Sobota, 2 listopada 2024

imieniny: Bohdany, Tobiasza, Bohdana

RSS

Morderca w końcu ujawniony

07.04.2009 00:00
Ostatnia część opowiadania kryminalnego Michała Kłosińskiego, zwycięzcy konkursu na „Kryminał Wodzisławski” (Requiem dla Loslau cz. V)


 Rankiem 28 lutego znaleziono ciało Rudiego Kłopotka w jego domu przy Mouhlstrasse (ul. Słowackiego). Morderca podciął mu gardło. Ponieważ mówiło się w Loslau, że Kłopotek dorobił się na szabrowaniu żydowskich grobów na kirkucie, wiadomość niczym grom uderzyła w miasto: upiór znów zaatakował! Kilku niezdecydowanych mieszczan podjęło, pod wpływem tego wydarzenia decyzję o ewakuacji.  Kutzcha  nie wiedział w jaki sposób to nowe morderstwo mogłoby wiązać się ze sprawą Krammera. Morderca posłużył się „klasycznym” wręcz sposobem uśmiercania. Ponadto z racji zamożności ofiary w grę ewidentnie wchodził motyw rabunkowy. Wilhelm rozpoczął śledztwo od rozmowy z najbliższym współpracownikiem zamordowanego.
 – Panie Durczok zauważył pan ostatnio coś dziwnego w zachowaniu Kłopotka?
 – Trudno powiedzieć. Rudi kręcił ostatnio jakiś większy interes. Nie wtajemniczył mnie. Wspominał coś o złocie i mówił, że i wilk będzie syty i owca cała. Strasznie go to powiedzenie bawiło. Panie poruczniku to wszystko? Panie poruczniku!

Pierwsza kula trafiła w brzuch
 Kutzcha resztę dnia obserwował kamienicę na Hindenburgstrasse 5. Dopiero wieczorem ciemna sylwetka z plecakiem na ramieniu, uważnie lustrująca otoczenie wślizgnęła  się do środka. Wilhelm odczekał kilka minut, odbezpieczył pistolet i ruszył ostrożnie za nim. Gdy wszedł do mieszkania,  Stompke dygotał w przedśmiertnych konwulsjach powieszony na żyrandolu. Druga osoba pisała coś pochylona nad stołem.
 – Nie ruszaj się Wolf!
 Zaskoczony doktor upuścił pióro. Powoli wyprostował się i odwrócił.  Zorientował się, że Kutzcha trzyma go na muszce. Jego twarzy wykrzywił  grymas  złości.
 – To było naprawdę bardzo dobrze pomyślane – mówił Wilhelm. – Stompke dowiaduje się od siostrzeńca, że Krammer z całym majątkiem, który zdobył w Auschwitz zatrzyma się w Loslau. Wciąga ciebie, zaufanego druha z NSDAP do spisku. Esesman nocuje w tej kamienicy. Schmidt wykorzystując jego zaufanie do perfidnego ciosu w potylicę. Ty przybywasz i wstrzykujesz ogłuszonemu śmiertelną dawkę potasu. Dzielicie się złotem i wracasz do domu. Nocą poruszasz się po mieście równie swobodnie jak za dnia, przecież żandarmeria nie zatrzyma lekarza, w dodatku znanego nazisty, spieszącego do chorego. Rankiem odegraliście scenkę dla policji. Z rozmowy ze Stompke i Schmidtem wnioskuję, że liczyliście na poprowadzenie sprawy przez SS. Nawiedzeni okultyści mieli łatwiej uwierzyć w istnienie żydowskiego upiora.
 Lekarz stał nieruchomo, jego oczy miotały błyskawice. Kutzcha z satysfakcją kontynuował.
 – Gdy zginął Hans, udało ci się zdobyć jego część łupu. Niestety, musiałeś się podzielić z nieutulonym w żalu wujem.  Wtedy wpadłeś na pomysł jak zgarnąć całą pulę i jednocześnie zwalić winę na wspólnika. Dla większej oszczędności zamówiłeś fałszywki u Kłopotka. Musiałeś go potem zabić, ale cóż znaczy jedna śmierć więcej. Upozorowałeś samobójstwo  Stompkego, a na dowód jego winy zostawiłeś falsyfikaty. A jutro rozpłynąłbyś się w tłumie uchodźców.
 Morderca sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął nóż. Ruszył w stronę Kutzchy. Ten cofnął się o krok.
 – Daj spokój Wolf, to nie ma sensu! Rzuć to, nie zmuszaj mnie do tego...
 Pierwsza kula trafiła go w brzuch. Szedł dalej ściskając w dłoni nóż. Upadł gdy drugi pocisk rozerwał mu serce. Wilhelm kilka chwil stał jak zamurowany. Później schował broń i podszedł do stołu. Leżała na nim sakiewka z fałszywymi monetami. Przeczytał niedokończony list pożegnalny pisany przez doktora:
 „Przyznaję się, to ja zamordowałem  Oberstumfuhrera SS Hermanna Krammera. Zrobiłem to dla pieniędzy. Teraz, gdy moja Ojczyzna umiera nie chcę dalej żyć. Oto moje trzydzieści srebrników...” 
 Złożył list i schował do kieszeni. Następnie podniósł plecak Wolfa. Był ciężki od złota.

Ostatni raz spojrzeli na ginące miasto
 Następnego dnia Loslau przeżyło jeszcze jeden dramat. Dyrektor szkoły, szef miejskiego oddziału NSDAP, nie mogąc znieść hańby ucieczki, zastrzelił swoją żonę, dzieci i w końcu strzelił sobie w głowę. Ocalał tylko najmłodszy syn uratowany przez gosposię. Pakujący się do pociągów uciekinierzy komentowali z ożywieniem tę tragedię.
 W tym samym czasie podporucznik Wilhelm Kutzcha składał swojemu przełożonemu raport z zakończonego śledztwa. W sprawozdaniu nie znalazły się co prawda pewne informacje dotyczące złota, ale w końcu najważniejsze było znalezienie morderców. Pułkownik von Willebrandt przyjął raport. W ciągu ostatniego miesiąca postarzał się o 20 lat. Nic dziwnego, jego jednostki na mapie przypominały wyspy otoczone morzem żołnierzy radzieckich. Po wyjściu ze sztabu Wilhelm odetchnął. W powietrzu czuć było nadchodzącą wiosnę. Spacer zajął mu kilka minut. Zapukał do drzwi mieszkania przy Adolf Hitlerstrasse (ul. Kubsza).
 – Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
 – W końcu jestem policjantem.
Zosia objęła go, pocałowała i wciągnęła do środka.
 Ostatni raz spojrzeli na ginące miasto. Radziecka artyleria druzgotała kamienice. Katiusze, zwane też „organami Stalina”, raz po raz wyrzucały ze świstem swój śmiercionośny ładunek. Waliły się wieże zbombardowanych kościołów, na ulicach dopalały się czołgi, skwery zamieniały się w cmentarze. Nad całym Loslau unosiła się krwawa łuna.
 Wilhelm wziął Zosię za rękę i poprowadził na południe, w kierunku granicy z Czechami. W jego plecaku brzęczały złote dolary.

Michał Kłosiński

  • Numer: 14 (479)
  • Data wydania: 07.04.09