Fedrowali aż do Afryki
Górnicy z nowo otwartej kopalni „Mszana” dokopali się aż do… Afryki. Czarni jak węgiel Murzyni przedostali się przez głęboką wyrwę w ziemi prosto na Śląsk. I już ciemnoskórzy wojownicy chcieli srogo pomścić naruszenie swoich granic, kiedy ich wódz, Zulus Gula, rozpoznał w jednym z górniczych inżynierów swojego syna. „A drugi syn pracuje w wodzisławskim pogotowiu!” - wykrzyknął radośnie wódz. Cała sala pękała ze śmiechu. Tak wesoło bawili się w sobotę goście V Biesiady Górniczej w Mszanie.
Sto pięćdziesiąt osób uczestniczyło w V Biesiadzie Górniczej w Mszanie. Impreza odbyła się 27 listopada w Wiejskim Ośrodku Kultury i Rekreacji. Mszański WOKiR słynie z organizowania niepowtarzalnych zabaw, nic dziwnego, że i tym razem wszystkie miejsca były zajęte. Zainteresowanie było tak ogromne, że już 13 listopada odbyła się dodatkowa edycja tegorocznej biesiady. Uczestniczyło w niej kolejnych stu trzydziestu gości. Przygotowanie tej imprezy nie byłoby możliwe bez zaangażowania wielu wspaniałych ludzi - społeczników z Mszany, którzy poświęcają swój czas, siły i pracę - dziękował wszystkim Mirosław Szymanek - dyrektor mszańskiego WOKiR-u.
Tak bydymy wszyscy pić....
V Biesiadę Górniczą w Mszanie rozpoczął popisowy koncert mszańskiej orkiestry dętej „Bim Band”. Prowadzi ją Erwin Bem (pseudonim „Bimek”, stąd nazwa zespołu). Muzycy obowiązkowo wykonali m.in. podniosły hymn „Niech żyje nam górniczy stan!”. Po blisko półgodzinnym występie pałeczkę przejął zespół „Divers” na czele z samym dyrektorem Szymankiem, który w górniczej czapce z białym pióropuszem przewodniczył zabawie. Jeszcze przed wejściem na salę (czyli do wymyślonej przez organizatorów kopalni „Mszana”) uczestników biesiady przywitali dziarsko sztygarzy. W te role wcieliły się kobiety: Anna Wojtecka, Otylia Bem, Renata Szymanek, Urszula Maciończyk, Aniela Gąsior oraz Renata Korcela (przewodnicząca mszańskiego Koła Gospodyń Wiejskich). Każdy z biesiadników otrzymał w kopalnianej markowni znaczek i tak wyposażony mógł usiąść za stołem. Impreza rozpoczęła się od przysięgi aktywnego uczestnictwa we wspólnej zabawie. Tak bydymy wszyscy pić, aż nom pęknie rzyć! - deklarowali chóralnie biesiadnicy. Chwilę później do akcji wkroczyli na salę „piwoleje”, wnosząc na stoły dzbany złocistego napoju. Inne trunki były surowo zakazane. Za naruszenie biesiadnej przysięgi można się było spodziewać surowej „kary”, to znaczy „pieprzenia” albo „solenia” języka, niesubordynowani biesiadnicy byli też zakuwani w dyby, dostawali pampersy, a jednej z kobiet ucięto język i pokazano go publiczności na talerzu. Na szczęście był to w rzeczywistości wołowy ozór...
Nie bier se dziołcho górnika!...
Na stoły trafiły też śpiewniki i raz po raz cała sala trzęsła się od wspólnego śpiewu: „Z tamtej strony rzeki, śpiewają słowiki. Nie bier se dzioł-cho górnika, bo to pieron dziki!”. Co roku mszańska Biesiada Górnicza ma nieco inny scenariusz. W minionych latach mszańscy górnicy przebili się do piekła i mieli do czynienia z Lucyperem i diabłami, w minionym roku wykopali skarb krasnoludków, który uratował plajtującą kopalnię. Tegoroczna biesiada była równie zabawna. Z powodu wzrastającego zapotrzebowania na węgiel otwarta została kopalnia „Mszana”. Górnicy dokopali się aż do Afryki. Publiczność została dla porządku podzielona na cztery górnicze oddziały i każdy uczestnik zabawy otrzymał stosowny kask. Oddział elektryczny - zielony, maszynowy - niebieski, wydobywczy - brązowy, a szybowy - żółty. Takie kolory były kiedyś na kopalni 1 Maja - mówił dyrektor Szymanek. Nakrycia głowy wykonali wcześniej wspólnie panie z KGW, pracownicy WOKiR-u oraz członkowie Koła Emerytów i Rencistów. Nad oprawą plas-tyczną czuwała Anna Kokot. Na scenę wkroczył górnik przodowy (w tej roli Erwin Bem), który zaczął organizować brygadę. Kierownikiem robót górniczych był Marian Kuś. Ekipa górnicza żwawo ruszyła wydobywać węgiel i już po chwili gdzieś z korytarza można było usłyszeć dynamiczne postukiwania łopaty i dźwięk świdra. I już po chwili przed biesiadników wjechał pierwszy wózek (dziecięcy!) węgla. Za taki sukces górnik przodowy otrzymał złoty medal - pomalowaną na złoto samochodową felgę.
Bawili się do rana
Niebawem jednak się okazało, że górnicy dokopali się do Afryki na scenę w ciemnościach wyskoczyli murzyńscy wojownicy na czele z wodzem i szamanem. W role te wcielili się: Roman Tatarczyk - wódz, Zygmunt Wolny - szaman, Franciszek Wawrosz oraz Waldemar Wojtecki - wojownicy. Tubylcy już zamierzali się mścić za naruszenie swoich granic, na szczęście wódz rozpoznał w jednym z inżynierów swojego syna. Publiczność zrywała boki ze śmiechu. Po zakończeniu części biesiadnej, rozpoczęła się zabawa taneczna, która trwała do rana. Teraz przez cały rok będziemy myśleć, co przygotować na następną biesiadę - mówił wczoraj dyrektor Szymanek. Zawsze tak jest, że ktoś rzuci jakiś pomysł, inni go podchwycą i w zasadzie tydzień nam wystarczy na przygotowanie scenariusza w zarysie. Bo dialogów nigdy nie piszemy. Wszystkie rozmowy to już nasza improwizacja - dodał szef mszańskiego WOKiR-u. Dodał, że przygotowanie biesiady, podobnie jak i innych imprez nie byłoby możliwe bez pomocy wielu oddanych społeczników, którzy wszystko robią z własnej woli i co roku z entuzjazmem włączają się w przygotowania. Są wśród nich m.in. panie z KGW, radni, członkowie Koła Emerytów i Rencistów i wielu innych.
Iza Salamon
Tak bydymy wszyscy pić....
V Biesiadę Górniczą w Mszanie rozpoczął popisowy koncert mszańskiej orkiestry dętej „Bim Band”. Prowadzi ją Erwin Bem (pseudonim „Bimek”, stąd nazwa zespołu). Muzycy obowiązkowo wykonali m.in. podniosły hymn „Niech żyje nam górniczy stan!”. Po blisko półgodzinnym występie pałeczkę przejął zespół „Divers” na czele z samym dyrektorem Szymankiem, który w górniczej czapce z białym pióropuszem przewodniczył zabawie. Jeszcze przed wejściem na salę (czyli do wymyślonej przez organizatorów kopalni „Mszana”) uczestników biesiady przywitali dziarsko sztygarzy. W te role wcieliły się kobiety: Anna Wojtecka, Otylia Bem, Renata Szymanek, Urszula Maciończyk, Aniela Gąsior oraz Renata Korcela (przewodnicząca mszańskiego Koła Gospodyń Wiejskich). Każdy z biesiadników otrzymał w kopalnianej markowni znaczek i tak wyposażony mógł usiąść za stołem. Impreza rozpoczęła się od przysięgi aktywnego uczestnictwa we wspólnej zabawie. Tak bydymy wszyscy pić, aż nom pęknie rzyć! - deklarowali chóralnie biesiadnicy. Chwilę później do akcji wkroczyli na salę „piwoleje”, wnosząc na stoły dzbany złocistego napoju. Inne trunki były surowo zakazane. Za naruszenie biesiadnej przysięgi można się było spodziewać surowej „kary”, to znaczy „pieprzenia” albo „solenia” języka, niesubordynowani biesiadnicy byli też zakuwani w dyby, dostawali pampersy, a jednej z kobiet ucięto język i pokazano go publiczności na talerzu. Na szczęście był to w rzeczywistości wołowy ozór...
Nie bier se dziołcho górnika!...
Na stoły trafiły też śpiewniki i raz po raz cała sala trzęsła się od wspólnego śpiewu: „Z tamtej strony rzeki, śpiewają słowiki. Nie bier se dzioł-cho górnika, bo to pieron dziki!”. Co roku mszańska Biesiada Górnicza ma nieco inny scenariusz. W minionych latach mszańscy górnicy przebili się do piekła i mieli do czynienia z Lucyperem i diabłami, w minionym roku wykopali skarb krasnoludków, który uratował plajtującą kopalnię. Tegoroczna biesiada była równie zabawna. Z powodu wzrastającego zapotrzebowania na węgiel otwarta została kopalnia „Mszana”. Górnicy dokopali się aż do Afryki. Publiczność została dla porządku podzielona na cztery górnicze oddziały i każdy uczestnik zabawy otrzymał stosowny kask. Oddział elektryczny - zielony, maszynowy - niebieski, wydobywczy - brązowy, a szybowy - żółty. Takie kolory były kiedyś na kopalni 1 Maja - mówił dyrektor Szymanek. Nakrycia głowy wykonali wcześniej wspólnie panie z KGW, pracownicy WOKiR-u oraz członkowie Koła Emerytów i Rencistów. Nad oprawą plas-tyczną czuwała Anna Kokot. Na scenę wkroczył górnik przodowy (w tej roli Erwin Bem), który zaczął organizować brygadę. Kierownikiem robót górniczych był Marian Kuś. Ekipa górnicza żwawo ruszyła wydobywać węgiel i już po chwili gdzieś z korytarza można było usłyszeć dynamiczne postukiwania łopaty i dźwięk świdra. I już po chwili przed biesiadników wjechał pierwszy wózek (dziecięcy!) węgla. Za taki sukces górnik przodowy otrzymał złoty medal - pomalowaną na złoto samochodową felgę.
Bawili się do rana
Niebawem jednak się okazało, że górnicy dokopali się do Afryki na scenę w ciemnościach wyskoczyli murzyńscy wojownicy na czele z wodzem i szamanem. W role te wcielili się: Roman Tatarczyk - wódz, Zygmunt Wolny - szaman, Franciszek Wawrosz oraz Waldemar Wojtecki - wojownicy. Tubylcy już zamierzali się mścić za naruszenie swoich granic, na szczęście wódz rozpoznał w jednym z inżynierów swojego syna. Publiczność zrywała boki ze śmiechu. Po zakończeniu części biesiadnej, rozpoczęła się zabawa taneczna, która trwała do rana. Teraz przez cały rok będziemy myśleć, co przygotować na następną biesiadę - mówił wczoraj dyrektor Szymanek. Zawsze tak jest, że ktoś rzuci jakiś pomysł, inni go podchwycą i w zasadzie tydzień nam wystarczy na przygotowanie scenariusza w zarysie. Bo dialogów nigdy nie piszemy. Wszystkie rozmowy to już nasza improwizacja - dodał szef mszańskiego WOKiR-u. Dodał, że przygotowanie biesiady, podobnie jak i innych imprez nie byłoby możliwe bez pomocy wielu oddanych społeczników, którzy wszystko robią z własnej woli i co roku z entuzjazmem włączają się w przygotowania. Są wśród nich m.in. panie z KGW, radni, członkowie Koła Emerytów i Rencistów i wielu innych.
Iza Salamon
Najnowsze komentarze