Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

W obronie lekarza

19.02.2008 00:00
Henryk Niesporek, dyrektor Gminnego Ośrodka Sportu w Mszanie: Mdłości, parcie w mostku, suchość w ustach, silne, przemienne uderzenia zimna i gorąca, potworne osłabienie, „wata” w nogach i wreszcie upadek. 
Dłonie zdarte do krwi w starciu z tynkiem ściany powoli wiotczeją. Chłód betonowej posadzki na ułamek sekundy łagodzi gorąc policzków. Strach – potworny strach przed najgorszym. To on potęguje wołanie o pomoc. Na szczęście słyszą...! Z poziomu posadzki widać wyraźnie czyjeś stopy w skarpetkach – w samych tylko skarpetkach.  Potem przy twarzy pojawiają się klęczące kolana w spodniach od dresu. Zdecydowane ręce szarpią koszulę na piersiach – pryskają guziki. Dobrze znana twarz pochyla się i uchem przylega do piersi. „Panie Heńku, to nie jest zawał! Spokojnie, to nie jest zawał”– słyszę zziajany, nieco chrapliwy, ale przyjazny głos lekarza z naszej ulicy – naszego doktora Stanisława Małeckiego. Wiem już, że jestem w dobrych rękach i ten fakt przynosi ulgę. Powraca czucie i choć osłabienie nie maleje wiem, że będę żył, bo jestem w dobrych rękach. Słyszę własny głos: „Proszę mnie ratować doktorze – strasznie chcę żyć!”. I uratował, rozpoznając „gołymi” rękoma, że nie jestem chory na serce, nie mam żadnej nerwicy, lecz chorobę wrzodową – mocno zaawansowaną. Wszystkie lekarstwa, które używałem nakazał wyrzucić lub oddać w aptece. Diagnozę postawioną w piwnicy mego domu, na betonowej posadzce nazajutrz potwierdziły badania. Dzięki tej diagnozie od 18 lat funkcjonuję normalnie.
Doktor Stanisław Małecki to lekarz–instytucja, a przy tym człowiek szczerze skromny, dobry mąż, cudowny ojciec gromadki zdolnych dzieci, szanowany obywatel Rydułtów i powiatu wodzisławskiego. Jego aktywność nigdy nie wynikała z przemożnej chęci zdobywania intratnych synekur czy potrzeby taniego poklasku. On po prostu leczył – wierny składanym ongiś przysięgom. I robi to nadal, choć może już z mniejszym entuzjazmem, w poczuciu osamotnienia i... chyba żalu. W swej kilkudziesięcioletniej praktyce lekarskiej doktor Stanisław Małecki przywrócił zdrowie tysiącom ludzi, były też jednak i zgony. Każdy zostawiał trwały ślad w duszach personelu medycznego – przede wszystkim lekarzy. To najtrudniejsze dla nich. Ze śmiercią trudno się pogodzić rodzinie denata – szczególnie trudno, gdy zmarła osoba młoda lub bardzo młoda.

Sądzony będzie człowiek, który wywarł niezatarte piętno na naszej społeczności, człowiek, który całe swoje życie położył na szali dobra swych pacjentów, hojnie szafując swoim wolnym czasem, czasem rodziny i własnym zdrowiem dla zdrowia swoich pacjentów.

A ci pacjenci dziś milczą, milczą również różnej maści cmokierzy i klakierzy jeszcze tak niedawno wynoszący doktora Stasia pod niebiosa, zapraszający go na listy wyborcze, spotkania ku czci i na okoliczność! Dziś milczą, bądź kibicują cichym zawistnikom.

To smutne i symptomatyczne równocześnie. Modne ostatnio piętnowanie lekarzy, ferowanie wyroków bez prawa do obrony i wysłuchania racji drugiej strony źle świadczy o nas wszystkich. Pochylając się nad tragedią rodziny zmarłego,  nie pogrążajmy jednocześnie ratownika, któremu się nie udało. Pamiętajmy o tysiącach przypadków udanych. Ja pamiętam.
W miniony piątek w nocy lekarze z Rydułtów walczyli o życie mojej 83–letniej teściowej. Walczyli kilka godzin. Skutecznie. Dziękuję!
  • Numer: nr 8 (422)
  • Data wydania: 19.02.08