Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Święty Mikołaj w czerwcu zaczyna zapuszczać brodę

19.12.2017 00:00 sub

Święty Mikołaj mieszka w Laponii? Nie tylko. Prawdziwego Mikołaja spotkacie w Wodzisławskim Centrum Kultury. Dociekliwe dzieci robią mu test na „autentyczność”, który zdaje za każdym razem. – Ciągną mnie za brodę i wołają: „prawdziwa!” – uśmiecha się Aleksander Wilkus.

WODZISŁAW ŚL. Aleksander Wilkus na co dzień pracuje w WCK jako kierownik techniczny. W grudniu zamienia się w kochającego wszystkie dzieci jegomościa w czerwonym stroju. Brodę ma prawdziwą, nie żadną doklejaną. Zapuszcza ją przez 6 miesięcy. - Przysięgam! Będę już grzeczny, przestanę męczyć chomika, nauczę się czytać - lista obietnic, które słyszy od dzieci każdego roku, jest długa. Wiadomo! Przed Świętym Mikołajem nic się nie ukryje. Poza tym Mikołaj ma szczególną kartę przetargową - pięknie zapakowany prezent.

Materiał ze składnicy harcerskiej

Aleksander Wilkus po raz pierwszy został Świętym Mikołajem w 1982 r. Chciał sprawić w ten sposób radość synowi sąsiadów. - Chłopiec marzył o tym, by zobaczyć Mikołaja. Postanowiłem zrobić mu uciechę. Czasy były trudne, w sklepach pustki, więc kupiłem w składnicy harcerskiej czerwony materiał na flagi i razem z żoną uszyliśmy pierwszy mikołajowy strój - wspomina pan Aleksander. Debiut w nowej roli okazał się udany. Szczęście chłopca nie miało granic. - Gdy kolejnego dnia odwiedziłem go jako sąsiad, to z przejęciem opowiadał mi o swoim spotkaniu ze Świętym Mikołajem. Słuchanie tego sprawiło mi wielką radość - dodaje.

Dzieci wyczuwają fałsz

Kiedy syn sąsiadów podrósł, oczywiście przestał wierzyć w Mikołaja i przygoda z nietypową rolą się skończyła. Na moment, bo w 1991 r. pan Aleksander usłyszał propozycję: „a nie chciałbyś zostać Świętym Mikołajem?”. - Pracowałem już w Wodzisławskim Centrum Kultury, które wówczas było Miejskim Ośrodkiem Kultury. Dyrekcja jednostki wpadła na pomysł, by organizować spotkania mikołajkowe połączone z tańcem. Miałem wcielić się w postać Świętego Mikołaja. Tak też się stało - wspomina pan Aleksander. Ciekawostką jest to, że w organizację spotkań włączyli się też Czesi. - Na scenie było dwóch Świętych Mikołajów. Ten z Czech miał na twarzy plastikową maskę. Było widać, że dzieci omijały go szerokim łukiem i podchodziły do mnie. Wtedy zrozumiałem, że Mikołaj musi być jak najbardziej autentyczny, bo dzieci doskonale wyczuwają fałsz - podkreśla.

Tydzień na pełnych obrotach

Wieść o Świętym Mikołaju z wodzisławskiego ośrodka kultury zaczęła się szybko rozchodzić. Wygląda prawdziwie, do tego ma przyjemny, głęboki głos. Przychodzili rodzice i prosili, by Mikołaj odwiedził ich pociechę w domu. Później zaczęły zgłaszać się przedszkola, szkoły, domy dziecka, biblioteki. - Początkowo swoim zasięgiem obejmowałem tylko Wodzisław. Dzisiaj obszar mojego działania rozciąga się od Cieszyna aż po Gliwice. Sam nie wiem, jak to się stało. Chyba poczta pantoflowa zadziałała - zastanawia się. - W tym roku Mikołajki wypadły w środku tygodnia, więc pracowałem na pełnych obrotach od 3 do 9 grudnia - dodaje.

Farba emulsyjna

Skąd taka popularność Mikołaja z WCK? Powodów jest kilka. Po pierwsze - autentyczność. Pan Aleksander nie przykleja sztucznej brody, tylko zapuszcza własną. Cały proces rozpoczyna się w czerwcu. Do grudnia broda jest w sam raz. - W każdym przedszkolu jest wytypowane dziecko, które ciągnie Mikołaja za brodę. Ciągnie, broda nie odpada, więc Mikołaj jest prawdziwy - wyjaśnia pan Aleksander. - Jestem już w takim wieku, że prawie odpada mi konieczność malowania brody, bo w 90 proc. jest już siwa. Teraz tylko drobne poprawki i jestem gotowy. Kiedyś musiałem mocno pracować nad kolorem. Najlepiej sprawdza się zwykła farba emulsyjna. Świetnie pokrywa włos i dobrze się zmywa. Wcześniej korzystałem ze sprowadzanego z Turcji sprayu, ale farba jest zdecydowanie lepsza - zapewnia.

W dniu, kiedy kończy się rozdawanie prezentów, Święty Mikołaj goli swoją piękną brodę. To taki rytuał. - Do czerwca mam trochę spokoju - śmieje się. Tylko brzuch Mikołaj ma „dorabiany”. - Przez kilka lat miałem swój pokaźny brzuch, ale schudłem i muszę korzystać z gąbki. Przecież Mikołaj musi mieć wielki brzuch - zaznacza.

Podziękuj Mikołajowi...

Reakcje dzieci na wizytę Świętego Mikołaja są przeróżne. Od euforii i okrzyków radości aż po płacz i ucieczkę. Emocje się mieszają. Nie raz pan Aleksander czuł, że dziecko trzęsie się na jego kolanie z emocji, ale widział też wielką radość i ufność wobec przyjaźnie nastawionego jegomościa w czerwieni. - Na ten temat można książkę napisać. Najczęściej przytulają, ściskają i łapią za szyję. Ale nie tylko. Był chłopczyk, który na mój widok momentalnie uciekł za szafę i stamtąd poważnym tonem wydawał dyspozycje: „Postaw na środku, a teraz idź”. Tak się bał. Z kolei jedna mama chciała namówić dziecko do podziękowań za prezent: „To, co teraz należy powiedzieć Mikołajowi za taki ładny prezent?”. A na to maluch wypalił: „Do widzenia” - wspomina zabawne sytuacje.

Rola Świętego Mikołaja wymaga wiele przygotowań. Pan Aleksander dostaje mnóstwo listów. Nie tylko od dzieci, ale i od ich rodziców. Rodzice przesyłają Mikołajowi wskazówki, o co warto spytać malucha albo za co należy zganić. - No i wtedy ja wchodzę do mieszkania milusińskiego i wiem wszystko: że goni kota, że męczy chomika. A dziecko w szoku, skąd ten pan wie? No jak to skąd - bo jestem Mikołajem. Wszystkie dzieci obiecują poprawę. Są zdecydowane przysiąc wszystko. Do tego stopnia, że poznałem chłopca, któremu słabo szło czytanie. Czytał przy mnie, próbował, ale zapowiedziałem, że jak do przyszłego roku się nie poprawi, to prezentu nie będzie. Tak wziął to sobie do serca, że za rok otworzył książeczkę i śpiewająco przeczytał treść na stronie. Kłopot w tym, że jak przełożyłem o 3 strony dalej, to znów miał problem. Więc okazało się, że po prostu tak się zawziął, że nauczył się fragmentu niemal na pamięć, specjalnie dla Mikołaja - opowiada pan Aleksander.

Dopóki starczy sił

Dzieci są bardzo rezolutne. Pan Aleksander przekonał się o tym nie raz. Milusińscy pytają o wszystko: o Laponię, imiona reniferów, mikołajowe sanie. Czasem pytania są kłopotliwe. - Dzieci chcą wiedzieć, jak to możliwe, że przyjechałem saniami, skoro nie ma śniegu. Tłumaczę im, że najpierw podróżowałem saniami, ale kiedy skończył się śnieg, to musiałem przesiąść się do samochodu. Przecież Mikołaj musi odwiedzić wszystkie grzeczne dzieci - wyjaśnia pan Aleksander. A że dzieci są bardzo dociekliwe, to cały czas musi trzymać rękę na pulsie. - Musiałem obejrzeć wszystkie bajki o Mikołaju, bo dzieci często proszą o wyjaśnienie różnych scen. A nie wypada, żeby Mikołaj nie znał bajki - dopowiada.

Pan Aleksander czerpie wiele satysfakcji z bycia Świętym Mikołajem. - Dopóki starczy zdrowia i sił, będę się tym zajmował. Szczęście dzieci daje mnóstwo radości - zapewnia. (mak)

  • Numer: 51/52 (892/893)
  • Data wydania: 19.12.17
Czytaj e-gazetę