłego wieku przez żyjących jeszcze wtedy powstańców oraz przeprowadzonych z nimi wtedy wywiadach, a także innych materiałach archiwalnych i wzmiankach z tzw. literatury przedmiotu. W sumie jego artykuł stanowi rzetelną i kompetentną informację o tym, jak przygotowywano się w Pszowie do powstania i co działo się tam, gdy już wybuchło, w ciągu kilku godzin walki o Pszów w dniu 18 sierpnia 1919 r.
Zamieszczono też relację Marka Jakubiaka z Festynu Powstańczego (pt. „Powstańcza inscenizacja”), zorganizowanego przez Gminny Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Lubomi dla uczczenia (wg autora) „110-lecia” powstań śląskich. Z relacji wynika, że w festynie brali udział m.in. członkowie Sekcji Turystyki Rowerowej z Pszowa, którzy zorganizowali Powstańczy Rajd Rowerowy z Pszowa do Lubomi, a Zespół Regionalny „Pszowiki” wykonywał w jego trakcie pieśni śląskie i powstańcze.
Jak twierdzi M. Jakubiak, zaproszenie pszowskich cyklistów i zespołu „Pszowiki” do udziału w lubomskim Festynie Powstańczym nie było „kurtuazją wobec sąsiadów, ale miało swoje historyczne uzasadnienie”. Odkrył on bowiem, że „kompania powstańcza z Lubomi, którą dowodzili Jan Szynk i Alojzy Gabor, miała przyjść na pomoc powstańcom walczącym w Pszowie”, gdyż tak rzekomo pisze Brunon Strzałka, autor Godek i bojek śląskich. Otóż faktem jest, że ten emerytowany nauczyciel rodem z Lubomi (1912-1977), stworzył na kanwie wydarzeń, jakie miały miejsce w Pszowie po wybuchu I powstania śląskiego, „godkę” czy „bojkę” zatytułowaną „Jak to było z tym pierwszym powstaniem”, która, jak prawie wszystkie jego opowiadania, ma charakter narracyjny. Opowiada ją stary Hanys Kopla karlusom w karczmie, którzy chcieli się dowiedzieć, jak to faktycznie było z tym pierwszym powstaniem w Lubomi, bo mamulka niejakiego Kondusia Rychtera dycki rządzili, „że tu u nos, w Libomi, to nie było żodnego pierwszego powstanio ino trzecie”.
Hanys Kopla ofuknął karlusów, bo „co też tam staro nieboga Rychterka mogła wiedzieć? Przecam sama w powstaniu nie była!”, w przeciwieństwie do niego, dawnego szlepra na kopalni „Anna” w Pszowie. Jego więc ustami B. Strzałka opowiedział historyjkę o I powstaniu śląskim, ujawniając, jak w każdym ze swoich utworów, niebywałe predyspozycje gawędziarskie, i dał też w niej, zgodnie z tego rodzaju gatunkiem literackim, upust swojej wyobraźni. Słyszał bowiem o walkach powstańczych w Pszowie i popuszczając wodze fantazji, sprokurował własną ich wersję, do czego wszak miał prawo, ale niewiele mającą wspólnego z rzeczywistymi wydarzeniami i faktami, poza wymienieniem czterech poległych w walce powstańców, co może robić wrażenie poprawności historycznej.
W żadnym jednak wypadku nie można tej „bojki”, skądinąd ciekawej, traktować jako źródła, a tak właśnie uczynił Marek Jakubiak w swoim tekście o „powstańczej inscenizacji”, podając niewątpliwie za B. Strzałką, ale bez cudzysłowu już: „Podczas powstania życie stracił Józef Milion (poprawnie powinno być Million), Benedykt Tront i Jan Włoczek. Józef Tytko został schwytany przez Niemców w swoim domu i rozstrzelany na rynku w Pszowie”. Na szczęście nie napisał już, powołując się na „bojkę” Strzałki, że wymienieni wyżej trzej powstańcy zostali żywcem przez Niemców złapani, przyprowadzeni na miejsce, gdzie Tytko zginął i tam też rozstrzelani. Albo – jak perorował karlusom Hanys Kopla – „Pszowicy w tym miejscu, kędy był rozstrzelany Tytko, Milion i ci drudzy, wmurowali taką czorną tablicę, na kierej złotymi literami było wypisane: W tym miejscu dnia 18 sierpnia 1919 roku zginęli śmiercią walecznych za Polskę: Tytko Józef, Milion Józef, Tront Benedykt i Włoczek Jan”. Okoliczności śmierci pszowskich powstańców były bowiem zgoła inne, a tablica akurat na budynku nadal się znajduje, lecz jest na niej nieco inny napis.
W czym zatem problem? Ano w tym, że w tych samych „Zeszytach”, ale kilka stron wcześniej, P. Porwoł pisze (zgodnie z prawdą), iż Józef Tytko nie został schwytany przez Niemców w swoim domu i wskazuje dokładnie, gdzie go podczas wycofywania się żołnierze Grenzschutzu ciężko ranili, a następnie przywlekli na rynek i tam rozstrzelali. Opisuje też dokładnie jak zginęli pozostali powstańcy. Takie niefrasobliwe przeinaczanie faktów może mieć daleko idące konsekwencje. Nie należy bowiem wykluczyć, że egzemplarz „Zeszytów” trafi do rąk uczniów na lekcjach o I powstaniu śląskim w Pszowie i sprowokuje niechcący pytanie, jak faktycznie wyglądały ostatnie chwile poległych w nim pszowskich bohaterów? Podobnie jak i pytanie, dlaczego w Lubomi czczono już 110-lecie powstań śląskich, skoro we wcześniejszym artykule jest mowa o dopiero setnej rocznicy pierwszego z powstań? Wprawdzie Wydawca „Zeszytów” zastrzega się, że „za treść merytoryczną publikowanych tekstów odpowiadają autorzy”, ale wydaje się, że w tym wypadku błędom mogło zapobiec uważniejsze przeczytanie (przed drukiem) tekstów, które mają się ukazać.
Jeśli zaś chodzi o podniesioną przez M. Jakubiaka kwestię pomocy, z jaką powstańcom pszowskim miała przyjść kompania lubomska, to według „bojki” B. Strzałki, na której się opiera, a właściwie znów słów starego Kopla, wyglądała ona tak: „Jak my się w lesie dowiedzieli, że grenzschutze Tytkiego chycili, to Hanys Szynk chcioł go odbić. Ale bez dzień to nie szło […]. Tóż my jeno czekali, aż się zećmi, bo po ćmoku idzie mocka zrobić. Niekierzy z nos już się przeblekli za grenzschutzów i czekali. Ale jak się zećmiło, to już Tytko i ci drudzy nie żyli. Tak się ci grenzschutze śpieszyli, bo liczyli, że w nocy ich możemy odbić. Pamiętom to jak dzisioj. Było to osiemnostego sierpnia w dziewiętnostym roku”. Zamiast komentarza można jedynie dodać: zaiste fajno bojka, w której jedynie data się zgadza. Czytelnik z Pszowa
Najnowsze komentarze