Nadajnik drażni rodziców
Nadajnik telefonii komórkowej jeszcze nie zaczął działać, a już budzi wiele emocji.
Na Szkole Podstawowej nr 1 w Rydułtowach pojawił się nadajnik telefonii komórkowej. Do tutejszego Urzędu Miasta wpłynęło pismo podpisane przez 30 osób, głównie mieszkańców sąsiednich ulic i rodziców uczniów z „Jedynki”, które żądają usunięcia urządzenia. Nie możemy jako rodzice zgodzić się, by nasze dzieci stały się królikami doświadczalnymi, a żadne badania do tej pory nie potwierdziły, że stacje telefonii komórkowej są bezpieczne dla życia i zdrowia. Poza tym nikt nie pytał nas o opinię w tej sprawie – tłumaczy swój protest Bernadeta Piskula, mieszkanka ul. Kolbego.
Wszystko zgodnie z prawem?
Z zarzutami nie zgadzają się urzędnicy rydułtowskiego magistratu. Operator telefonii komórkowej przekazał do Urzędu Miasta, wraz z potrzebnymi dokumentami, także decyzję o uwarunkowaniach środowiskowych, które powinna spełniać tego rodzaju budowla.
O każdym kroku postępowania informowane były osoby, na które planowana wówczas stacja mogłaby mieć jakikolwiek niekorzystny wpływ - mówi Tadeusz Dragon, naczelnik Wydziału Rozwoju i Integracji Europejskiej Urzędu Miasta. Dodatkowo firma specjalizująca się w tego rodzaju inwestycjach sprecyzowała warunki, jakie powinien spełnić inwestor, aby nadajnik był jak najmniej szkodliwy. To, co w takim raporcie ma się znaleźć, jasno określa prawo o ochronie środowiska. Nie ma więc mowy, że został on zrobiony na zamówienie. Komplet dokumentów trafił do inspektora wojewódzkiego Sanepidu, rydułtowskiego wydziału oświaty i wojewody. Od tych jednostek mieszkańcy ul. Ofiar Terroru i Plebiscytowej otrzymali informację o warunkach, które musiał spełnić operator. Stosowne obwieszczenia umieszczono na tablicy ogłoszeń i w Internecie.
Rodzice wiedzieli
O umieszczenie nadajnika zabiegała także ówczesna dyrektor szkoły Kornelia Newy. I ona odrzuca zarzuty, że decyzję podjęto za plecami rodziców.
Konsultowaliśmy z rodzicami tę kwestię. Informowaliśmy, że będzie on bezpieczny dla uczniów. W szkole dostępny jest protokół ze spotkania, które odbyło się w tej sprawie. Nikt wówczas nie protestował – mówi była dyrektor.
Kornelia Newy przyznaje, że popierała umieszczenie nadajnika na szkole, bo dzięki temu placówka miesięcznie zarabia 500 euro.
Nie taki diabeł straszny
Urządzenie radiowe umieszczono w takiej odległości, aby ewentualne emitowane szkodliwe fale były poza obszarem oddziaływania na ludzi. Poza tym gęstość mocy pola elektromagnetycznego mieści się w normach, które przewiduje rozporządzenie Ministra Ochrony Środowiska. Zgodnie z rozporządzeniem i wydaną decyzją po uruchomieniu stacji inwestor musi wykonać pomiary kontrolne gęstości mocy emitowanego niejonizującego promieniowania elektromagnetycznego. Ma na to 3 miesiące. Jeśli okaże się, że tego nie zrobił będziemy interweniowali – uspokaja Anna Urbisz, kierownik referatu środowiska.
Pracownicy starostwa, którzy wydali pozwolenie na budowę uspokajają także, że konstrukcję wykonano zgodnie z zasadami sztuki budowlanej i ewentualne obawy, że przy opadach śniegu nadajnik może naruszyć konstrukcję dachu są nieuzasadnione.
matylda
Najnowsze komentarze