Czy miasto wywali na bruk schronisko dla bezdomnych?
Przy Marklowickiej w Wodzisławiu mają życie bez domu. Piorą, sprzątają, gotują, rozmawiają. Schronisko dla bezdomnych mężczyzn działa tam od lat. Wkrótce może się to zmienić. Miasto chce tam utworzyć mieszkania socjalne i wręczyło schronisku wypowiedzenie.
WODZISŁAW ŚL. Gustaw gotuje pomidorową. Podnosi pokrywkę dużego garnka, miesza, doprawia. - Do tego śmietanka i makaron muszelki. Będzie smacznie - zapowiada obiad dla prawie 20 osób, bo tyle przebywa obecnie w schronisku dla bezdomnych mężczyzn w Wodzisławiu Śląskim przy ul. Marklowickiej. - Jestem tutaj już od roku. Dobrze się tu czuję. Kiedyś mieszkałem w Kończycach Wielkich, no ale stało się tak, jak się stało - mówi Gustaw. Wspomnienia powodują, że na chwilę zawiesza głos. - Daję sobie 1,5 roku, żeby wyjść z bezdomności. Nie piję, nie palę, chodzę na szkolenie, żeby zostać konserwatorem zieleni. To mnie interesuje, w końcu kiedyś mieszkałem na wsi. Zresztą mnie wszystko interesuje. Gotowanie też. Dawniej matka się rozchorowała, to ktoś w domu musiał gotować. Tak się nauczyłem. Trzeba mieć smak i trzeba chcieć - podkreśla, dalej mieszając w garnku.
Wypowiedzenie
Budynek przy ul. Marklowickiej od wielu lat służy bezdomnym. Schronisko prowadzone jest przez Towarzystwo Charytatywne „Rodzina”, które istnieje od 1996 r. Początkowo schronisko zajmowało większą część budynku i tym samym zapewniało dach nad głową większej liczbie mężczyzn. Ale stopniowo miasto odbierało stowarzyszeniu przestrzeń, na której mogło działać, bo powstawały tam mieszkania socjalne. - Kilka lat temu zabrali nam jedną część, żeby stworzyć mieszkania socjalne, później kolejną - mówi Grażyna Mnich, wiceprezes Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina”. Teraz stało się to, czego władze stowarzyszenia bały się najbardziej. Miasto wypowiedziało im umowę najmu. A dokładnie spółka Domaro, która zarządza budynkiem. Schronisko ma się wynieść do końca października. Wtedy mija trzymiesięczny okres wypowiedzenia.
– Zaskoczyło nas to wypowiedzenie - nie kryje żalu Grażyna Mnich. Ona i jej współpracownicy postanowili działać, żeby ratować schronisko. - Zwróciliśmy się do Domaro z prośbą o wydłużenie okresu wypowiedzenia - tłumaczy Mnich. Powodów jest kilka. Po pierwsze - stowarzyszenie pracuje w cyklu rocznym. Ma podpisane umowy z miastami i gminami, z których trafiają bezdomni, m.in. z Pszowem, Mszaną i Jastrzębiem. Poza tym stowarzyszenie realizuje projekt ze środków unijnych. Za ponad 1,64 mln zł. - Dzięki temu projektowi ci mężczyźni mają szansę na to, by wyjść z bezdomności. Uczą się zawodu, uczestniczą w kursach na ochroniarza, ogrodnika, kursie komputerowym czy sprzątania. Prócz tego spotykają się z psychologiem czy innymi specjalistami - wyjaśnia Grażyna Mnich. Władze stowarzyszenia poprosiły też spółkę Domaro o wskazanie innego, zastępczego lokalu.
Innego lokum nie ma
Domaro zaproponowało nowy termin, ale tylko do końca stycznia. Lokalu zastępczego nie wskazało, bo Wodzisław takim „nie dysponuje”. - Nie zgadzamy się na to - stawia sprawę jasno Grażyna Mnich. Dlaczego? Wyprowadzka z budynku przy Marklowickiej oznacza, że Towarzystwo Charytatywne „Rodzina” przestanie istnieć. A wraz z nim schronisko dla bezdomnych. I nie tylko. - Prowadzimy też bank żywności. Otrzymujemy od sklepów żywność na granicy przydatności do spożycia. Z tej żywności korzystają nie tylko mężczyźni ze schroniska, ale też potrzebujący mieszkańcy Wodzisławia. Obecnie z takiej pomocy żywnościowej korzysta regularnie około 60 środowisk, a w ciągu ostatnich trzech lat ponad 200 rodzin - podkreśla pani wiceprezes.
Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina” nie stać na to, by wynająć lub kupić jakikolwiek budynek i tam prowadzić schronisko dla bezdomnych. - Wyprowadzka z Marklowickiej oznacza nasz koniec - martwi się Grażyna Mnich. - Jesteśmy tu od lat. Mieszkańcy bardzo nam pomagają. Przynoszą odzież, buty, środki czystości. Wielu ludzi chce się dzielić. Zależy nam tylko na tym, by miasto pozwoliło nam tu zostać - wierzy w taki obrót sprawy pani wiceprezes.
Za daleko
Cała sprawa ma jeszcze jeden wątek. - Przez lata to my przyjmowaliśmy osoby bezdomne z terenu Wodzisławia - mówi Grażyna Mnich. W pewnym momencie przy ul. Rzecznej w Wodzisławiu zaczęło działać Towarzystwo Świętego Brata Alberta. Teraz to z nim miasto, a dokładnie Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, ma podpisaną umowę. - Startowaliśmy do ogłoszonego konkursu w tym zakresie, ale nie zostaliśmy wybrani. Mimo że nasza oferta była dużo niższa - zaznacza Grażyna Mnich.
O jakie różnice w cenie chodzi? Schronisko przy Rzecznej dostaje od MOPS-u ponad 82,39 tys. zł na ten rok. Schronisko przy Marklowickiej dało ofertę w kwocie... 55,08 tys. zł. A więc dużo niższą. Mimo wszystko przegrało. Jak to możliwe? MOPS stwierdził, że jedno z kryteriów do oceny powinna stanowić odległość (to 40% oceny). A że bliżej z MOPS-u do Rzecznej niż do Marklowickiej, wygrała ta pierwsza oferta.
W MOPS-ie w Wodzisławiu tłumaczą, że „postępowanie miało charakter przetargu nieograniczonego i mogły w nim wziąć udział podmioty z całego kraju”. Dlatego wprowadzono kryterium odległości. - Nadmieniamy również, że zgodnie z ustawą oferenci mogą zwrócić się do zamawiającego o wyjaśnienie treści specyfikacji istotnych warunków zamówienia. Żaden z oferentów nie zadał pytania odnośnie kryterium oceny ofert dotyczącej odległości - przekazuje nam Elwira Palarczyk, dyrektor MOPS w Wodzisławiu.
Grażyna Mnich uważa, że od jakiegoś czasu miasto jest po prostu niechętne schronisku przy Marklowickiej. Czujemy, że nas nie chcą. My tylko prosimy, żeby pozwolono nam tu dalej działać - apeluje.
Miasto potrzebuje mieszkań
Miasto tłumaczy, że nie chodzi tu o żadną złą wolę, tylko potrzebne są kolejne mieszkania socjalne (nazwy „socjalne” używamy umownie, bo zmieniło się prawo i obecnie są to lokale o komunalne „o niższym standardzie”). Takie mają powstać w wolnych pomieszczeniach przy Marklowickiej. - Z uwagi na przeprowadzane eksmisje oraz zapadające wyroki sądowe z prawem do najmu socjalnego, utworzenie kolejnych lokali mieszkalnych z przeznaczeniem na najem socjalny jest konieczne i ekonomicznie zasadne - wyjaśnia wiceprezydent Wodzisławia Izabela Kalinowska.
Obecnie w budynku przy Marklowickiej znajduje się 41 lokali, z czego 39 jest zamieszkałych, zaś 2 z nich są w trakcie przydziału, więc zasób miejski się kurczy. - Na powierzchni najmowanej przez Towarzystwo Charytatywne „Rodzina” przewiduje się utworzenie około 5 lokali z możliwością najmu czynszu socjalnego dla maksymalnie 17 osób - przekazuje wiceprezydent Kalinowska.
Miasto planuje, że gdy pomieszczenia po schronisku przy Marklowickiej zwolnią się, przeprowadzone zostaną prace remontowe. - Na chwile obecną planowane są prace remontowe, które obejmować będą dostosowanie pomieszczeń do minimalnego standardu mieszkania o czynszu socjalnym. Powyższe prace zostaną wykonane w ramach bieżącego utrzymania lokali, a ich szczegółowy koszt znany będzie po opuszczeniu lokalu przez dotychczasowego najemcę i wykonaniu dokumentacji technicznej - zapowiada pani wiceprezydent.
Pranie, sprzątanie
Obecnie w schronisku przy Marklowickiej może przebywać 20 mężczyzn. Panowie sami dbają o takie obowiązki jak sprzątanie, pranie czy gotowanie. - Mamy dyżury, sprzątamy swoje sale. Jestem tu od czerwca. Kiedyś byłem mieszkańcem Jastrzębia, pracowałem na kopalni. Żona wyjechała do Włoch do pracy, był rozwód. Człowiek się załamał. Utraciłem pracę i prawda jest taka, że zadłużyłem mieszkanie. Wyeksmitowali mnie. Później podupadłem na zdrowiu - dzieli się swoją historią pan Krzysztof. - Najpierw trafiłem do noclegowni w Jastrzębiu, ale mam problemy z chodzeniem, a tam jest taki system, że rano trzeba wyjść i można wrócić po południu. Z moimi nogami to było niemożliwe, więc znalazłem się w Wodzisławiu - dodaje.(mak)
Najnowsze komentarze