Sopot - stary kurort i morze
Moda na Sopot trwa nieprzerwanie od ponad stu lat i nie były jej w stanie przerwać nawet dziejowe zawirowania. Sopot ma urzekającą atmosferę. Jego uzdrowiskowy klimat, położenie nad morzem i wśród lasów oraz oryginalna, wspaniała XIX-wieczna architektura sprawiają, że jest to jedno z niewielu polskich miast, w których można po prostu wypocząć. Niespieszny spacer dostarczy wielu przyjemności, niezależnie od pory roku.
Terapia architekturą
Jak powiedziała Agnieszka Osiecka, Sopot ma właściwy rozmiar. Dowiedziałam się, że ma kształt prostokąta o wymiarach trzy na cztery kilometry. Najważniejszą i najbardziej ruchliwą ulicą jest słynny deptak Bohaterów Monte Cassino, prowadzący przez środek miasta, od dworca kolejowego wprost do mola. Mieszkańcy nazywają go pieszczotliwie Monciakiem. Prawdziwy Sopot kryje się jednak w odchodzących od niego bocznych uliczkach. Wystarczy wejść w którąkolwiek, by poczuć tę charakterystyczną dla kurortu atmosferę dostatniego zbytku i starej, spatynowanej szlachetności połączonej z odrobiną dekadenckiego snobizmu. Dziś, tak jak dawniej, choć nieco w skromniejszej postaci, ten klimat tworzy przede wszystkim eklektyczna architektura pensjonatów i hoteli. W pierwszej połowie XIX wieku powstawały jedno- lub dwupiętrowe domy z drewnianymi werandami i wykuszami, w drugiej połowie – najczęściej wille z wieżyczkami, balkonami i tarasami. Neogotyk mieszał się z secesją i klasycyzmem. Wiele wspaniałych obiektów nie przetrwało wojen, ale zawsze w zasięgu wzroku znajdzie się jeden niepospolity budynek, ciekawy detal.
Najstarszym zachowanym domem w mieście jest 200-letni dworek wzniesiony przez hrabiego Kajetana Sierakowskiego. Jego gospodarzem jest teraz Towarzystwo Przyjaciół Sopotu - jeden z najaktywniejszych organizatorów życia kulturalnego. Co miesiąc w siedzibie Towarzystwa odbywają się wernisaże prac miejscowych plastyków i dość często spotkania z pisarzami. Atmosferę tego miejsca współtworzy także przytulna herbaciar-nia „U Hrabiego”, serwująca pyszne ciasta domowego wypieku. Równie smaczne jedzenie odkryłam w pensjonacie „Villa Sedan”. Nigdzie indziej nie jadłam szynki z dzika w sosie warzywno-jałowcowym, podanej na zasmażonej z cynamonem czerwonej kapuście.
Jak powiedziała Agnieszka Osiecka, Sopot ma właściwy rozmiar. Dowiedziałam się, że ma kształt prostokąta o wymiarach trzy na cztery kilometry. Najważniejszą i najbardziej ruchliwą ulicą jest słynny deptak Bohaterów Monte Cassino, prowadzący przez środek miasta, od dworca kolejowego wprost do mola. Mieszkańcy nazywają go pieszczotliwie Monciakiem. Prawdziwy Sopot kryje się jednak w odchodzących od niego bocznych uliczkach. Wystarczy wejść w którąkolwiek, by poczuć tę charakterystyczną dla kurortu atmosferę dostatniego zbytku i starej, spatynowanej szlachetności połączonej z odrobiną dekadenckiego snobizmu. Dziś, tak jak dawniej, choć nieco w skromniejszej postaci, ten klimat tworzy przede wszystkim eklektyczna architektura pensjonatów i hoteli. W pierwszej połowie XIX wieku powstawały jedno- lub dwupiętrowe domy z drewnianymi werandami i wykuszami, w drugiej połowie – najczęściej wille z wieżyczkami, balkonami i tarasami. Neogotyk mieszał się z secesją i klasycyzmem. Wiele wspaniałych obiektów nie przetrwało wojen, ale zawsze w zasięgu wzroku znajdzie się jeden niepospolity budynek, ciekawy detal.
Najstarszym zachowanym domem w mieście jest 200-letni dworek wzniesiony przez hrabiego Kajetana Sierakowskiego. Jego gospodarzem jest teraz Towarzystwo Przyjaciół Sopotu - jeden z najaktywniejszych organizatorów życia kulturalnego. Co miesiąc w siedzibie Towarzystwa odbywają się wernisaże prac miejscowych plastyków i dość często spotkania z pisarzami. Atmosferę tego miejsca współtworzy także przytulna herbaciar-nia „U Hrabiego”, serwująca pyszne ciasta domowego wypieku. Równie smaczne jedzenie odkryłam w pensjonacie „Villa Sedan”. Nigdzie indziej nie jadłam szynki z dzika w sosie warzywno-jałowcowym, podanej na zasmażonej z cynamonem czerwonej kapuście.
Terapia wodą i powietrzem
Początki popularności Sopotu, jako miejscowości wypoczynkowej, sięgają XVI wieku, gdy nadmorską osadę rybacką zaczęli odwiedzać możni patrycjusze gdańscy. Prawdziwą sławę uzdrowisko zawdzięcza Janowi Jerzemu Haffnerowi, lekarzowi armii napoleońskiej osiadłemu w Gdańsku. To właśnie on wpadł na pomysł przekształcenia wsi rybackiej w modne miejsce, w którym zamożni kuracjusze podreperują ciało i umysł. Już od 1823 roku kąpiele lecznicze odbywały się w podgrzewanej wodzie pompowanej z Bałtyku. Wkrótce wybudowano drewniane zakłady kąpielowe (tzw. Łazienki Południowe i Północne) oraz Dom Zdrojowy. Dzisiaj kuracjusze pławią się w solance, wypływającej z głębokości 800 metrów. W pobliżu wejścia na molo znajduje się natomiast fontanna-grzybek, z której można czerpać leczniczą wodę. Rozcieńczona nadaje się do picia, a ta o stężeniu naturalnym służy do inhalacji, dezynfekcji gardła i... kwaszenia ogórków. Jak smakują małosolne po sopocku, można przekonać się w co drugim barze.
Warunki klimatyczne Sopotu są zbawienne dla zdrowia i jest to nie tylko zasługa obecnego w powietrzu jodu. Uzdrowisko plasuje się w absolutnej czołówce krajowej w tlenoterapii - ponad połowę powierzchni miasta porastają drzewa. Na jednego mieszkańca przypada aż 75 m kw. zieleni, czyli o 25 m więcej, niż przewiduje norma (we Wrocławiu - 22, a w Krakowie tylko 2,5 m kw.).
Oprócz lasów i wielu okolicznych parków w mieście znajduje się mnóstwo przydomowych ogrodów. Powstały one w czasach, gdy w ogrodnictwie panowała moda na egzotykę, dlatego rośnie w nich blisko 50 gatunków drzew obcego pochodzenia. Studenci mogą tutaj przygotowywać się do egzaminu z dendrologii!
Początki popularności Sopotu, jako miejscowości wypoczynkowej, sięgają XVI wieku, gdy nadmorską osadę rybacką zaczęli odwiedzać możni patrycjusze gdańscy. Prawdziwą sławę uzdrowisko zawdzięcza Janowi Jerzemu Haffnerowi, lekarzowi armii napoleońskiej osiadłemu w Gdańsku. To właśnie on wpadł na pomysł przekształcenia wsi rybackiej w modne miejsce, w którym zamożni kuracjusze podreperują ciało i umysł. Już od 1823 roku kąpiele lecznicze odbywały się w podgrzewanej wodzie pompowanej z Bałtyku. Wkrótce wybudowano drewniane zakłady kąpielowe (tzw. Łazienki Południowe i Północne) oraz Dom Zdrojowy. Dzisiaj kuracjusze pławią się w solance, wypływającej z głębokości 800 metrów. W pobliżu wejścia na molo znajduje się natomiast fontanna-grzybek, z której można czerpać leczniczą wodę. Rozcieńczona nadaje się do picia, a ta o stężeniu naturalnym służy do inhalacji, dezynfekcji gardła i... kwaszenia ogórków. Jak smakują małosolne po sopocku, można przekonać się w co drugim barze.
Warunki klimatyczne Sopotu są zbawienne dla zdrowia i jest to nie tylko zasługa obecnego w powietrzu jodu. Uzdrowisko plasuje się w absolutnej czołówce krajowej w tlenoterapii - ponad połowę powierzchni miasta porastają drzewa. Na jednego mieszkańca przypada aż 75 m kw. zieleni, czyli o 25 m więcej, niż przewiduje norma (we Wrocławiu - 22, a w Krakowie tylko 2,5 m kw.).
Oprócz lasów i wielu okolicznych parków w mieście znajduje się mnóstwo przydomowych ogrodów. Powstały one w czasach, gdy w ogrodnictwie panowała moda na egzotykę, dlatego rośnie w nich blisko 50 gatunków drzew obcego pochodzenia. Studenci mogą tutaj przygotowywać się do egzaminu z dendrologii!
Leczenie muzyką
Sopot ma wyjątkowy dar przyciągania artystów. Tu przyjeżdżali m.in. Artur Nacht Samborski, Jerzy Afanasjew, Stefan Kisielewski, Czesław Niemen, Agnieszka Osiecka. Przed II wojną światową miasto, wystawiając w Operze Leśnej wyłącznie dzieła Ryszarda Wagnera, okryło się zasłużoną sławą drugiego Bayreuth. To w Sopocie właśnie odbył się też pierwszy w powojennej Polsce Festiwal Jazzowy.
Od niedawna, nawiązując do tradycji koncertów, w Operze Leśnej organizowany jest Sopocki Festiwal Operowy. Obok amfiteatru zbudowano salę, w której regularnie występuje Polska Filharmonia Kameralna, stworzona i prowadzona przez uznanego dyrygenta Wojciecha Rajskiego.
Operę Leśną można zwiedzać za symboliczną złotówkę. Kiedy słychać tylko głosy ptaków, można w pełni docenić znakomitą akustykę tego śródleśnego amfiteatru. Znakiem rozpoznawczym Opery pozostaje jednak bez wątpienia międzynarodowy festiwal piosenki, odbywający się od 1961 roku. Któż dziś pamięta, że jego pomysłodawcą był Władysław Szpilman? Choć wydaje się, że czasy świetności festiwal ma już za sobą, nadal przyciąga wielu sierpniowych wczasowiczów.
Sopot ma wyjątkowy dar przyciągania artystów. Tu przyjeżdżali m.in. Artur Nacht Samborski, Jerzy Afanasjew, Stefan Kisielewski, Czesław Niemen, Agnieszka Osiecka. Przed II wojną światową miasto, wystawiając w Operze Leśnej wyłącznie dzieła Ryszarda Wagnera, okryło się zasłużoną sławą drugiego Bayreuth. To w Sopocie właśnie odbył się też pierwszy w powojennej Polsce Festiwal Jazzowy.
Od niedawna, nawiązując do tradycji koncertów, w Operze Leśnej organizowany jest Sopocki Festiwal Operowy. Obok amfiteatru zbudowano salę, w której regularnie występuje Polska Filharmonia Kameralna, stworzona i prowadzona przez uznanego dyrygenta Wojciecha Rajskiego.
Operę Leśną można zwiedzać za symboliczną złotówkę. Kiedy słychać tylko głosy ptaków, można w pełni docenić znakomitą akustykę tego śródleśnego amfiteatru. Znakiem rozpoznawczym Opery pozostaje jednak bez wątpienia międzynarodowy festiwal piosenki, odbywający się od 1961 roku. Któż dziś pamięta, że jego pomysłodawcą był Władysław Szpilman? Choć wydaje się, że czasy świetności festiwal ma już za sobą, nadal przyciąga wielu sierpniowych wczasowiczów.
Molo bez końca
Dla turystów przyjeżdżających do miasta największą rozrywką był zawsze spacer po długim sopockim molo (450 m od brzegu). Jego historia sięga 1827 roku, kiedy było drewnianą kładką zakładu kąpielowego Haffnera.
Przechadzka po molo sprawia wielką przyjemność, szkoda tylko, że szpecą je stragany z tandetnymi pamiątkami i bannery rekla-mujących się firm. Za to w pobliżu znajdują się dwie warte obejrzenia budowle - „Grand Hotel” oraz Zakład Wodoleczniczy z charakterystyczną wieżą widokową, z której podziwiać można panoramę miasta. Wybudowany w 1927 roku monumentalny „Grand”, zwany początkowo „Kasino-Hotelem”, był swego czasu największym i najbardziej eleganckim obiektem tego typu w Europie Północnej. Nazywano go jaskinią hazardu. Słynne były tu zwłaszcza dwie sale - niebieska do gry w ruletkę i żółta do gry w karty. Dzisiaj po wspaniałości apartamentów zostało tylko wspomnienie, a w pobliżu pojawiła się konkurencja. W budynku dawnych Łazienek Południowych powstał hotel „Zhong Hua”. Całe wyposażenie wnętrza sprowadzono ze Wschodu, a dania w restauracji przygotowują Chińczycy, którzy wcześniej pracowali w najlepszych lokalach Pekinu i Szanghaju. Całe Trójmiasto przyjeżdża tutaj na chińszczyznę.
Żadne miasto na polskim Wybrzeżu nie ma takiej charyzmy jak Sopot. Na miano prawdziwego kurortu trzeba pracować latami.
Z mola roztacza się rozległy widok na plażę, miasto oraz nadmorskie parki.
Dla turystów przyjeżdżających do miasta największą rozrywką był zawsze spacer po długim sopockim molo (450 m od brzegu). Jego historia sięga 1827 roku, kiedy było drewnianą kładką zakładu kąpielowego Haffnera.
Przechadzka po molo sprawia wielką przyjemność, szkoda tylko, że szpecą je stragany z tandetnymi pamiątkami i bannery rekla-mujących się firm. Za to w pobliżu znajdują się dwie warte obejrzenia budowle - „Grand Hotel” oraz Zakład Wodoleczniczy z charakterystyczną wieżą widokową, z której podziwiać można panoramę miasta. Wybudowany w 1927 roku monumentalny „Grand”, zwany początkowo „Kasino-Hotelem”, był swego czasu największym i najbardziej eleganckim obiektem tego typu w Europie Północnej. Nazywano go jaskinią hazardu. Słynne były tu zwłaszcza dwie sale - niebieska do gry w ruletkę i żółta do gry w karty. Dzisiaj po wspaniałości apartamentów zostało tylko wspomnienie, a w pobliżu pojawiła się konkurencja. W budynku dawnych Łazienek Południowych powstał hotel „Zhong Hua”. Całe wyposażenie wnętrza sprowadzono ze Wschodu, a dania w restauracji przygotowują Chińczycy, którzy wcześniej pracowali w najlepszych lokalach Pekinu i Szanghaju. Całe Trójmiasto przyjeżdża tutaj na chińszczyznę.
Żadne miasto na polskim Wybrzeżu nie ma takiej charyzmy jak Sopot. Na miano prawdziwego kurortu trzeba pracować latami.
Z mola roztacza się rozległy widok na plażę, miasto oraz nadmorskie parki.
Najnowsze komentarze