Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Kazimierz Dolny - Jak malowany

27.07.2004 00:00
Najpiękniejsze polskie miasteczko przypomina skansen pamiątek z najlepszych czasów dawnej Rzeczypospolitej.
Wychowałem się na kazimierskim pejzażu. Nad moim łóżkiem wisiał obraz kupiony przez dziadka podczas jego podróży do miasteczka. Przedstawiał farę oglądaną z rynku. Na obrazie była charakterystyczna studnia i przejeżdżający obok wóz. Ów motyw utkwił mi w pamięci i było tylko kwestią czasu, kiedy skonfrontuję go z rzeczywistością. Choć Kazimierz nad Wisłą jest jednym z najbardziej malowniczych miasteczek w Polsce, choć od lat ściągają do niego tłumy turystów z kraju i spoza jego granic, mnie nigdy nie było tam po drodze. Wreszcie nadszedł dogodny moment: wolna chwila i ładna pogoda sprzyjały decyzji - jadę!
 
To miasto ma klimat. Malownicze położenie (patrząc z boku ma się wrażenie, jakby staczało się z lessowej skarpy wprost do Wisły), oryginalna, w większości renesansowa architektura, trochę odrapanych elewacji i sporo tajemniczych zaułków - wiedziałem, dlaczego od dawna miejsce to ukochali malarze. Po pierwszej kilkugodzinnej przechadzce miałem wrażenie, że jestem w skansenie, w którym zgromadzono pamiątki z czasów świetności I Rzeczypospolitej.
 
Polskie złoto
 
Pierwsze kroki skierowałem oczywiście na Rynek. Prawie się nie zmienił. Wyglądał tak jak na obrazie dziadka: brukowany, otoczony pięknymi kamieniczkami ze studnią i farą (kościołem św. św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja) w tle. Brakowało tylko wozu. Przyjemnie spędzałem czas w kawiarnianym ogródku. Delektowałem się widokiem pięknych kamienic Przybyłów pod numerami 9 i 11. W XVII wieku na tak efektowne siedziby stać było tylko wyjątkowo zamożne rodziny. A tych w Kazimierzu nie brakowało. Bogaciły się przede wszystkim na handlu zbożem spławianym Wisłą. Od XVI do połowy XVII wieku, w czasach największej prosperity, powstało wiele pięknych kamienic, w tym ta najbardziej znana, Celejowska. Zbudowana w 1635 roku przez bogatego kupca Bartłomieja Celeja do dziś zachwyca pełnymi przepychu attykami, które nie mają sobie równych bodaj w całej Polsce.
 
O tym, jak silnie Kazimierz zależny był od handlu zbożem i ile musiał na tym zarabiać, najlepiej świadczy 60 spichlerzy, które funkcjonowały w czasach rozkwitu miasta. Przetrwały nieliczne, ale i tak robią niesamowite wrażenie. Tak naprawdę dopiero przyglądając się tym najpiękniejszym, Przybyły i Feuersteina (odpowiednio z XVI i XVII wieku), usytuowanym przy nadwiślańskim bulwarze, nieco dalej od centrum miasta, uzmysłowiłem sobie, z czego żyła I Rzeczpospolita i jakie to były majątki, skoro zwykłe magazyny służące do przechowywania zboża budowano tak piękne i zdobne. Spichlerze, które odwiedziłem, postawiono u stóp skarpy, na której wznosi się zamek i baszta. Miejsce to było przed wiekami głównym portem towarowym (tzw. Przedmieściem Gdańskim), obowiązkowym przystankiem na szlaku spływu zboża z Małopolski do Gdańska.
 
Trójkąt kościelny
 
Świadectwem bogatej przeszłości są też trzy kazimierskie kościoły: fara, usytuowany na drugim końcu miasteczka kościół i klasztor Franciszkanów Reformowanych, ufundowany przez kupca Mikołaja Przybyłę w 1589 roku, oraz XVII-wieczny kościół św. Anny, dawny kościół szpitalny. Dwa ostatnie, mimo że bardzo ładne, nie są w stanie dorównać farze.
 
Choć sam kościół św. św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja starszy jest od miasta (pierwsza świątynia powstała w 1325 roku), obecny - głównie renesansowy - wygląd zawdzięcza odbudowie po pożarze z początku XVII wieku. Dachy pokrywające nawę główną kościoła oraz prezbiterium leżą na róż-nych wysokościach i tworzą uskok, który tak dobrze zapamiętałem z obrazu nad łóżkiem. Największym skarbem kazimierskiej fary są bodaj najstarsze w Polsce zachowane w całości organy (pochodzą z początku XVII wieku). Ich potężne i piękne brzmienie najlepiej podziwiać podczas letnich koncertów.
 
Atrakcyjny Kazimierz
 
Miasteczko zawdzięcza swą nazwę Kazimierzowi Sprawiedliwemu, który pierwszą miejscowość o nazwie Wietrzna Góra oddał (na pewien czas) norbertankom. Jednak to dopiero inny Kazimierz - Wielki, wykorzystał strategiczne położenie osady i wybudował tu około 1341 roku zamek chroniący okoliczne ziemie przed najazdami tatarskimi. Patrząc dziś na jego ruiny, dość trudno wyobrazić sobie, jak wyglądał. Niezawodni Szwedzi rozebrali go, a dzieła zniszczenia dokończyli na początku XIX wieku Austriacy, wysadzając wieżę w powietrze. O wielkości warowni świadczyć może baszta, która również należała do zamku, a oddalona jest o kilkadziesiąt metrów od głównej części budowli. Spacer po kazimierskich ruinach wprawi w dobry nastrój nawet największego malkontenta, bo widoki meandrującej Wisły są niepowtarzalne.
 
W poszukiwaniu jeszcze piękniejszej panoramy (wszak jestem w mieście malarzy!) udałem się na pobliską Górę Krzyżową, zwaną czasem Górą Trzech Krzyży pozostałych po epidemii cholery, która nawiedziła miasto w 1708 roku. Spacer po dość stromych kamiennych schodach wynagrodziła mi najładniejsza panorama Kazimierza. Dopiero z tej perspektywy widać, jak małe to miasto i jak łaskawie obszedł się z nim komunizm, nie fundując mu obowiązkowych betonowych bloków.
 
Kazimierz znowu bogaci się i z roku na rok świeci coraz jaśniejszym blaskiem. Pięć wieków temu, jak cała I Rzeczpospolita, żył z handlu zbożem, a dziś, jak większa część III RP - żyje z usług. Nie jest co prawda miejscem tanim, ale może dzięki zarabianym na turystach pieniądzom zostawi po sobie coś dla przyszłych pokoleń albo przynajmniej nie zniszczy tego, co jest.
  • Numer: 31 (235)
  • Data wydania: 27.07.04