Wtorek, 24 grudnia 2024

imieniny: Adama, Ewy, Zenobiusza

RSS

Ten film stworzyła paczka znajomych

08.12.2009 00:00
Bogusław Porwoł, reżyser-amator, autor „Rydwanów węgla”, filmu o 200-leciu KWK Rydułtowy, wraca z nowym obrazem. Tym razem to pełnometrażowa fabuła „Pokonać siebie” tocząca się w środowisku judoków. Przez plan przewinęło się 800 osób!
Kiedy Bogusław Porwoł, pracownik działu BHP w Kopalni Rydułtowy–Anna, zapraszał na premierę filmu, mówił z właściwym sobie dystansem, żeby zabrać jaja. Bo mogą się przydać. Nie przydały się. Widzowie, którzy 26 listopada szczelnie wypełnili Teatr Ziemi Rybnickiej, bili brawa. Film podobał się. Jak na amatorską produkcję wypadł bardzo profesjonalnie. I poruszająco. Nie brakło ludzi, którzy ocierali łzy. Bo „Pokonać siebie” to film, w którym młodzi ludzie pokonują swoje słabości i ułomności poprzez judo.
 
Początki na treningach
 
Film stworzyła paczka dobrych znajomych, których dzieci od lat trenują judo w Polonii Rybnik. Oprócz reżysera trzon ekipy tworzyli Izabela Kukuczka, współautorka scenariusza, Aleksander Wala, kierownik produkcji i Grzegorz Kukuczka, dźwiękowiec, prywatnie mąż pani Izy.
 
– Nazywają nas lożą szyderców. Spotykamy się na treningach, komentujemy. Z czasem spotkań na treningach było nam mało. Zaczęliśmy jeździć razem na wczasy. Plaża, piwko i znowu komentarze, wyśmiewanie – mówi reżyser. – Nazwałbym to raczej wspominaniem różnych historii. I tak się zrodził pomysł o filmie – dodaje Aleksander Wala. Był styczeń zeszłego roku.
 
Olek dorzucił piąte żebro
 
Bogusław Porwoł zabrał się za scenariusz. Kiedy miał już kręgosłup, przedstawił go kolegom z loży. – Iza dopisała prawe żebro, Olek dorzucił piąte żebro, gdzieś z dołu z lewej strony i tak powoli powstał cały szkielet scenariusza – opowiada reżyser. Potem przyszła kolej na dialogi. Wymyślali je razem, a Izabela Kukuczka wygładzała. Słuchając twórców „Pokonaj siebie” można odnieść wrażenie, że stworzyli zabawną historię. Tymczasem bazując na prawdziwych wydarzeniach poruszyli poważne tematy, jak zagrożenie młodych ludzi narkotykami, alkoholem, objadaniem się ponad potrzeby. Sposobem radzenia sobie z tymi problemami było trenowanie judo w Polonii Rybnik. Film opowiada historie kilku judoków. Punktem wyjścia scenariusza był prawdziwy wypadek na motorze Moniki, utalentowanej zawodniczki tego klubu, szykującej się do startu w mistrzostwach Polski. Obserwujemy jej walkę o powrót do sprawności ruchowej i na matę, w czym pomagają jej bliscy, klub i służba zdrowia. Przemek ciężko pracuje, ale ma problem z łakomstwem i opanowaniem wagi. Lekkoduch Roman ma ogromny talent, który marnuje lekceważącym podejściem do treningów. Jego brat Ariel potrafi docenić swoje możliwości i ciężko nad sobą pracuje. W filmie pojawia się też diler narkotyków, nawracający się na właściwą drogę dzięki judo.
 
Pieniądze, pieniądze
 
Paczka znajomych z góry założyła, że robi film społecznie. Jedynym kosztem miało być zaangażowanie muzyka do stworzenia muzyki. Filmowcy potrzebowali 4 tys. zł. Mieli jednak problem ze zorganizowaniem pieniędzy i temat filmu został zawieszony. Jedynie reżyser co jakiś czas wracał do scenariusza, poprawiał go, uzupełniał. Aż przyszedł początek 2009 roku. Podczas jednego z treningów prezes zaprosił do siebie autorów scenariusza. Powiedział, że napisał projekt, na który zamierzał zdobyć grant z rybnickiego urzędu miasta. W projekcie było 11 tys. zł na film. Autorzy mogli je wydać na muzykę, paliwo czy inne potrzeby. Większe pieniądze pozwoliły scenarzystom rozbudować wątki. Tak pojawiły się sceny nakręcone na obozie kadry narodowej w Kołobrzegu. Czternastoosobowa ekipa spędziła nad morzem osiem dni. Filmowcom dopisała pogoda. Udało im się nakręcić ujęcia, o których mówią wprost, że są ozdobą filmu. Dwie piosenki do filmu napisał Grzegorz Maszudziński. Tytułową „Pokonać siebie” wykonał zespół Sekcja z Włoch. Nicole, córka państwa Kukuczków zaśpiewała „Wiarę” odkrywając w sobie talent wokalny.
 
I po pieniądzach
 
Bogusław Porwoł był jeszcze w trakcie zdjęć, kiedy skończyły się pieniądze z grantu. Koszty przejazdów, telefonów okazały się zbyt duże. Reżyser z ekipą postanowili kręcić dalej. Już za własne fundusze. – Nie zwątpiliśmy w film. Nie zadawaliśmy sobie pytania, po co nam to było. Sercem jesteśmy przy judo.  Ale to jest dla nas doświadczenie. Dlatego jeśli znów mielibyśmy coś nakręcić, na chłodno wszystko skalkulujemy. Już nie może to być na zasadzie „Hurra, kręcimy” – mówi Aleksander Wala.
 
Miesiące zdjęć
 
Zdjęcia trwały od kwietnia do października. Niektóre sceny pożerały sporo czasu. Scenę końcową ekipa kręciła trzy razy. Ostatnie podejście było miesiąc po pierwszym. Ujęcia trwające na filmie pół minuty zabrały na planie po cztery, pięć godzin. Tak było np. z rozmową bohaterki próbującej odebrać sobie życie z ojcem w szpitalu już po wypadku motocyklowym. Nie obyło się bez problemów. – Były przypadki, że ktoś umówiony jako aktor nie stawiał się na planie – mówi Izabela Kukuczka.
 
Dzielnie z roli aktorów wywiązali się judocy Polonii Rybnik. Choć podkreślają, że stanie przed kamerą jest trudniejsze, niż się spodziewali. – Myślałam, że będzie łatwiej. Najtrudniej było zachować naturalność – opowiada Nicole Kukuczka. Anna Porwoł, córka reżysera trafiła do filmu trochę przez przypadek, trochę z konieczności. Jej rolę miała grać Agata Perenc, mistrzyni Polski, która jednak odmówiła reżyserowi. Potem rolę proponowano zawodniczce z Rydułtów, która też jej nie przyjęła. I tak Ania wcieliła się w postać koleżanki Moniki. W filmie walczyła o mistrzostwo Polski, zwycięstwo zadedykowała Monice. – Miałam kłopot z nauczeniem się słów. Potem wszystko poszło dobrze. Fajne były sceny z chłopakiem – opowiada ze śmiechem.
 
Zagrali też twórcy, poza reżyserem. – On mnie zmusił – mówi Izabela Kukuczka pokazując na reżysera – Miałam powiedzieć dwa słowa, wyszło ich więcej. Mało tego, miałam je sobie napisać. To był horror. Nigdy więcej – opowiada Izabela Kukuczka. Jej mąż był szefem gangu. Ponoć tak wyglądał. W sumie przez plan przewinęło się około 800 osób. Pół tysiąca to judocy, zarówno zawodnicy Polonii Rybnik, uczestnicy turnieju jak i przebywający na obozie kadry. Do tego trenerzy i wiele innych pojawiających się w epizodach i dłuższych wątkach.
 
Goście w domach
 
Filmowcy spędzali na planie całe dnie. – Żona w pewnym momencie powiedziała mi, że moglibyśmy już skończyć film, bo chciałaby mnie też zobaczyć w domu – mówi Aleksander Wala. Podczas kręcenia nie rozstawał się z komórką. – Wyglądał na planie jak prezes, myśmy kręcili, a on komórka, dzwonił, proszę przywieźć pizzę, flaszkę gorzoły, załatwiał pozwolenia – opisuje kolegę reżyser.
 
Nakręcony materiał trzeba było jeszcze zmontować. Tym już zajął się reżyser w swoim domu. Wspierał go Aleksander Wala. O ile kręcenie ujęć liczyli w dniach, to montaż liczyli w nockach. Czas upływał niemiłosiernie. Musieli się spieszyć. Film dostał ostatnie szlify wcześnie rano w dniu premiery.
 
Plany dystrybucji
 
– Szkoda by było, żeby film miał trafić do szuflady. Ale na razie nie mamy planów dystrybucji. Zobaczymy, co życie przyniesie – mówi reżyser. Póki co obraz można kupować na dvd. Ma być też pokazywany w szkołach. – Film już dotarł do wielu osób. Śmialiśmy się, że w teatrze zobaczyło go więcej osób niż „Titanica”. Ludzie dostawiali krzesła – mówi Aleksander Wala.
 
Tomasz Raudner
  • Numer: 49 (474)
  • Data wydania: 08.12.09