Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Policjant w Afryce

15.01.2008 00:00
Marek Dzierżęga, policjant z Wodzisławia, od lat wyjeżdża na niebezpieczne misje z ramienia ONZ. Był w Kosowie i Liberii. Opowiedział nam nie tylko o głodzie i wojnie domowej, ale także o pięknie Afryki.

W ubiegłym tygodniu wodzisławianin spotkał się z młodzieżą w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej. O upale, groźnych chorobach i ludzkich dramatach mówił niewiele. Skupił się na pokazaniu piękna i wyjątkowości Afryki Zachodniej. Przez dwie godziny uczniowie wodzisławskich szkół oglądali zdjęcia i słuchali policjanta z zapartym tchem.

Funkcjonariusz wodzisławskiej komendy opowiadał głównie o Liberii. Był jednym z trzech polskich policjantów wchodzących w skład międzynarodowego kontyngentu. Podziały i różnice klasowe oraz wszechobecna korupcja doprowadziły w Liberii do wybuchu wojny domowej. Na dobre rozpętała się ona pod koniec XX wieku. Życie straciło blisko 150 tys. istnień ludzkich. Po czternastu latach, w sierpniu 2003 r., na skutek międzynarodowych sankcji i dyplomatycznych wysiłków, zawarto porozumienie pokojowe. Po wojnie pozostała bieda, analfabetyzm i zrujnowana infrastruktura.
Ludzie

Bardzo pozytywne wrażenie na policjancie zrobiła miejscowa ludność. - Liberyjczycy są nastawieni przyjaźnie zarówno do siebie nawzajem, jak i do przyjezdnych. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno podczas wojny domowej byli tak okrutni - mówi Marek Dzierżęga.

Przyznaje, że wielokrotnie mógł na nich liczyć. Choć jako biały wzbudzał ciekawość, to nie spotykał się z wrogością, z aktami agresji. Bardziej niebezpieczna była malaria.

Zdrowie

Choroba ta była jednym z największych zagrożeń. Niepostrzeżenie daje o sobie znać. Gdy zaatakuje, często jest za późno. - Kiedy tylko poczułem się gorzej, wykonywałem testy na malarię. Ja miałem szczęście, za każdym razem wychodził wynik negatywny. Malarii nie przeżył natomiast mój kolega policjant - mówi pan Marek. Jego zdaniem wielu mieszkańców Zachodniej Afryki wbrew pozorom dba o zdrowie, a szczególnie o higienę osobistą. - Bardzo często rano, wyjeżdżając w teren widziałem grupy tubylców szczotkujących zęby nad rzeką. Myli się bardzo dokładnie - dodaje policjant.

Niestety świadomość Liberyjczyków co do niebezpiecznych zachorowań była znikoma, większość z nich to analfabeci. Przekazanie informacji odbywało się głównie za pomocą znaków i obrazów. Na ulicach pojawiały się ogłoszenia i bilbordy przestrzegające mieszkańców przed AIDS. Funkcjonariusze musieli ponadto przekonywać mężczyzn, że gwałt jest przestępstwem. Nie dla wszystkich było to oczywiste.
Kuchnia

Menu miejscowej ludności było wyjątkowe. Oprócz ryb jedli m.in. nietoperze, robaki, a także małpy, które już w pobliskiej Ghanie uchodziły za świętość. Tutaj miały nawet swoje cmentarze. Wierzono, że właśnie w nich ukryte są dusze przodków. - Do Ghany i Sierra Leone wyjeżdżałem, gdy tylko miałem wolne. Chciałem jak najwięcej zobaczyć - mówi wodzisławianin. - Za każdym razem coś mnie zaskakiwało, to niesamowite miejsca, które na pewno warto zobaczyć. Jedno co łączy ludność tych krajów, to wiara w edukację. Oni wierzą, że ucząc się można wszystko osiągnąć. Najważniejsza nie jest rodzina czy zdrowie, ale właśnie edukacja - dodaje Marek Dzierżęga.   

Czy wybiera się na kolejne misje?

- Być może już niedługo po raz kolejny wyjadę do Kosowa. Jeśli to się uda, to po powrocie spotkamy się ponownie - zapewniał podczas spotkania z młodzieżą Marek Dzierżęga. 

Rafał Jabłoński

  • Numer: 3 (417)
  • Data wydania: 15.01.08