Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Każdy widzi to co chce

14.12.2004 00:00
Dom rodziny Cybulskich stoi niemal w szczerym polu, na obrzeżach Turzy Śl. Często zatrzymują się przed nim samochody, wysiadają zagraniczni podróżni. Cykliści odwracają głowy i bywa, że z wrażenia wywracają się na rowerach. Co tak przykuwa ich uwagę? Stojące w ogrodzie kolorowe, drewniane figury.
Takiego widoku pewnie nikt się w tym miejscu nie spodziewa. Na tle szarej o tej porze roku przyrody, niemal w szczerym polu, oczom podróżnych ukazują się nagle kolorowe ptaki, zamyślony Don Kichot na białym koniu, zabawne pajacyki, czekoladowy Murzyn z ozdobną kością w nosie, a z wysokości pozdrawia wszystkich skrzypek na dachu. Twórcą tego niezwykłego świata, jakby żywcem wyjętego z baśni, jest Zbigniew Cybulski z Turzy Śląskiej. Nosi on to samo imię i nazwisko, jak znakomity aktor polskiego kina lat sześćdziesiątych. To raczej on nazywał się tak samo jak ja! - żartuje pan Zbyszek.

Żołnierz z Koszalina

Pochodzi z przeciwległego krańca Polski, z Koszalina. Do Gorzyc trafił na służbę wojskową. Tutaj poznał swoja żonę, Janinę, która wtedy pracowała w Urzędzie Gminy. Poznaliśmy się dokładnie w dniu ostatniego czynu partyjnego, to było dokładnie 23 września 1980 roku - wspomina pan Zbyszek. I tak został na Śląsku, do 1986 roku był zawodowym wojskowym. Potem przeniósł się na kopalnię „Jastrzębie” (obecnie Jas-Mos), gdzie pracuje do dziś.
 
Cybulscy mają dwoje dzieci, Marka (23 lata) i Hannę (22 lata), która wyszła już z mąż i wraz z mężem Marcinem mieszka w rodzinnym domu. Wszyscy domownicy mają spore poczucie humoru i wyobraźnię. Lubią zwierzęta, ich pupilem jest olbrzymi kocur, przybłęda, którym się zaopiekowali oraz maleńka jamniczka, Toffik. Nie ma tutaj zbyt wiele domów i ludzie wyrzucają koło nas różne zwierzęta, których chcą się pozbyć. To straszny widok, nie wiem, gdzie jest ludzkie sumienie, żeby tak postępować - mówi pan Zbyszek. Wspomina, że niedawno ktoś w ten właśnie sposób porzucił oszczenioną suczkę. Na szczęście już znaleźliśmy dla niej rodzinę zastępczą - dodaje.

Kakadu czy papuga?

Nie pamięta, kiedy zaczął dłubać w drzewie. Wyobraźnię twórcy miał zawsze. Potrafi zabawnie skomentować sytuację w postaci satyrycznego rysunku. Często rysuje w pracy i zawiesza humorystyczne komentarze na tablicy w kopalnianym pomieszczeniu. Koledzy to oglądają, czasem się pośmieją, może ktoś tam się i obrazi. Ale zauważyłem, że niektórzy mniej przeklinają, chyba pod wpływem tych rysunków - zastanawia się pan Zbyszek.

Pierwszy w okolicy zaczął „rzeźbić” w żywopłocie. Brał nożyce i nieraz przez kilka dni wyczarowywał z krzewów przeróżne kształty. Kiedy kilka lat temu w ogrodzie uschły jarzębiny, panu Zbyszkowi żal było wyrzucać z ogrodu ciekawie ukształtowanych pni. Tak powstały pierwsze „maszkarony”. Dorobił im tylko oczy i kolczyki z plastikowych krążków. Wkrótce przy domu zaczęło przybywać różnych postaci, figurek. Kot nad studnią, sowa nad drzwiami („Hu-hu - nazywają ją dzieci), dostojny Murzyn przed drzwiami domu i dwa pajacyki na mostku przed furtką. Jeden pali fajkę, a drugi łowi ryby. Jeden jest z dozoru, a drugi z eksploatacji - żartuje Marek, syn twórcy.
 
Kiedy drewniane figurki zaczęły niszczeć pod wpływem warunków atmosferycznych, wtedy zaczął je malować na różne kolory. I tak, na tle okolicznych pół pojawiły się barwnie upierzone ptaki, jakby żywcem wyjęte z tropikalnego lasu. Czy to papuga, czy kakadu? - pytają ludzie. Nie wiem, po prostu każdy widzi to, co chce wiedzieć - odpowiada na to Zbigniew Cybulski.
 
Na drewniane rzeźby wybiera odpowiednie kawałki drewna z zapasu drewienek do podpałki w piecu. Rzeźbi też w mydle, a nawet w śniegu. W jedną z zim ulepił przed domem olbrzymiego żółwia. Jak co roku, przed domem Cybulskich stanie drewniana szopka. Również dzieło pana Zbyszka.

Iza Salamon
  • Numer: 51 (255)
  • Data wydania: 14.12.04