Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Dzieci marzną, bo kocioł za dużo spala?

13.12.2011 00:00 red

ODRA – W świetlicy chłodniej niż na dworze

Świetlica w Odrze to jedyna atrakcja dla miejscowych dzieci. Spędzają tu sporo czasu. Zima to dla maluchów czas próby i wytrzymałości. Bawią się w temperaturze kilku stopni. W środku bywa chłodniej niż na dworze. Urzędnicy za ten stan rzeczy obwiniają palacza. Ten winę przerzuca na urzędników.

Jan Psota z Bełsznicy to autor fotoreportaży publikowanych na jednym z lokalnych portali internetowych. Wybrał się do świetlicy w Odrze, by zrobić maluchom zdjęcia. Doznał szoku. – Było 25 listopada. Na termometrze umieszczonym wewnątrz sali odczytałem 5 stopni Celsjusza. Gdyby wtedy otwarto okna, pewnie pokazałby więcej. Widziałem dzieci grające w tenisa stołowego w kurtkach i szalikach. Przykry widok, dzieciom z ust buchała para – opowiada pan Jan. Nie była to odosobniona sytuacja. Niestety dzieci w Odrze marzły systematycznie, nie tylko podczas wizyty fotoreportera. Tak źle nie było jeszcze nigdy.

Zimny sylwester

Świetlica znajduje się w jednym z dwóch budynków byłej szkoły podstawowej. Drugi budynek gmina sprzedała wraz z kotłownią, która ogrzewa również świetlicę. Nowy właściciel miał obsługiwać szkolną kotłownię i tym samym dbać o to, by dzieci nie marzły. Zadaniem  gminy było dostarczanie opału. Podpisano stosowną umowę, na początku układ funkcjonował poprawnie, ale po jakimś czasie w świetlicy zaczęły się chłodne dni. – W zeszłym roku organizowaliśmy tu zabawę sylwestrową. Było tak zimno, że nie dało się tańczyć – opowiada Aleksandra Burszczyk, mieszkanka Odry. Teraz jest jeszcze gorzej. – Na razie nie było ani jednego dnia żeby kaloryfery były ciepłe – mówi Izabela Wojtczak, matka przychodząca do świetlicy z dzieckiem. Jej słowa potwierdzają pracownicy świetlicy. Uważają, że winny jest właściciel kotłowni, który otrzymuje opał, ale w piecu nie pali.

W kilka dni zużył 1,5 tony węgla?

Świetlica działa w strukturach Wiejskiego Domu Kultury w Olzie. Jego dyrektorka przyznaje, że problem z dogrzewaniem obiektu istnieje od kilku lat. – Wcześniej po interwencjach znów było cieplej. W tym roku jest fatalnie – załamuje ręce Katarzyna Siedlaczek, dyrektor WDK w Olzie. Ma niewielkie pole manewru, ponieważ nie ona podpisywała umowę, a urząd gminy.

Czesław Parma, właściciel budynku, w którym mieści się kotłownia nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że w tym sezonie grzewczym palił w piecu dwukrotnie – kilka dni w listopadzie i kilka dni na początku grudnia. – Paliłem dopóki wystarczało opału. Za pierwszym razem dostałem nieco ponad 700 kg ekogroszku, za drugim około 800 kg. Na rozruch schodzi 200 kg. Pieca nie wygaszam, bo byłoby to nieopłacalne, więc dostarczony opał szybko się zużywa. To nie moja wina, że węgla dostaję tak mało – twierdzi stanowczo mężczyzna.

Katarzyna Siedlaczek mówi, że pierwszy raz w świetlicy nagrzane było przez dwa dni listopada, w dodatku wtedy, kiedy była ona nieczynna. Drugi raz kaloryfery były ciepłe w poniedziałek 5 grudnia, kiedy w świetlicy odbywały się mikołajki. Dlatego pani dyrektor nie wierzy w zapewnienia palacza. –  My na cały sezon grzewczy do ogrzania dużego WDK zużywamy 20 ton. A świetlica jest przecież mała, więc niemożliwe, by w kilka dni zużył 1,5 tony opału – uważa szefowa WDK.

Na zajęcia do… kuchni

Dzieci przychodzą na zajęcia do świetlicy 3 razy w tygodniu – w poniedziałek, środę i piątek. Instruktorzy i wolontariusze organizują dla nich różne zajęcia. Przychodzą tu również mamy uczestników zajęć – na kawę, porozmawiać o swoich sprawach. Bo w małej Odrze świetlica to jedyna atrakcja. Tyle, że ze względu na zimno, z biura w budynku zrezygnowała nawet pani sołtys, która pobierała tu raty podatków lokalnych. Ale dzieci ze swoimi mamami wynosić się nie chcą. Kiedy jest najchłodniej siedzą w świetlicowej kuchni. Małe pomieszczenie dogrzewane jest elektrycznymi piecykami. A jak  dzieci chcą się poruszać, to ubierają kurtki, szaliki i idą na salkę pograć w ping-ponga. Instruktorzy robią co tylko mogą, by w tych anormalnych warunkach zorganizować przychodzącym do świetlicy dzieciakom czas, ale zdają sobie sprawę, że jak nadejdą duże mrozy to elektryczne piecyki nie wystarczą. – Być może zaproponuję, by obiekt został tymczasowo zamknięty do czasu aż sytuacja nie ulegnie poprawie – zastanawia się Katarzyna Siedlaczek. Ale społeczność Odry nie chce o tym słyszeć. – Jak nam świetlicę zamkną, to już pewnie nigdy jej nie otworzą. Gmina tylko na to czeka. Miałaby jeden problem z głowy – uważają mieszkańcy Odry.

Czują się zapomniani przez gminę

Urzędnicy z Gorzyc zaprzeczają, by nosili się z zamiarem likwidacji świetlicy i planują budowę oddzielnej kotłowni. – W budżecie na przyszły rok zostaną zabezpieczone na ten cel środki w wysokości 130 tys. zł – zapewnia Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach. Ale mieszkańcy Odry nie bardzo w to wierzą. – O budowie kotłowni gmina mówiła już w poprzednich latach. I jakoś do tej pory się jej nie doczekaliśmy – odpowiadają. Czują się przez urzędników z Gorzyc zapomniani. Świadczy o tym chociażby fatalny stan świetlicy. O wymianę nieszczelnych okien dopominają się od dawna. Bez skutku. Ostatnio „chałupniczym” sposobem pokleili niemal całkowicie rozbitą szybę. – Nasze władze wychodzą chyba z założenia, że skoro jesteśmy najmniejszą miejscowością w gminie, to można o nas zapomnieć. Bo przecież my mamy mały wpływ na wynik wyborów. Szkoda, że tak się nas traktuje – ubolewa pani Izabela .

Od stycznia świetlica zamknięta

Już po naszej interwencji urząd gminy poinformował o zerwaniu z dniem 8 grudnia umowy z właścicielem budynku odpowiedzialnym za ogrzewanie świetlicy. Postanowiono też, że od stycznia dzieci będą dowożone zorganizowanym transportem na zajęcia do sąsiedniej Olzy. Władze gminy podjęły więc konkretne działania. Pozostaje jedynie pytanie, dlaczego dopiero teraz, gdy zapomnianą świetlicę odwiedził fotoreporter?

Artur Marcisz

  • Numer: 50 (579)
  • Data wydania: 13.12.11