Pszowiki zawsze wracają
Nie ma chyba człowieka w Pszowie, który by nie wiedział, gdzie stoi „Lamżówka”. W willi z czasów wojny, nieopodal kopalni „Anna”, mieści się od wielu lat ośrodek zdrowia. Nie wszyscy jednaj znają historię rodziny Lamżów, której potomkowie żyją do dzisiaj w Niemczech. To dzieci Eberharda Lamży - jedynego przed wojną lekarza w Pszowie, któremu podlegał rozległy obszar, m.in. Buków, Bluszczów, Syrynia, Lubomia, Krzyżkowice, Kokoszyce, Pogrzebień i Kornowac. Z tej rodziny właśnie wywodzi się postać szczególna - ks. infułat Lucjan Lamża, syn pszowskiego lekarza, który przez trzydzieści lat pracował w Kurii Rzymskiej, w Kongregacji Wschodnich Kościołów Katolickich. Nieraz pomagał papieżowi Janowi Pawłowi II w tłumaczeniu rosyjskich tekstów pozdrowień dla pielgrzymów.
Fajnie się godo
Dzisiaj jest już na emeryturze i wraz z siostrą Urszulą mieszkają w Fuldzie. Często odwiedzają rodzinne strony w Polsce i zawsze są tutaj mile widzianymi gośćmi. Jestem pszowikiem bez dekretu, bo urodziłem się tutaj 5 czerwca, w Święto Zesłania Ducha Św. - mówi o sobie ks. infułat Lucjan Lamża. Dodaje, że w zaskakujący sposób jego życie splotło się ze św. Bonifacym, ponieważ urodził się w dzień upamiętniający tego biskupa męczennika, a kiedy zamieszkał wraz z rodziną w Fuldzie, okazało się, że właśnie tutaj znajduje się grób św. Bonifacego.
Pierwszy raz przyjechali do Polski dwadzieścia lat temu. Mieszkali wtedy w domu rekolekcyjnym w Kokoszycach. Podczas tej pierwszej wizyty zwiedzili tereny, gdzie ich ojciec był lekarzem. Pojechali do Zawady, Syryni i na Pszowskie Doły. Od tego czasu byli już tutaj z piętnaście razy. Przyjeżdżają co najmniej raz w roku.
Władze Pszowa zaprosiły ks. Lamżę na obchody 10-lecia samorządności miasta. Podczas uroczystości ks. infułat otrzymał honorową odznakę „Zasłużony dla Rozwoju Miasta Pszów” Najważniejsza w życiu jest wierność. Jestem wierny kościołowi, papieżowi i miastu Pszów - mówił podczas uroczystego spotkania. Dziękował za odznakę, podkreślił, że korzenie są bardzo ważne.
Ks. infułat Lucjan Lamża ukończył gimnazjum humanistyczne w Fuldzie w 1958 roku. Potem dwa lata uczył się w miejscowym seminarium, a następnie przez rok był w seminarium w szwajcarskim Fryburgu. W 1961 roku zamieszkał w Rzymie. Tutaj studiował i zrobił doktorat. Został wyświęcony we wschodnim obrządku przez rosyjskiego biskupa, czterdzieści lat temu. Ks. infułat Lamża świetnie włada językiem rosyjskim, mówi też dobrze po polsku. Sam nauczył się tych języków. Kiedy wyjeżdżał z Polski miał siedem lat i mówił głównie po niemiecku, trochę gwarą. Język polski został mi jednak „w uszach”. A jak się godo po śląsku, to tak fajnie - dodaje żartobliwie. Sporo podróżował. Był w Indiach, Stanach Zjednoczonych, Francji, Belgii, Syrii, Turcji i w Egipcie. Wiele razy pielgrzymował także do Ziemi Świętej, a w tych pielgrzymkach nieraz towarzyszyła mu siostra Urszula.
#nowastrona#
Podarowali dom
Przodkowie Lamżów pochodzą z Lysek i Szczygłowic. Pradziadek Josef, urodził się w Lyskach, potem wybudował dom w Rybniku, na ulicy Smolnej. Stoi on do dziś. Dziadek - ojciec matki był państwowym urzędnikiem kościelnym w Rybniku. Dziadek - ojciec ojca był dyrektorem w szkole na Paruszowcu. Jego żona pochodziła z Wrocławia i słabo mówiła po polsku - snuje wspomnienia o swojej rodzinie ks. infułat Lamża. W Pszowie wiedli życie spokojne i dostatnie. Mieszkali nad apteką, koło kopalni „Anna”. Ojciec miał gabinet w głównej części kopalni, przy markowni. Był tutaj jedynym lekarzem, podlegał mu spory obszar. Ks. infułat Lamża wspomina, jak nieraz zimą ojciec zabierał go, niekiedy saniami, którymi jeździł do pacjentów. Tych chwil nigdy nie zapomni. Doktor Lamża miał przed wojną samochód i szofera. Wybudował też willę, w której jednak Lamżowie nigdy nie zamieszkali. Po wojnie budynek przejęło państwo i umieściło tutaj ośrodek zdrowia. I tak pozostało właściwie do dzisiaj, z tą różnicą, że kilka lat temu ks. infułat Lamża oraz jego siostra Urszula podarowali swój rodzinny dom miastu. Na budynku została umieszczona pamiątkowa tablica.
W rękach Boga
Dzieci doktora Lamży do dzisiaj pamiętają dzień, w którym opuszczali Pszów. Lucjan miał wtedy siedem lat, a jego starsza siostra - dwadzieścia jeden. Było to dokładnie 10 września 1945 roku. Ponad miesiąc byli w podróży, do 24 października. Wędrowali pieszo i pociągiem. To były dla nas bolesne przeżycia. Było nam wtedy bardzo ciężko, myśleliśmy o rzeczach najważniejszych. Może dlatego wybrałem potem kapłaństwo? – zastanawia się ks. infułat Lucjan Lamża. Ale byli ludzie, którzy mieli jeszcze więcej trudności niż my. Ojciec mówił nam, że wszyscy jesteśmy w rękach Boga. Uspokajał nas: „Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze” - dodaje syn pszowskiego lekarza.
Rodzina Lamżów przybyła najpierw do Monachium, ale zastała zbombardowane miasto, więc udała się do Fuldy. Tu mieli rodzinę, kuzynów. Przez półtora roku mieszkali na wsi, a potem na stałe osiedli w Fuldzie. Ojciec znów praktykował jako lekarz. Żył spokojnie, zmarł w 1969 roku. Miał 73 lata. Matka zmarła w 1978 roku. Miała osiemdziesiąt trzy lata - wspomina ks. infułat Lamża.
Urszula Lamża, starsza z rodzeństwa, została nauczycielką. Maturę zdała w 1943 roku, kiedy jeszcze mieszkali w Pszowie. Po wojnie chciała pójść w ślady ojca i zaczęła studiować medycynę. Studiów jednak nie skończyła, gdyż czasy były ciężkie, brakowało im pieniędzy. I tak została w szkole, gdzie przepracowała czterdzieści jeden lat. Zawsze pamiętaliśmy o Pszowie - zapewnia Urszula Lamża. Kiedy wyjeżdżaliśmy, matka wzięła ze sobą obrazek Matki Boskiej Pszowskiej, wizerunek św. Antoniego z Rybnika, bo jej ojciec był kościelnym w rybnickim kościele Matki Boskiej Bolesnej, modlitewnik „Droga do nieba” po niemiecku oraz mszalnik ojca. To były cztery rzeczy, które nas związały z Pszowem, miejscem naszego pochodzenia - dodaje Urszula Lamża.
Iza Salamon
Najnowsze komentarze