Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Konflikt urojony

22.01.2008 00:00
Ireneusz Skupień, radny z Wodzisławia „Do dupy z młodzieżą, która nie jest rewolucyjna”. Hasło to, świadczące niezbicie o doniosłym znaczeniu nadruków na koszulkach, zobaczyłem ongiś na wyrobie tekstylnym więcej niż niemłodego już obywatela miasta Łodzi. I choć działo się to ponad 10 lat temu, gdy jeszcze nie wiadomo było, co z wczesnokapitalistycznego dziejowego tygla wykipi, czy młodość ponad poziomy wyleci, czy na mieliźnie osiądzie, to napis ten żalem wielkim emanował, wyrzutem i żalem niemłodego już obywatela miasta Łodzi do dzieci swoich, czy wnuków raczej.

„Do dupy z młodzieżą, która nie jest rewolucyjna”. Hasło to, świadczące niezbicie o doniosłym znaczeniu nadruków na koszulkach, zobaczyłem ongiś na wyrobie tekstylnym więcej niż niemłodego już obywatela miasta Łodzi. I choć działo się to ponad 10 lat temu, gdy jeszcze nie wiadomo było, co z wczesnokapitalistycznego dziejowego tygla wykipi, czy młodość ponad poziomy wyleci, czy na mieliźnie osiądzie, to napis ten żalem wielkim emanował, wyrzutem i żalem niemłodego już obywatela miasta Łodzi do dzieci swoich, czy wnuków raczej.

Socjolog mógłby napisać (może już napisał) „O postępującym zaniku postaw nonkonformistycznych młodzieży w dobie kształtowania się nowego systemu społeczno–gospodarczego”. Sześć lat temu Kuba Wandachowicz z grupy Cool Kids of Death napisał interesujący tekst „Generacja Nic”, w którym, opisując zjawiska „artystów za pieniądze”, „okopów św. Etatu” czy „nowego idola–Klienta”, zawarł myśl, iż nie istnieje żaden istotny wyróżnik, który określałby tożsamość wspólnotową młodych jako pokolenia (chyba że za takowy uznać rosnącą akceptację wyścigu szczurów czy coraz powszechniejszą modę na daleko posunięte wyluzowywanie się). Zjawisko jest więc znane i opisane, przełóżmy więc choć małą drobinkę tego nazbyt ogólnego trele morele na wodzisławski konkret.

W mieście naszym powstała Młodzieżowa Rada Miasta. Od inwencji młodych  zależy czy staną się przysłowiowymi już paprotkami na przerozmaitych prezydialnych stołach, czy też spróbują wyrazić to, co najciekawszego dzieje się w ich grupach rówieśniczych. Tylko od nich zależy, czy my dorośli będziemy bić wymuskane brawa szkolnym prymusom, czy też częściej będziemy się wkurzać ich oby jak najbardziej szalonymi pomysłami, które choć trochę wytrącą nas z sennego błogostanu. Z klaskania w dłonie może się zrodzić co najwyżej okolicznościowy wpis do kroniki, natomiast twórcza, zaczepna postawa wobec lokalnych wzdęć i naburmuszeń spowoduje, iż dla wielu z nich działania w Młodzieżowej Radzie Miasta mogą stać się autentyczną, społeczną i kulturową inicjacją.

A co z tytułowym konfliktem, ktoś zapyta. Lansowany ostatnio przez internautę „251” ciekawy pomysł zaopatrzenia radnych w laptopy nasunął mi być może dyskusyjne spostrzeżenie, iż rozchodzenie się świata młodych i starych związane jest z odmiennym podejściem do nowoczesnych technologii. Konflikt ten dotyka nie sfery wartości, ale sfery narzędzi. Wrażenie, iż między młodymi a starymi jest ostro, potęgują stosowane przez obie strony strategie agresywnej ignorancji.  Starzy myśląc, że rozumy wszelkie pozjadali i doświadczeniem nadrobią, do szkolnej ławki zapędzić się nie pozwolą. Młodzi zaś są tak zafascynowani tym, że i chwyty i techniki opanowali, że nieraz samą formą dla formy się szprycują. A to przecież tak jak z samochodem, mniej ważne jaki posiadasz, ważniejsze dokąd nim jedziesz. Pisze internauta: „Umarł jakiś Bergman. Jak umarł to piszą, za życia o gościu jakoś nie pisali, a ja się na filmie trochę znam.”

Ponieważ przytoczenie tego wpisu może mnie narazić na retorsje ze strony potężnego, wpływowego i opiniotwórczego internetowego lobby, zakończę łagodzącą spór deklaracją: „Jak dostaniemy laptopy, to nauczymy się je obsługiwać”.

  • Numer: nr 4 (418)
  • Data wydania: 22.01.08