Na wstępie
Tomasz Raudner, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
W Krakowie, Warszawie czy Łodzi widok filmowców kręcących sceny nie jest pewno żadnym wydarzeniem. Może wręcz budzić irytację, jeśli na potrzeby planu filmowego zamyka się jakąś ulicę. Jednak w naszych realiach jest to, umówmy się, wydarzenie, zwłaszcza, że mówimy rzeczywiście o aktorskich znakomitościach, których przedstawiać nie trzeba nikomu, kto nawet w stopniu podstawowym interesuje się kinem. W jaki sposób ekipa trafiła do Krostoszowic pozostanie słodką tajemnicą producentów filmu.
Ale przyszła mi do głowy pewna myśl. W przypadku Krostoszowic o wyborze miejsca zdecydowali sami filmowcy. A może by tak nasi włodarze przemyśleli odwrotną kolejność - skoro mamy piękne, oryginalne plenery, niech zaproszą filmowców do nas. Nawet gdyby im mieli za to zapłacić. Toruń w ten sposób się promuje, Sandomierz, Lublin, Ełk, Radom. Promocja może i jest kosztowna (A co jest dziś za darmo?), ale daje efekty. Od czasów „Ojca Mateusza” Sandomierz odwiedza 40 proc. więcej turystów. Ktoś powie - no tak, ale Sandomierz jest piękny. Moim zdaniem ma swoje walory. I swoje problemy. Strony jasne i ciemne. Jak każda miejscowość. Nie ma ci się z góry skreślać. Krostoszowice przetarły szlaki. Zatem - do dzieła.
Najnowsze komentarze