Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Kobiecie trudniej wyjść na prostą

21.02.2012 00:00 red

O kobietach zmagających się z alkoholizmem swoim, męża czy syna rozmawialiśmy z  Katarzyną Bosowska, psychoterapeutą uzależnień z Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Odwykowego w Gorzycach. 

– Rafał Jabłoński: Dużo kobiet trafia na terapię alkoholową?

– Katarzyna Bosowska: Z terapii w gorzyckim ośrodku na trzech oddziałach terapeutycznych korzysta łącznie 105 osób. Na jednym z nich jest 10 miejsc dla kobiet.

– To oznacza, że kobiety nie tak łatwo jak mężczyźni wpadają w nałóg?

– Przeciwnie. Kobiety się szybciej uzależniają, jednak w skali całego społeczeństwa jest po prostu mniej kobiet pijących alkohol. Picie wśród mężczyzn jest niejako normą. Kilka piw po pracy z kolegami czy przy okazji festynu jest czymś zwyczajnym. Kobieta przy stoliku w barze to widok budzący większe kontrowersje. Dlatego m.in. picie kobiet się nieco różni. Ich emocjonalność jest inna. Sięgają często po kieliszek, by się nie zamartwiać, zmienić złe samopoczucie, uciec od samotności. Mówiąc językiem młodzieżowym, kobiety piją częściej po to, by pozbyć się „doła”. Piją najczęściej w samotności, w ukryciu, w obawie przed zdemaskowaniem, etykietką. Bardziej niż mężczyźni obawiają się reakcji otoczenia. Potem oczywiście hamulce puszczają i nałogu nie udaje się skryć w czterech ścianach. Z tych samych powodów kobiety później niż mężczyźni trafiają na terapię. Kiedy już trafiają na oddział są najczęściej bardzo wyniszczone psychicznie. Trudniej im zmierzyć się ze wstydem i poczuciem winy, a tym samym trudniej  wyjść na prostą i trzymać się raz podjętej decyzji.  

Poza tym część kobiet wpada w nałóg, aby zatrzymać przy sobie nadużywającego alkoholu mężczyznę. On pije, więc ona, by nie wychodził z domu i pił  kolegami, dotrzymuje mu towarzystwa. Niewiele nieraz potrzeba, by ten styl picia kobiety zmienił się w potrzebę picia. On, żeby się uzależnić potrzebuje nieraz wiele lat, jej wystarczy o wiele mniej. Kobiety szybciej się uzależniają.

– Gdy mężczyzna pije, często walczy o niego żona, dzieci. Przekonują męża i ojca, by się leczył. Mam wrażenie, że kobieta alkoholiczka znacznie częściej zostaje sama. Chętnych do pomocy jest mniej.

– To prawda. Bardzo często kobieta w zmaganiach z nałogiem jest osamotniona. Bywa i tak, że partner buntuje się słysząc, że jego kobieta postanowiła się leczyć. Obawia się, że teraz  ona, gdy zacznie nad sobą pracować odejdzie od niego, zaczyna się bać tych  zmian i staje się zazdrosny. Często partner zdaje sobie sprawę, że terapia to wejście w konkretne środowisko, to późniejsze zalecenia – mityngi AA, grupy wsparcia, a co za tym idzie nowe kręgi znajomych. Ta pozytywna przemiana, odnowa kobiety jest w przekonaniu wielu mężczyzn zagrożeniem dla związku. Pamiętajmy, że alkohol rozluźnia więzi małżeńskie.

Kobiecie trudniej podjąć leczenie także ze względu na dzieci. Jeśli nie są jeszcze dorosłe, ktoś musi się nimi zająć. Nie zawsze są ludzie gotowi to zrobić. Matka więc zostaje w domu, opiekuje się dziećmi i… nadal pije.

– Mniej kobiet niż mężczyzn pije alkohol. Wydaje się jednak, że znacznie większa grupa kobiet przez alkoholizm męża czy partnera ma zniszczone życie. Marzą, by on przestał pić, nierzadko upokarzane, bite…

– Takich sytuacji jest wiele. Także do mnie przychodzi wiele kobiet poranionych. Staram się im pomóc prowadząc psychoterapię, kierując do innych specjalistów, czy do  ośrodka wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie. Zdarza się, że sprawa trafia na policję czy do prokuratora.

– Od czego powinny zacząć kobiety zmagające się  z alkoholizmem męża, syna? 

– Przede wszystkim powinny uświadomić sobie, że są współuzależnione. To nie jest choroba, ale postawa determinująca zachowanie kobiet. Przejawia się nadmiernym kontrolowaniem pijącego, koncentrowaniem się na nim i podporządkowywaniem swojego życia jego zachowaniom i nastrojom. Krótko mówiąc, jest to nieodpowiednie przystosowanie się do patologicznej sytuacji. To uzależnienie się od uzależnienia drugiej osoby. Z czasem kobieta zaczyna obwiniać siebie za picie partnera, o problemy w małżeństwie, rodzinie.  Dlatego tak ważne jest skorzystanie z terapii dla osób współuzależnionych. Rozmowa ze specjalistą pomoże zrozumieć istniejącą sytuację, otworzyć się na innych, zmienić swoje postępowanie. Pierwszym krokiem, który może doprowadzić do przemiany życia swojego i pijącego alkoholika, z którym kobieta żyje jest zerwanie ze starymi przyzwyczajeniami. Żeby pomóc sobie i jemu należy się niejako odsunąć od pijącego, mniej się nim zajmować, mniej mu nadskakiwać. Wówczas jest szansa, że do mężczyzny zaczną docierać pierwsze sygnały, że coś jest nie tak. Zacznie nieco inaczej myśleć, postrzegać rzeczywistość. Często właśnie zmiana nastawienia bliskich powoduje, że on się zmienia. Oczywiście nie, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale to pierwszy, bardzo ważny krok do przodu. W takich okolicznościach łatwiej przekonać osobę pijącą  do podjęcia leczenia. 

– Ale jak rozpoznać, że jest się współuzależnionym? Jak w końcu rozpoznać, że picie męża to już alkoholizm?

– Własne współuzależnienie można na przykład rozpoznać zastanawiając się nad swoimi reakcjami, nad swoim zachowaniem. Warto przeanalizować je biorąc pod uwagę te elementy, o których przed chwilą mówiliśmy. Można spróbować sprawdzić, czy moje życie koncentruje się na życiu i piciu bliskiej osoby. Kiedy i czego w związku z tym najbardziej się  obawiam. Jak się wtedy czuję? Natomiast ważnymi symptomami problemu alkoholowego drugiej osoby  są m.in. obietnice abstynencji. Partner obiecuje, że nie będzie pił np. przez tydzień. Słowa dotrzymuje, a w ósmym dniu funduje sobie nagrodę i się… upija. Wraca do dawnego stylu picia. Poza tym coraz częściej  nie pamięta, co się działo podczas picia, czy po nim. Szuka coraz to nowych wymówek do napicia się, bywa że pije po kryjomu, chowa alkohol, albo upija się w samotności.  Paradoksalnie sam mając wyrzuty sumienia i poczucie winy, najbliższych oskarża za swoje picie. W początkowej  fazie uzależnienia mężczyzna z reguły może  wypić dużo i po nim tego nie widać. Ten syndrom „mocnej głowy” zamiast niepokoić utwierdza pijącego w przekonaniu, że alkohol mu nie szkodzi. Natomiast w fazie końcowej uzależnienia choremu człowiekowi wystarczy już niewielka dawka substancji, aby był pijany. Mózg jest coraz bardziej zniszczony.

– Kluczowe jest chyba uświadomienie sobie przez pijącego, że nie ma innej drogi jak odsunięcie kieliszka na zawsze.

– W przypadku osób uzależnionych nie ma mowy o piciu kontrolowanym. To jest niemożliwe. Człowiek uzależniony od alkoholu musi sobie uświadomić, że nie może już wrócić do picia. Jeśli nie dotrze do niego, że picie zagraża jego życiu i niszczy życie tych których kocha, to próby zmiany mogą okazać się nieskuteczne.

– Mówimy o tym, że decyzja alkoholika o leczeniu jest najważniejsza. Pewnie tak jest, ale jest także druga strona medalu. Nierzadko kiedy jest on gotowy podjąć leczenie nie ma dla niego miejsca w ośrodku terapeutycznym. Rodzina przyjeżdża zadowolona, że ojciec czy syn zdecydował się na leczenie i… zostaje odprawiona z kwitkiem.

– Niestety to się zdarza. Ale liczba miejsc w ośrodkach, czy oddziałach detoksykacji jest przecież ograniczona. Istnieje procedura przyjęć, z którą osoba chętna do podjęcia terapii zostaje zapoznana. Ona też wpływa motywująco na to, by terapię potraktować poważnie. Oczywiście w sytuacji zagrożenia życia pacjent zostanie przyjęty do oddziału detoksykacyjnego w naszym Ośrodku, albo w ościennych, na przykład w Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Rybniku. W poważnych przypadkach powinien zostać także przyjęty na oddział wewnętrzny każdego innego szpitala.

– Jeśli chodzi o detoks to zgoda. Z terapią jest już gorzej. Coraz głośniej mówi się o zmniejszeniu przez NFZ liczby miejsc na oddziałach terapeutycznych, także w gorzyckiej placówce.   

– To niepokojące sygnały. Choć problem spożycia jest coraz większy, chociażby z powodu nieograniczonej dostępności alkoholu na rynku, to nie zwiększa się aż tak liczba ośrodków (głównie tych stacjonarnych), które niosą w tym względzie pomoc. Pozostają oczywiście ośrodki prywatne, których nie brakuje na przykład na Podbeskidziu. Sęk w tym, że niewielu na nie stać.

– Są jeszcze poradnie leczenia uzależnień. Jedną z nich jest Pani poradnia otwarta trzy tygodnie temu na os. XXX-lecia w Wodzisławiu.   

– To prawda. Leczymy osoby uzależnione i współuzależnione, niesiemy pomoc nie tylko mężczyznom, ale i matkom, żonom oraz dzieciom. Uruchomiliśmy m.in. grupę dla młodzieży do 18 roku życia. Stosujemy terapię podstawową jak i pogłębioną. Pomagamy poprzez psychoterapię ofiarom przemocy w rodzinie. Niebawem ma powstać grupa dla Dorosłych Dzieci Alkoholików i Dorosłych Dzieci Dysfunkcyjnych. Zatrudnione osoby są bardzo dobrymi specjalistami.

– Ile to kosztuje?

– Choć na razie nie posiadamy kontraktu z NFZ, pacjent za terapię nie płaci. Mam nadzieję, że niebawem uda nam się uzyskać dotacje z gmin. Pozostałe koszty pokryję sama. Na kontrakt z NFZ liczę w przyszłym roku i aby wykazać skuteczną działalność  Poradni postanowiłam zaangażować własne środki finansowe. Jeśli osiągniemy dobry wynik i pacjenci uznają, że warto na nas postawić, to kontrakt z NFZ pewnie otrzymamy. Na razie musimy liczyć na siebie i gminy dysponujące dotacją z funduszy uzależnień.  

– Dziękuję za rozmowę.

  • Numer: 8 (589)
  • Data wydania: 21.02.12