Młodzież broniła swojej pani od kultury
LUBOMIA – Animozje w ośrodkach kultury są przyczyną radykalnych ruchów kadrowych, za którymi ma stać wójt. Czesław Burek zaprzecza, by wskazywał kogo należy zwolnić.
W Gminnym Ośrodku Kultury w Lubomi nie dzieje się dobrze. Najpierw było kontrowersyjne przyjmowanie do pracy, teraz są niejasne zwolnienia. Choć dyrektor jest teoretycznie niezależny, wiele wskazuje na to, że to wójt rozdaje karty.
Kilkunastu mieszkańców gminy odwiedziło w czwartek 12 maja wójta Lubomi. Protestowali przeciwko planowanemu zwolnieniu z Gminnego Ośrodka Kultury w Lubomi jego wieloletniej pracownicy – pani Renaty. Inicjatorami protestu była młodzież, uczestnicząca na co dzień w zajęciach organizowanych przez GOK Lubomia. Mówią, że bez zwolnionej pracownicy nie będzie to już ta sama placówka. – Pani Renata organizowała większość imprez kulturalnych w naszej gminie. Obawiamy się, że teraz kultura u nas padnie – mówi Miłosz Lindner, który wespół z kolegami i koleżankami poszedł na spotkanie do wójta. Przebiegało ono w nerwowej atmosferze. Nie obyło się bez uszczypliwości. – Młodzi ludzie, nie wy decydujecie kogo się zatrudnia lub zwalnia w gminnych jednostkach. O sprawach kadrowych w stosunku do pracowników gminnych jednostek decydują ich dyrektorzy, zaś o zatrudnianiu lub zwalnianiu dyrektorów decyduje wójt – przypomniał Czesław Burek, wójt Lubomi. Była to jego odpowiedź na pytania młodzieży o to kto i dlaczego zdecydował o zwolnieniu kobiety, która przez wiele lat była pospołu księgową, kadrową a przede wszystkim organizatorką imprez. Pytanie jest zasadne, ponieważ nie jest jasne kto stoi za zwolnieniem kobiety.
Wójt ma pretensje do dyrektora
Kilka dni temu pani Renata, po niespełna 30 latach pracy w ośrodku kultury w Lubomi dowiedziała się, że zostanie zwolniona. Oficjalnie ze względu na likwidację stanowiska. Większość osób znających kulisy tej sprawy nie ma wątpliwości, że za decyzją stoi Czesław Burek. Wójt zdecydowanie odrzuca te zarzuty. Jednocześnie przyznaje, że pracowników jednostek kultury trzeba było przywołać do porządku. – Pracuje tam raptem osiem osób, a porobiły się wśród nich zupełnie chore podziały, walki o wpływy pomiędzy Syrynią a Lubomią. Nie panował nad tym dyrektor GOK. On pod względem merytorycznym jest bardzo dobry, ale nie radzi sobie w zarządzaniu personelem. Gdyby był słabszy merytorycznie to musiałbym go zwolnić – mówi Burek. Do przekonania, że w kulturze trzeba zrobić porządek doszedł m.in. poprzez dwa wydarzenia – zaniedbanie w czasie dożynek, a przede wszystkim przez sprawę, która miała miejsce pod koniec ubiegłego roku. Wtedy w Gminnym Domu Kultury w Syryni miało odbyć się spotkanie wójta z właścicielami gruntów na Dąbrowach. O umówionej godzinie placówka była jednak zamknięta na cztery spusty. Nie było w niej żadnego pracownika, chociaż były to godziny otwarcia GDK. – Wójt wpadł w furię. Tak zdenerwowanego nie widziano go od dawna – mówi jedna z osób, która zna sprawę. – Miałem ważne spotkanie w niezwykle ważnym temacie. Moje zdenerwowanie to było nic w porównaniu ze zdenerwowaniem mieszkańców, którzy tam na darmo czekali – opowiada wójt. Pokłosiem obydwu spraw były upomnienia i nagany. Otrzymała je jedna z instruktorek ośrodka w Syryni pani Sabina, która jak się okazało zamiast być w pracy robiła zakupy w jednym z raciborskich marketów. Tłumaczyła, że miała delegację. Temu zaprzecza dyrektor GOK. Oberwało się również pani Renacie, która zdaniem wójta nie dopilnowała, by ośrodek był otwarty. Wójt uważa, że to poprzez animozje między tymi pracownicami został ośmieszony.
Czyjaś głowa musiała polecieć?
Nie był to koniec problemów w ośrodku w Syryni. Kilka tygodni temu dyrektor GOK zwolnił panią Sonię, jedną z tamtejszych instruktorek tańca. – Razem z panią Sabiną podkopywała pozycję szefa. Obie panie zatrudnione w Syryni nie wypełniały poleceń dyrektora – wyjaśnia osoba dobrze rozeznana w sprawie. Dyrektor o problemach poinformował wójta, a ten miał nakazać zrobienie mu porządku z pracownikami, którzy sprawiają kłopoty. Chcąc nie chcąc pani Sonia pożegnała się z pracą. Dwa tygodnie później wójt zmienił jednak zdanie i nakazał dyrektorowi ponowne jej zatrudnienie. – To nie tak, że nakazałem. Po prostu wstawili się za nią rodzice dzieci, które uczęszczały do niej na zajęcia. Rzeczywiście były z nią problemy, dała się wciągnąć w jakieś rozgrywki i machinacje. Posypała jednak głowę popiołem. Przeprosiła dyrektora za swoje zachowanie, więc dostała jeszcze jedną szansę – wyjaśnia Burek. – Tylko nie wiedzieć dlaczego w zamian wójt kazał zwolnić panią Renatę – dodaje koleżanka pracownicy ośrodka w Lubomi.
Pan wójt nikogo nie przekona
Pani Sonia o sprawie rozmawiać nie chce, bo jak tłumaczy, woli nie mieć więcej kłopotów. Wypowiadać się nie chce również pani Renata, która poszła na chorobowe i jak tłumaczy, jest na skraju wyczerpania nerwowego. Z kolei pani Sabina (synowa radnego i sołtysa – o wątpliwościach dotyczących jej zatrudnienia w GDK pisaliśmy przed trzema laty) do końca maja przebywa na urlopie. Złożyła też wypowiedzenie z pracy. Zapytany o sprawę dyrektor GOK-u stara się zachować powściągliwość. – Zaistniała konieczność przeprowadzenia pewnej reorganizacji zatrudnienia w naszych placówkach – wyjaśnia Marek Jakubiak, dyrektor GOK-u. – Rezygnacja jednej z instruktorek z Syryni rozwiązuje sprawę problemów jakie pojawiły się w tamtej placówce – dodaje Jakubiak. Wyjaśnia, że ewentualne zwolnienie pani Renaty wiąże się ze zmianami organizacyjnymi, ale na temat szczegółów nie chce się wypowiadać.
– To kogo zwalnia dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury jest jego suwerenną decyzją, na którą ja nie mam wpływu. Kazałem mu jedynie zrobić porządek z pracownikami sprawiającymi kłopoty. Osobowo nikogo nie wskazywałem – zapewnia uparcie wójt. W te zapewnienia nikt jednak nie wierzy. – Dyrektor jest załamany. Bardzo ceni panią Renatę i normalnie byłaby ostatnią osobą, którą on by zwolnił. Ale dostał rozkaz od wójta i nie ma wyjścia – uważa osoba, znająca dyrektora GOK.
Artur Marcisz
Najnowsze komentarze