„Groń” odszedł na wieczną służbę
Pożegnaliśmy Pawła Kowola, żołnierza Armii Krajowej
WODZISŁAW 21 października, w wieku 97 lat zmarł Paweł Kowol, żołnierz Armii Krajowej, pseudonim „Groń”. Jego pogrzeb odbył się 25 października w kościele św. Marii Magdaleny w Radlinie II.
Związany z Radlinem
Paweł Kowol urodził się 11 stycznia 1919 r. w Bottrop w niemieckiej Westfalii, ale całe życie związany był z Radlinem – mówimy o historycznym Radlinie, który obecnie jest częścią Wodzisławia. Dorastał w patriotycznej, kochającej ojczyznę rodzinie. Skończył szkołę, zdał maturę. Był młodym geodetą. Rozpoczął pracę w Rybniku.
Wrześniowy dramat
Wybuch wojny był dla niego dramatem. Postanowił, na ile potrafił, działać przeciwko okupantowi. Zorganizował lokalną organizację o nazwie Związek Niesienia Pomocy. Wciągnął do niej Tadeusza Plutę, Antoniego Ledwonia i Eryka Brachmańskiego. Tomasz Miler w swojej monografii „Inspektorat Cisu i Rybitwy. Działalność i struktury rybnickiego inspektoratu ZWZ-AK w latach 1939-1945” pisał, że działalność grupy objęła wyłącznie teren Radlina i, niezależnie od AK, trwała do końca wojny, mimo że jej członkowie byli jednocześnie żołnierzami ZWZ-AK. „Celem tej organizacji było niesienie pomocy Polakom” – pisze Tomasz Miler. Konspiratorzy zbierali pieniądze dla rodzin, które ucierpiały na skutek aresztowań i wywózek. – Polacy chętnie dawali pieniądze. Zawoziłem je rodzinom, byłem kurierem – wspominał Paweł Kowol. Wziął też udział w ratowaniu księgozbioru radlińskiej biblioteki. Przewożenie książek na wozie było ryzykowne. Na szczęście uniknął wpadki.
Wywieziony za volkslistę
Kiedy Niemcy zaczęli tworzyć volkslistę, młody Paweł odmówił jej „podpisania”. Czuł się Polakiem. Został za to wywieziony na roboty przymusowe do zakładów chemicznych w Oświęcimiu. – Poznałem tam wielu akowców – mówił. Chciał do nich dołączyć. Do Związku Walki Zbrojnej AK wprowadził go Józef Kubica. Paweł Kowol złożył przysięgę w jednym z domów w Radlinie, w trakcie przepustki z oświęcimskiej fabryki.
Rozminować mosty
Pod koniec wojny wraz z towarzyszami postanowił rozminować dwa bądź trzy mosty w Radlinie. Wycofujący się hitlerowcy zamierzali je wysadzić, chcąc utrudnić Armii Czerwonej marsz na Berlin. – Zrobiliśmy to sami z siebie. Nie dostaliśmy żadnego rozkazu. To był nasz sabotaż. Nikomu z nas nic się nie stało w tej akcji – wspominał Paweł Kowol.
Cios od Armii Czerwonej
Paweł Kowol całą wojnę walczył z niemieckim okupantem, a największy cios zadali mu czerwonoarmiści. Zastrzelili jego ojca, górnika strzałowego w kopalni Marcel, kiedy wracał z nocnej zmiany do domu. Wzięli go za żołnierza Volksturmu.
Młodzież pytała o broń
Paweł Kowol przez wiele lat związany był ze środowiskiem kombatanckim w powiecie wodzisławskim. Najpierw jako członek Związku Bojowników O Wolność i Demokrację, następnie jako członek i wieloletni prezes związku Armii Krajowej w Wodzisławiu. Odznaczony był min. Złotym Krzyżem Zasługi nadanym w 1987 r. Wiele razy spotykał się z młodzieżą. – Najczęściej pytali mnie o broń. Ja nie miałem nigdy broni – wspominał.
Mocno schorowany ostatnie miesiące życia spędził w Rybniku, w domu córki. Ale spoczął na cmentarzu w Radlinie II.
(tora)
Najnowsze komentarze