środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Podglądanie zwierząt w Bieszczadach

29.06.2004 00:00
Ktoś powie, że w Bieszczadach zwierzęta często same podchodzą pod domostwa, a niedźwiedzia najłatwiej spotkać przy śmietniku. Prawda. Ale prawdą jest też to, że czekanie i nasłuchiwanie odgłosów przyrody jest ciekawą przygodą, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
Odpuściłam sobie zaliczanie najpopularniejszych szlaków i połonin, ponieważ moim pragnieniem było podpatrywanie żyjących na wolności zwierząt. Na tyle, na ile to możliwe, chciałam poznać ich świat. Wzięłam latarkę, lornetkę i przewodnika Bieszczadzkiego Parku Narodowego, Grzegorza.
 
Niedźwiedź wstaje wcześnie
 
Dobre miejsce i odpowiednia pora to połowa sukcesu. Zwierzęta spędzają całe dnie w leśnych gęstwinach, a żerują nocą, głównie na łąkach i przy strumieniach - wyjaśnia Grzegorz Sitko, mój przewodnik. Przygotuj się raczej na długie stanie, a nie chodzenie.
 
Późnym popołudniem w Bukowcu zasadziliśmy się na grubego zwierza. Usilnie, z lekkim zniecierpliwieniem wypatrywałam przez lornetkę żubrów, jeleni lub niedźwiedzia - jakiegokolwiek futrzanego kształtu. Grzegorz studził mój zapał, powtarzając, że najprzyjemniejsze jest nie samo zobaczenie zwierzęcia, ale czekanie na niego. W porządku, w końcu nie przyciągnę ich siłą woli.
 
Słońce schowało się za góry. Nasze szanse wzrosły, ponieważ zwierzęta pewniej czują się pod osłoną zmierzchu. Stanęliśmy przy parkingu, w pobliżu ścieżki dydaktycznej prowadzącej do Sianek. Było chłodno, szaro i cicho. Mieliśmy bardzo dobry widok na ścianę lasu i rozległą łąkę, którą rozcina potok Halicz. Nad dolinę szybko nadciągała mgła i wiedziałam, że za chwilę nie zobaczymy już nic.
 
Patrz tam, pod lasem, widać białe tyłki jeleni - konspiracyjnie wyszeptał przewodnik. Tego wieczoru udało mi się wypatrzyć kilka przesuwających się plam oraz pasącego się po drugiej stronie rzeki kozła (samca sarny). Tym razem żubrów nie było, ale w końcu Bieszczady to nie Kenia, gdzie podjeżdża się terenówką do wylegującej się zwierzyny. U nas tropiciel musi mieć dwa podstawowe atuty - cierpliwość i szczęście. Obiecałam sobie, że postaram się popracować przynajmniej nad tym pierwszym.
 
Następnego ranka w tej samej okolicy podjęliśmy kolejną próbę. O świcie zwierzęta są bardzo aktywne - budzą się, schodzą z polan, chowają wśród drzew. Zawsze coś się dzieje. Zgodnie z hasłem „dobre miejsce i odpowiednia pora” wstaliśmy o czwartej nad ranem. Była duża szansa na wytropienie niedźwiedzia. O tej porze nocy jest mi generalnie wszystko jedno, także to, czy spotkam się z misiem, który waży prawie pół tony i potrafi biec, na przykład w moim kierunku, z prędkością do 65 km/godz. Kiedy weszliśmy do lasu, obudził mnie mój własny niepokój. Zagrzebywanie się w ściółkę to może przesada, więc ściszyłam tylko głos i starałam się bezszelestnie stąpać po ziemi. Grzegorz rozmawiał ze mną tak, jakby był środek dnia. Musimy mówić głośno, bo najgorsze jest skradanie się i wystraszenie niedźwiedzia. Lepiej go ostrzec, że się zbliżamy. Jak będzie chciał, to się pokaże.
 
Na paru drzewach widzieliśmy wyraźne ślady zadrapań. To znak, że byliśmy na jego terytorium - tak właśnie samiec oznacza swój rewir. Potężne ślady ostrych pazurów były na wysokości mojej głowy. Wystraszenie niedźwiedzia było absolutnie ostatnią rzeczą, jakiej wówczas pragnęłam. Czy była to niebezpieczna wędrówka? Grzegorz mówił, że człowieka może zaatakować tylko osobnik ranny lub samica w obronie młodych, a poza tym niedźwiedź żeruje raczej po zmroku. Zwierzak się nie pokazał.
 
Skrzydlaci drapieżcy
 
Zabawa w leśnego detektywa sprawiała mi coraz większą frajdę. Każdego ranka analizowaliśmy pogodę i planowaliśmy łowy - na przykład po deszczu będzie szansa zobaczenia na łące żubrów i jeleni, które lubią skubać wilgotną, soczystą trawę, a kiedy jest słonecznie, zapewne na niebie pojawią się drapieżne ptaki.
 
Była ładna, wyżowa pogoda, taka, jaką lubią skrzydlaci drapieżcy. Każdy gatunek ma inną strategię łowienia: orlik i orzeł przedni lubią powoli okrążać swoje rewiry, siadać na wysokich drzewach i obserwować okolicę, jastrząb poluje z zasadzki i rzadko kołuje, a myszołów, którego często można zobaczyć nad Bukowcem, najchętniej kołuje w powietrznym ko-minie, sprytnie wykorzystując prądy wznoszące. Chciałam zobaczyć orła przedniego - wiadomo, od początków państwa polskiego jego podobizna tłoczona była na monetach i pieczęciach i w końcu to on jest godłem naszego kraju (niektórzy twierdzą, że to sylwetka orła bielika). W Polsce żyje tylko około 30 par orła przedniego, ale na szczęście w Europie Zachodniej jest to gatunek niezagrożony.
 
Przed południem na łąkach w Beniowej udało nam się zobaczyć parkę orlików krzykliwych. Na Zachodzie jest ich tak mało, że zapaleni podglądacze ptaków przyjeżdżają w Bieszczady z najdalszych zakątków kontynentu.
 
Wieczorem będziemy wabić puszczyka uralskiego - oznajmia Grzegorz. Przynętą będzie... kaseta. Puszczyk występuje głównie w tajdze, w Polsce uznawany jest za gatunek rzadki. Jak większość sów, najintensywniej poluje po zmroku, głównie podczas pełni. W czarną i deszczową noc nie jest aktywny, ponieważ niewiele widzi.
 
Stanęliśmy na szlaku z maleńkim magnetofonem i latarkami. Nie trzeba wchodzić w głąb lasu, bo sowa, jeśli jest gdzieś w pobliżu, sama przyleci. Na taśmie nagrany był głos puszczyka-samca. Ma on sprowokować innego samca, na którego terytorium weszliśmy, do konfrontacji z intruzem. Na pierwsze pohukiwania z magnetofonu nie było reakcji, ale już za parę minut z głębi lasu dobiegł nas słabo słyszalny odzew. Po chwili ciszy prawdziwy puszczyk ostrzegał już rywala dużo głośniej. Bezszelestnie przyfrunął i usiadł na najbliższym świerku. W ten sposób da się oszukać prawie każde zwierzę, nie tylko sowę, która wbrew powszechnej opinii wcale nie należy do najmądrzejszych ptaków.#nowastrona#
 
Zabawa w chowanego
 
Następnego dnia, niestety, w strugach deszczu, ruszyliśmy z Dwernika w kierunku Magury Stuposiańskiej. Grzegorz nazwał ten niebieski szlak wilczą drogą, bo niedawno widział tu świeże tropy, ale zastrzegł od razu, że w Bieszczadach nic nie jest pewne. Zwierzaki żyjące na wolności są nie do przewidzenia.
 
Wilk to bardzo wygodne zwierzę, nie lubi przedzierać się przez chaszcze, chadza głównie ścieżkami i ubitymi drogami, tak jak bieszczadzcy turyści. Szansa spotkania go oko w oko jest jednak bardzo mała, bo wilk, zwierzę ostrożne, unika człowieka jak ognia. Jeżeli jest zdrowy, nie da się podejść.
 
W ten wilgotny dzień, zamiast gapić się daleko przed siebie, musiałam skupić się na patrzeniu pod nogi, a potem przemianować wilczą drogę na szlak salamandry plamistej. Mogłam się tego spodziewać. Te piękne czarno-żółte płazy bardzo lubią deszczową pogodę. Wylegają wówczas na drogi, niechybnie narażając się na rozdeptanie.
 
Nietrudno znaleźć bobrze mieszkanie - zwalone pnie drzew, rozlewiska, żeremia i tamy spiętrzające wodę są widoczne z daleka. Znalazłam dwa takie miejsca - w dolinie Sanu pod Otrytem, po prawej stronie szosy prowadzącej z Dwernika do Chmiela, oraz w dolinie Górnego Sanu pod Kiczerą Dziwniacką. Bóbr jest aktywny po zmierzchu, ale nawet zaczajenie się na niego z noktowizorem ponoć nie zawsze jest skuteczne. Takich sztuczek próbowała np. grupa Niemców. Gryzoń ten buduje systemy kanałów, którymi się przemieszcza, dlatego zabawę w chowanego zdecydowanie wygrywa.
 
Od wiosny do zimy
 
Tropienie mieszkańców bieszczadzkich lasów można prowadzić niemal przez cały rok. Wiosną jest mało turystów, a zwierzęta intensywnie nadrabiają zimowe zaległości w żerowaniu. W lipcu i w sierpniu występuje turystyczne zjawisko pt. szturm na połoniny. Choć to nie najlepsza pora na spokojne podpatrywanie dzikiej przyrody, całkiem łatwo jest zobaczyć orliki krzykliwe lub myszołowy, które latają wówczas w poszukiwaniu pożywienia dla piskląt. Skrzydlatych rodziców widać i słychać. Oglądając tańczące na niebie ptaki, nie wolno zapominać o patrzeniu pod nogi. Na słońcu lubią się wygrzewać żmije i jaszczurki. Spotkanie z jadowitą żmiją zygzakowatą może być niebezpieczne, dlatego warto sprawdzić, gdzie się siada. Od połowy września do połowy października trwa w Bieszczadach najpiękniejszy spektakl - rykowisko jeleni. Walczące samce są tak przejęte sobą, że nie zwracają uwagi na ludzi. Można do nich podejść nawet na odległość kilkunastu metrów. W październiku ponad wzgórzami przelatują ptaki migrujące, błotniaki, sokoły wędrowne, żurawie. Także na jesieni tworzy się wataha - młode wilki urodzone w poprzednim roku rozpoczynają z rodzicami koczowniczą wędrówkę. Grupę trudno jednak zobaczyć, bo to zwierzęta bardzo ostrożne. Dużo łatwiej odnaleźć zimą jej trop - najczęściej jest to pojedynczy ślad, ponieważ grupa wilczym zwyczajem idzie łapa w łapę. Kiedy ziemia przykryta jest śnieżną kołdrą, tropy widać jak na dłoni. Łatwiej jest wówczas w bez-listnym lesie wypatrzyć stado żubrów lub chmarę jeleni.
 
Monika Nietubyć, Podróże
  • Numer: 27 (231)
  • Data wydania: 29.06.04