Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Zabrakło tylko goli

11.11.2008 00:00
Kapitan Odry w karetce pogotowia, czerwona kartka w końcówce meczu i walka do ostatniego gwizdka. Tak w skrócie można opisać to, co działo się na wodzisławskim stadionie podczas derbowego meczu Odry Wodzisław z Górnikiem Zabrze. Niestety zabrakło bramek.

Śląskie derby Odry Wodzisław z Górnikiem Zabrze zapowiadało się arcyciekawie. Do Wodzisławia wrócił bowiem legendarny piłkarz tego klubu Ryszard Wieczorek. Wrócił w wielkim stylu, bo zajął miejsce Janusza Białka, który pełnił do ubiegłego tygodnia rolę szkoleniowca wodzisławskich piłkarzy. Wart przypomnienia jest fakt, że poprzednim klubem Wieczorka był właśnie niedzielny rywal Odry, co spotkaniu tych klubów dodawało tylko smaczku. To właśnie sprowadziło na wodzisławski stadion prawie 8 tysięcy fanów futbolu z całego Śląska.

Kontuzja Wosia
 Z animuszem rozpoczęli gospodarze, którzy w ciągu pierwszych dwóch kwadransów stworzyli tyle dogodnych okazji, że mogli spokojnie prowadzić 2:0. Tak się jednak nie stało. W dobrze zapowiadającej się akcji Jana Wosia sfaulował Sebastian Nowak, a kilka minut później w poprzeczkę trafił Damian Seweryn. Zabrzanie nie byli gospodarzom dłużni. Znakomitej okazji po błędzie Sławomira Szarego nie wykorzystał jednak Grzegorz Bonin, który nie trafił do siatki w sytuacji sam na sam.

Jak awantura to Hajto
 Druga połowa była bardzo podobna – pełna walki, ciekawych zwrotów akcji, ale nadal brakowało bramek. Po jednym z bezpośrednich pojedynków Jana Wosia z Piotrem Madejskim, kapitan Odry uległ groźnej kontuzji, prawdopodobnie pęknięcia kości jarzmowej. Po chwili zszedł z boiska i został odwieziony do szpitala. Mecz trwał dalej, a Odra marnowała kolejne okazje. W słupek trafił Arkadiusz Aleksander, a stuprocentowe akcje marnowali także Maciej Korzym i Maciej Małkowski. Zabrzanie nastawili się na grę z kontry, ale wiele z tej taktyki nie wynikało. Odra kończyła ten mecz w przewadze. Drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę ujrzał Tomasz Hajto, który raz za razem awanturował się na boisku to z Maciejem Korzymem, to z Jackiem Kowalczykiem, aż wreszcie w doliczonym czasie gry arbiter wskazał mu drogę do szatni. Marcin Macha

  • Numer: 46, (458)
  • Data wydania: 11.11.08