Machnęli ręką na sieć
Zima za pasem, a Radlin zafundował grupie mieszkańców 100-proc. podwyżkę za centralne ogrzewanie. Dał do podpisu nowe umowy uwzględniające nowe koszty. W odpowiedzi na to coraz mniej mieszkańców korzysta z miejskiej sieci ciepłowniczej. Po drakońskiej podwyżce ludzie stopniowo odłączają się i wracają do starych pieców. Winią za to władze Radlina.
Wykrusza się liczba mieszkańców korzystających z sieci ciepłowniczej. Dodajmy – sieci, którą sami budowali na początku lat 90., kiedy Radlin nie był jeszcze samodzielnym miastem. Chcieli iść wówczas z postępem i ekologią. Zdecydowali się zamienić piece w swoich domkach na przyłącza do sieci centralnego ogrzewania. Dziś po drakońskiej podwyżce stopniowo odłączają się i wracają do pieców. Winią za to władze Radlina. – Cofamy się do epoki króla Ćwieczka – mówią. Co na to władze? – Pora skończyć dokładać dziesiątki tysięcy złotych do sieci, z której korzystało raptem pół setki odbiorców – odpowiadają.
Nic ich nie interesowało
Problemy rozpoczęły się, kiedy przed rozpoczęciem bieżącego sezonu grzewczego Zakład Gospodarki Komunalnej dał ludziom do podpisu nowe umowy, uwzględniające dodatkowe koszty.
– Ludzie byli przyzwyczajeni, że dotąd płacili tylko tę kwotę, którą myśmy otrzymywali jako obciążenie z firmy zewnętrznej – mówi Czesław Brachmański, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Radlinie. – Nie płacili za obsługę wykonywaną przez zakład, za straty na sieci ciepłowniczej, za remonty, ani nie ponosili żadnych innych kosztów. Te nakłady ponosiło miasto. Teraz, kiedy doprowadzono do normalności, tzn. obciążenia odbiorców tymi kosztami, to się buntują, bo płacą 100 procent więcej – dodaje dyrektor.
– Ludzie byli przyzwyczajeni, że dotąd płacili tylko tę kwotę, którą myśmy otrzymywali jako obciążenie z firmy zewnętrznej – mówi Czesław Brachmański, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej w Radlinie. – Nie płacili za obsługę wykonywaną przez zakład, za straty na sieci ciepłowniczej, za remonty, ani nie ponosili żadnych innych kosztów. Te nakłady ponosiło miasto. Teraz, kiedy doprowadzono do normalności, tzn. obciążenia odbiorców tymi kosztami, to się buntują, bo płacą 100 procent więcej – dodaje dyrektor.
Zdecydowali radni
Decyzję o cofnięciu dotacji podjęła jeszcze w zeszłym roku rada miasta. Radni uznali, że nie ma sensu pomagać finansowo niewielkiej grupce mieszkańców. Planowali zakręcić kurek jeszcze przed sezonem grzewczym 2008/2009. Nie zdążyli jednak na czas. Dlatego przesunęli wejście w życie swojej decyzji od bieżącego sezonu. Jednak już w listopadzie 2008 roku odbiorcy dostali wiadomość, że od kolejnej zimy opłaty wzrosną. Dopłaty miasta były różne w zależności od roku. Wynosiły np. 50, 70 czy nawet 200 tys. zł rocznie. Największy problem wynika z rozległości sieci. Mierzy cztery kilometry. W skrajnych przypadkach ciepła woda musi pokonać kilkaset metrów, żeby dotrzeć z jednego domu do drugiego. Na całym dystansie traci ciepło.
Celowa likwidacja
Jeszcze kilka tygodni temu do sieci było podłączonych 54 odbiorców. Teraz jest ich 40, a kolejni już są na etapie rezygnacji. – Władze konsekwentnie dążą do likwidacji miejskiej sieci ciepłowniczej zbudowanej w latach 1991 – 1994 przez Społeczne Komitety Budowy Ciepłociągów przy udziale finansowym Koksowni Radlin i ówczesnego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Nie mając pomysłu ani dobrej woli na rozwiązanie problemu jakim są m.in. straty na cieple, miasto postanowiło odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, a przede wszystkim kosztami obciążyć odbiorców – mówi Eugeniusz Mucha, jeden z odbiorców, który jeszcze nie podpisał umowy z nowymi stawkami. Mieszkaniec przytacza wyliczenia. Jeden GJ (jednostka ciepła) dotąd kosztował 20,26 zł netto, teraz 45,65 zł. W tym 23,28 zł to straty dopisane przez ZGK. – My odbiorcy nie wiemy, co tak naprawdę ZGK wlicza do tych przerzucanych na nas strat i czy robi cokolwiek, by straty te zmniejszyć (np. jak są odłączane od sieci nieczynne odcinki ciepłociągów). Argument, że straty są wynikiem małej liczby odbiorców widocznie nie do końca jest prawdziwy, skoro jednemu z mieszkańców ZGK odmówił przyłączenia nowego budynku do sieci – dodaje Eugeniusz Mucha.
Skarga do rzecznika
Nie tylko sama wysokość stawek budzili kontrowersje wśród mieszkańców. Jedna z mieszkanek zdecydowała się złożyć do Powiatowego Rzecznika Konsumentów skargę na ZGK. Jej zdaniem zapisy w nowych umowach są wątpliwe, dlatego odmówiła podpisania. Nie zgadza się np. z faktem, że nie ma stałych opłat, a stawki będą ustalane na bieżąco po każdym odczycie. Jej zdaniem zakład nie podał kryteriów, według których będzie wyliczał stawki. Dariusz Kalemba, powiatowy rzecznik konsumentów podzielił te zastrzeżenia i przekazał je do ZGK. Czesław Brachmański odpowiadając rzecznikowi stwierdził, że regulowane zmiany stawek są korzystne dla odbiorców. Lepiej na bieżąco płacić za koszty awarii czy wzrost strat, niż sumę tych wydatków na koniec sezonu grzewczego.
Będzie spotkanie z mieszkańcami
Na początku roku planuję zorganizować spotkanie z wszystkimi odbiorcami, żeby poinformować o planowanych remontach, więc i kosztach, bo żeby sieć utrzymać, to trzeba ją unowocześnić, to też będzie się wiązało z kosztami – mówi Czesław Brachmański. Byleby to spotkanie było o normalnej porze, a nie o godz. 13.00, jak to ma w zwyczaju ZGK, kiedy ludzie zwykle pracują – zauważa z przekąsem Eugeniusz Mucha. Jest przekonany, że w efekcie kolejne osoby będą się odłączać. Miasto dopnie swego, czyli pozbędzie się kłopotu.
Dym snuje się po ziemi
Eugeniusz Mucha też rozważa odłączenie się. Jak mówi nowe stawki powodują, że podobnie cenowo będzie wychodziło np. ogrzewanie domu gazem. – To wszystko dzieje się w czasie promowania przez miasto „Programu ograniczenia niskiej emisji dla Gminy Radlin” oraz uczestnictwa w charakterze partnera w kampanii „Kochasz dzieci, nie pal śmieci” Fundacji Ekologicznej ARKA. Efekty tych działań są widoczne i odczuwalne szczególnie wieczorami, kiedy gęsty dym z kominów snuje się niemal po ziemi – konstatuje Eugeniusz Mucha.
Mogli przejąć, a nie chcieli
Czesław Brachmański mówi, że odbiorcy mieli możliwość przejęcia sieci za symboliczną złotówkę. – Mogliby utworzyć komitet, który utrzymywałby sieć i rozliczał się z dostawcą ciepła. Płaciliby tyle samo za ciepło. Ale nie mogliby narzekać, bo byłoby to w ich rękach. Dlatego nie chcieli jej przejąć – argumentuje dyrektor ZGK.
Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze