Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Duży kaliber: Dzieci już dawno spały

07.02.2017 00:00 red.

6 lutego w rybnickim wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach ruszył proces Iwony Z. oskarżonej o zamordowanie w czerwcu ubiegłego roku swojego męża Mariusza. Kobieta twierdzi, że niczego nie pamięta.

– Proszę o pomoc, mąż mi się nabił na nóż. Był kompletnie pijany, a ja sprzątałam po imprezie – zgłoszenie o takiej treści odebrała po północy 19 czerwca 2016 r. dyspozytorka pogotowia. – Czy nóż jest w ranie? Jak długie jest ostrze? Czy mąż żyje? – dopytywała dyspozytorka. – Nóż ma z pięć „centów”, ale to niewielka ranka. Chyba tylko przecięta skóra. Mąż śpi i chrapie na kanapie, ale na wszelki wypadek przyjedźcie – tłumaczy chaotycznie na nagraniu kobieta. Pogotowie przyjechało bardzo szybko. Najpierw karetka z ratownikami, chwilę potem druga, specjalistyczna, z lekarzem. Ranny mężczyzna leżał na rogówce w dużym pokoju. Po kilkudziesięciu minutach lekarz stwierdził zgon 39–letniego Mariusza Z. W momencie kiedy w mieszkaniu doszło do dramatu, w pokoju spała dziewięcioletnia córka małżeństwa i jej koleżanka. Nic nie słyszały. Dzieci obudziła i zaprowadziła do sąsiadów policja. 43–letnia Iwona Z., która wzywała pomoc, została zatrzymana. Zeznała śledczym, że pijany mąż upadł w kuchni, w momencie, kiedy chowała nóż do zmywarki. Śledczy zwolnili ją do domu. Nie było powodów aby wtedy jej nie wierzyć. Wkrótce prokuratura otrzymała wyniki sekcji zwłok mężczyzny. Okazało się, że nóż wbił się w ciało na 15 centymetrów i trafił w lewą komorę serca. Kąt i siła pod jakim został zadany cios, wykluczał przypadkowy upadek na ostrze. Iwona Z. została zatrzymana i aresztowana.

Życie z nim było koszmarem

Małżeństwo Z. mieszkało na drugim piętrze bloku przy ul. Budowlanych w Rybniku. W domu od lat wybuchały awantury, jednak zazwyczaj było słychać tylko krzyki Iwony Z. W poniedziałek przed sądem kobieta opowiadała o swoim małżeństwie i życiu z Mariuszem Z. – Mąż od lat zmagał się z chorobą alkoholową. Nie chciał się leczyć. Twierdził, że nad wszystkim panuje, że prowadzi firmę. Codziennie wypijał od sześciu do ośmiu piw. Do tego wódkę. Prowadził firmę, jednak to ja musiałam zawsze jeździć jego samochodem i go wozić. On wiecznie nie był w stanie. Przez to jego picie w domu wybuchały awantury. Zawsze przy tym krzyczałam, za to on lżył mnie po cichu. Bił mnie, ciągnął za włosy, kopał, raz złamał mi rękę innym razem nos – wyliczała przed sądem Iwona Z. Kobieta zeznała, że wymyśliła wersję o upadku męża na nóż, bo bała się o córkę. – Jeśli chodzi o zabójstwo, wiem, że to byłam ja, bo tylko ja byłam w domu. Nie przyznaję się jednak do morderstwa, bo tego nie chciałam. Lekarz z pogotowia przyznał, że rana wyglądała niegroźnie i jako alkoholik może zmarł od czegoś innego, np. od zatoru. Bardzo chciałam wierzyć, że to był zator, którego dostał przez picie, a ta rana była niegroźna i nie przyczyniła się do jego śmierci. Choć moje życie z nim było koszmarem, nie życzyłam mu źle – tłumaczyła przed sądem.

Wyjścia do kuchni

Tragicznego wieczoru Mariusz Z. pił od południa. Tego dnia w telewizji transmitowano mecz. Portugalia grała z Austrią. – Najpierw wypił resztkę wódki w lodówce. Nie pił przy stole, miał zwyczaj, że zawsze chodził do lodówki się napić. Przy stole pił tylko piwo. Potem kazał mi iść po następną butelkę do sklepu i wino dla siebie. Wolałam, żeby upijał się w domu, a nie łaził po barach. To wspólne picie z nim było zawsze koszmarem. Gdy nie widział, wylewałam alkohol do zlewu lub przez balkon. Wtedy, do drugiej połowy meczu, był wesoły, potem zaczęły mu się urojenia. Kazał mi też pić. Otworzyłam wino, wypiłam kilka lampek. Zaczął mnie szarpać, wyzywać. Nie chciałam z nim spać, więc się awanturował. Tego co się dalej stało nie pamiętam – tłumaczyła przed sądem w poniedziałek oskarżona. Kobieta twierdzi, że świadomość odzyskała w momencie kiedy mąż szedł koło niej w stronę przedpokoju, pozostawiając za sobą plamy krwi.

To była mała rana

– Zaczęłam mu to tamować. Zdjęłam mu koszulkę i kazałam uciskać ranę. Zaprowadziłam go na kozetkę i wezwałam pogotowie. Jedną ręką trzymałam telefon, a drugą wycierałam te „kleksy” z krwi na podłodze. Dzieci już dawno spały, ale nie chciałam, żeby zobaczyły krew na podłodze. Mąż zaczął odpływać. Usta zrobiły mu się sine, zapadł mu się język. Zaczęłam go reanimować do czasu przyjazdu pogotowia. To przyjechało bardzo szybko – wspomina kobieta. – Dlaczego okłamała pani dyspozytorkę pogotowia, że rana jest płytka? – dopytywał sąd. – To był długi rzeźnicki nóż, ale krew była tylko na końcówce. Dlatego myślałam, że tylko go ukłułam. Nic nie pamiętam więc, może nóż wytarłam. Kryminalni na miejscu powiedzieli, że rana wygląda jak po nożu od tapet. Mała ranka, potem już nawet krew nie leciała. Dziś wiem, że krwawił do środka – mówiła kobieta. W poniedziałek sąd rozpoczął przesłuchania rodziny małżeństwa. Iwonie Z. grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

(acz)

  • Numer: 6 (846)
  • Data wydania: 07.02.17
Czytaj e-gazetę