O ludziach stąd – bez lania wody
To pierwsza książka o Pszowie bez nacisku na parafię. – Łatwiej opisać historyczne dokumenty niż losy ludzkie, które są bardziej ulotne. Ludzi za chwilę może z nami już nie być – mówi Bogusław Kołodziej, pasjonat dziejów Pszowa o swojej najnowszej książce „Pszów.
Wydarzenia, obyczaje, legendy”. Autor od dłuższego czasu nosił się z zamiarem napisania książki, która traktowałaby przede wszystkim o ludziach stąd, a nie o bazylice i życiu religijnym pszowian.
Sanatorium pomogło
Bogusław Kołodziej zbierał materiały nie mając jeszcze rozeznania, jaki kształt nabierze wydawnictwo. Odpowiedni moment do pisania nadszedł w lutym, kiedy z żoną spędził trzy tygodnie w sanatorium.
– Miałem spokój, miałem laptop. W sanatorium powstał szkielet książki. Po powrocie do domu zacząłem wędrówkę po osobach, których losy wydały mi się ciekawe, istotne. Ludzi znałem, jestem urodzonym tutaj, niektórych poznałem przez przypadek. A poza tym interesując się przez tyle lat historią Pszowa nazwiska się przewijały – mówi Bogusław Kołodziej.
Formalności za Niemca
Czytelnik dowie się np. ile formalności musieli dopełnić ludzie chcący postawić dom sto lat temu. Wtedy Pszów był częścią Niemiec. Niemcy wymagali zezwoleń, ściśle regulowali np. odległość domu od rowu, drogi czy innej zabudowy. Wydawać by się mogło, że wówczas nikt nie przejmował się jakimiś przepisami czy ładem urbanistycznym, tymczasem ludzie mieli podobne problemy jak dziś. Lektura książki przynosi m.in. ciekawe opisy miasta z relacji policjanta datowanej na 1865 rok, ryciny niezrealizowanej przez Niemców budowy ratusza. Czytelnik znajdzie też zdjęcie z wizyty Wojciecha Korfantego w Pszowie czy opisy naczelników. Jeden z ich był pradziadkiem autora. Są ciekawe zdjęcia zabudowań przy rynku, m.in. podłużnych chlewów, warsztatów, ciągnących się do zamku. Od lat nie ma po nich śladu. W miejscu zamku stoi Biedronka. Mało kto zdaje sobie sprawę, że Pszów był też prężnym ośrodkiem teatralnym.
Bez lania wody
Poszczególne tematy nie są długie. Przeważnie zamykają się na jednej stronie. Nie obfitują w szczegóły. Autor uznał, że lepiej wybrać esencję, niż zalewać czytelników szczegółami:
– Nie chciałem z tego robić cegły, po którą nikt nie sięgnie. Dokonywałem wyborów. Drobiazgową ścisłość zostawiam historykom – mówi pisarz.
W kompletowaniu materiałów Bogusław Kołodziej dotarł do archiwów państwowych w Raciborzu, Wrocławiu i Katowicach. Korzystał też z publikacji opisujących Pszów wydanych w latach 1939 i 1954. Później nie ukazała się już żadna im podobna pozycja. Książka była gotowa do druku w czerwcu. Wydała ją drukarnia Legis w Wodzisławiu, której właścicielem jest Grzegorz Lisiecki, dobry znajomy autora. Zresztą, jak podkreśla Bogusław Kołodziej, bez wsparcia przyjaciół i grona życzliwych osób nie byłby w stanie wydać tej książki. Pozycję można już kupić m.in. w kiosku parafialnym czy salonie prasowym na dworcu autobusowym.
Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze