Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Dzięki tym znaczkom poznał wybitnych sportowców

21.12.2010 00:00 tora
Były piłkarz Henryk Bluszcz zgromadził setki metalowych znaczków sportowych. Oprócz bliskich i znajomych nikomu ich nie pokazywał, a posiada prawdziwe białe kruki jak znaczek z igrzysk w Berlinie w 1936 roku, czy znaczek z autografami kadry Górskiego z 1974 roku.

Jest rok 1964. Henryk Bluszcz biega w kadrze Śląska juniorów w piłce nożnej. Na obozie w Ustroniu zdobywa dwa kółka olimpijskie. To znaczki potwierdzające uzyskanie kolejnych sprawności. – Sportowiec, który jedzie na igrzyska, zdobywa piąte kółko – mówi Henryk Bluszcz. Swoich kółek nie potrafi znaleźć, ale mówi, że od nich zaczęła się pasja kolekcjonowania pamiątek sportowych. Głównie znaczków, ale ma też trochę maskotek olimpijskich, proporczyków czy zdobnych talerzy.

Docierać do wielkich

– Miałem znajomego na kopalni, boksera, który był szwagrem dwóch piłkarzy Zagłębia Sosnowiec. On od nich miał odznaki. A mnie cholera brała, że dziś miał Monaco, jutro Partizan Belgrad, albo jeszcze jakiś inny klub. Także kumplowałem się z nim, ale powoli rywalizowałem. Przy czym on miał większy dopływ znaczków. Bo ja byłem początkowym piłkarzem i próbowałem docierać do wielkich sportowców – wspomina emerytowany górnik.

Bierz, póki żona nie widzi

Panu Henrykowi udało się złapać kontakt, kiedy odbywał kurs instruktora piłki nożnej. Spotykał się z wszystkimi wielkimi piłkarzami. Kostka, Oślizło, Pohl, Gomola. – Pamiętam, jak przyjechaliśmy do Pohla. Spodziewałem się, że będzie mieszkał w domu, a był to familok. Myślałem sobie, gdzie w familoku wielki reprezentant Polski. Powiedział żonie, żeby przyniosła znaczki. Wyciągnęła je spod leżanki. Mówi – wybierz sobie. Zaglądam nieśmiało. Najchętniej wziąłbym całe, ale żona bacznie patrzyła. W pewnym momencie wyszła robić obiad. Wtedy Pohl zaklął i powiedział – bierz to, na co czekasz – opowiada Henryk Bluszcz.

Biały kruk z Berlina

Cennym kontaktem okazał się nieżyjący już Henryk Ptaszyński, piłkarz, potem rzecznik prasowy Odry Wodzisław. Mieszkał na pobliskim osiedlu. Dzielił się znaczkami, jeśli miał podwójne. Ale też rywalizował z Henrykiem. – To była zdrowa rywalizacja, która napędzała jego i mnie – mówi radlinianin. Od Ptaszyńskiego dostał białego kruka, najstarszy znaczek w kolekcji. Pochodzi z 1936 roku i upamiętnia igrzyska w Berlinie, niechlubną imprezę, na której Adolf Hitler zamierzał udowodnić wyższość białego człowieka nad ludźmi o innym kolorze skóry – Musiałem słono zapłacić. Pamiętam, że chyba z 15 znaczków mnie to kosztowało – mówi kolekcjoner.

Tuzin Zagumnego

Sympatyczny epizod zapisał w pamięci kolekcjonera Paweł Zagumny, znakomity polski siatkarz. Kiedy Górnik Radlin rywalizował jeszcze w najwyższej lidze siatkówki mężczyzn, na mecz przyjechała ekipa z Olsztyna. Henryk Bluszcz zagadnął Zagumnego przed meczem w Domu Sportu. Podszedł do siatkarza tak po prostu, nie znając go wcale. – Mówi, wie pan, ale tu nie mam. Ja na to, że rzecz jasna nie spodziewałem się, żeby akurat miał przy sobie. Ale pytam, gdyby przy okazji rewanżu. Powiedział, że to dobra myśl. Zaproponował, by ktoś z ekipy Radlina podszedł do niego podczas rewanżu w Olsztynie. Kilka miesięcy później drugi trener Radlina Karol Janaszewski podszedł do Zagumnego, a ten dał mu zestaw 12 znaczków – mówi Henryk Bluszcz.

Olimpijczyk w ciemno

Podobnie, niemal w ciemno pojechał do Ryszarda Wolnego, zapaśnika, zanim ten wyjechał na szczęśliwe dla siebie igrzyska w Atlancie. Radlinianin rozpytał, gdzie zapaśnik trenuje, kiedy można go spotkać. Wsiadł w auto i pojechał. – Dałem mu trochę dolarów i prosiłem, żeby coś mi przywiózł – opowiada zbieracz. Bez problemów pamiątki przywieźli mu też miejscowi olimpijczycy Tomasz Sikora czy Leszek Blanik. Akurat z dotarciem do Leszka nie było kłopotów, bo pan Henryk zna się od lat z jego ojcem.

Kanadyjskie źródło

Cennym źródłem znaczków jest rodzina pana Henryka w Kanadzie. Dzięki bliskim dostał pamiątki z igrzysk w Calgary z 1988 roku i ostatnich w Vancouver. Na oddzielnych planszach wiszą znaczki drużyn profesjonalnych lig: hokejowej NHL i koszykarskiej NBA.

Kolekcjoner nie wie nawet, ile liczy jego zbiór. Szacuje, że będą ich dwa tysiące. Nie wystawiał ich publicznie, ale twierdzi, że może to zrobić, jeśli ktoś będzie chętny. Bo to rzeczywiście kawał historii sportu skupionej w setkach kawałków metalu.

Tomasz Raudner

  • Numer: 51/52 (528/529)
  • Data wydania: 21.12.10