Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

50 lat temu trysnęło źródło

09.03.2004 00:00
„Ja już sto lat nie słyszałem takiego kazania” - mówił z zachwytem Waldemar Siodmok kiedy ks. Henryk Olszar skończył swój wykład. Zresztą nie tylko on był pod wrażeniem, ale większość, która miała okazję go wysłuchać. Duże wrażenie wywarła także na wiernych Droga Krzyżowa, która przeszła ulicami miasta. Wszystko to odbyło się w ramach Jubileuszowego Roku ks. Franciszka Blachnickiego, obchodzonego w parafii św. Jerzego.
Ks. Franciszek Blachnicki, kandydat na ołtarze, był wikarym w Ryduł-towach w latach 1953-54. Od tego czasu mija właśnie okrągłe 50 lat. To on założył popularny na całym świecie Ruch Światło-Życie. Rydułtowska parafia jest miejscem, gdzie to wielkie źródło wytrysnęło. W ramach obchodów odbyła się konferencja pt. „Z księdzem Franciszkiem Blachnickim od Oazy w Bibieli po Ruch Światło-Życie w świecie”. Wykład ten wygłosiła współpracownica F. Blachnickiego Dorota Seweryn z Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła z Korścienka. Po konferencji odbyła się msza św. w intencji beatyfikacji sługi bożego ks. F. Blachnickiego, którą poprowadził ks. proboszcz Konrad Opitek, zaś homilię wygłosił ks. dr Henryk Olszar. Po mszy ok. 1000 wiernych uczestniczyło w Drodze Krzyżowej, podczas której czytano fragmenty tekstów z książek ks. Blachnickiego.
 
Ta droga krzyżowa była dla mnie wielkim przeżyciem. Nie znałem księdza Franciszka, bo jestem za młody, ale przeczytałem wiele jego książek. Sam też należę do Oazy - mówił jeden z uczestników. Wśród licznych wiernych, mimo padającego śniegu i deszczu, można było spotkać nie tylko osoby starsze ale również młodzież i dzieci. Po każdej stacji zmieniały się osoby niosące krzyż. Podczas ostatniej, w parafii Matki Bożej Uzdrowienia Chorych na Orłowcu, krzyż nieśli księża, a wcześniej pierwsi wychowankowie (ministranci) ks. F. Blachnickiego. To właśnie oni dzień później spotkali się by powspominać swego „kapelonka”. Obecni byli: Jan Rak, Henryk Nawrat, Jerzy Bindacz, Waldemar Siodmok i Alojzy Suponik.
 
O Albinie w kominie
 
„Za wiela to sprzedosz” - licytowali się wychowankowie na widok „Dzienniczka ministranta”, prowadzonego w czasach Blachnickiego przez Henryka Nawrata. Ale ten był nieugięty, za duża to pamiątka. Za żodne skarby - uciął krótko. Ks. Franciszek był dla nich wielkim autorytetem, choć jak mówią szacunek nie szedł w parze ze strachem. Nigdy się go nie bali. Jak swoi koło, słynny baloniok, na ściana oprzył ministranci jedyn po drugim na nim jeździyli, żodyn sie nie boł, że go ks. Franek oryczy - wspominali. Każda pamiątka po nim ma dla nich ogromną wartość. Waldemar Siodmok do dziś, w swym białostockim mieszkaniu, przechowuje kazanie, jakie ks. Franek napisał specjalnie dla niego na Dzień Młodzianków. Minęło tela lot alech go jeszcze nie wyciep - mówił. Ale największe wartości jakie przechowują są w nich samych. Trudno to opisać, ale wielu z byłych wychowanków ks. Blachnickiego „kręci” się do dziś przy kościele, są np. kościelnymi, niektórzy, choć Krucjatę Trzeźwości podpisywali lata temu, do dziś nie wzięło alkoholu do ust - tłumacz wikary ks. Andrzej Ledwin.
 
A pamiyntocie jak Albin Wawoczny na rekolekcjach wloz do komina i potym my śpiywali o Albinie w kominie - wspominał Jan Rak. A w tej salce kaj tera siedzymy były właśnie nasze spotkania ministranckie. Nikierzy godali, że ks. Franciszek odciąga młodzież od nauki. Nieprowda. Jeszcze lepszy my sie uczyli bo po lekcjach organizowoł nom korepetycje, np. z matematyki. Prowadziła je pani Gemma Kocur, niezapomniana, ta która napisała kronikę z pierwszych rekolekcji w Biblieli - wspominał Henryk Nawrat, a na potwierdzenie dobrej pamięci i nauki A. Supomik i J. Bindacz nie omieszkali zanucić kilku piosenek, których nauczył ich ks. Franek. Wspomnieniom nie było końca. Jak bych miyszkoł w Rydułtowach - stwierdził W. Siodmok - to bych Wom nie pozwolił tak rzadko się spotykać.#nowastrona#
 
Franciszek Blachnicki ur. się w 1921 r. w Rybniku. Ojciec Józef był z zawodu starszym pielęgniarzem, matka zajmowała się wychowywaniem siedmiorga dzieci. Gdy Franciszek skończył 6 lat rodzina przeprowadziła się do Tarnowskich Gór. To tu w latach szkolnych był bardzo aktywnym harcerzem. Rok po egzaminie maturalnym wybuchła wojna. Brał udział w kampanii wrześniowej, zaangażował się w działalność konspiracyjną. Po wpadce osadzono go w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Stał się numerem 1201. We wrześniu 1941r., po 14 miesiącach spędzonych w obozie, przewieziono go do śledczego więzienia w Zabrzu, następnie w Katowicach. Pół roku trwało jego oczekiwanie. W końcu usłyszał: śmierć przez ścięcie na gilotynie. Czekając w katowickim więzieniu na ścięcie, usłyszał w celi głos Boga. - Wierzę, wierzę, wierzę. „Wtedy pojąłem, że tylko strach może człowieka zniewolić. Człowiek, który oddał życie Chrystusowi, niczego się już nie boi” - wspominał potem, stojąc przed tłumami młodzieży. Po 4 miesiącach orzeczoną karę zamieniono na 10 lat więzienia. Wyzwolenia doczekał w 1945r. w obozie Lengenfeld w Niemczech. Po wojnie został księdzem. Pracę duszpasterza rozpoczął od Wełnowca oraz Tychów, gdzie prowadził bardzo aktywną pracę z liczną grupą ministrantów. To wywołało strach, to władza bowiem chciała mieć monopol wychowawczy. Młody wikary lądował, więc z parafii do parafii. To miało utrudnić dłuższą a zarazem efektywną pracę z młodzieżą. Znalazł się w ten sposób na parafiach: Borowa Wieś, Łaziska Górne, Rydułtowy, Cieszyn, Bieruń Stary. Najdłużej zagrzał miejsce w Rydułtowach, w parafii św. Jerzego, gdzie przebywał w latach 1953 - 1954 r. Tu właśnie założył Ruch Światło - Życie, później w Katowicach „Krucjatę Wstrzemięźliwości”. Była to społeczna, ogólnopolska akcja przeciwalkoholowa, prowadzona w czasie wzrastającego z roku na rok uzależnienia społeczeństwa od alkoholu. Akcja trwała zaledwie 3 lata, ale kiedy w 1960 r. osiągnęła 100 tys. dorosłych członków, przerażone władze zlikwidowały ruch, a ks. Blachnickiego osadziły na jakiś czas w areszcie. W dniu 10 grudnia 1981 r., szczęśliwym zrządzeniem losu, wyjechał na kongres do Rzymu, gdzie zastał go stan wojenny. Powrót wtedy do kraju skończyłby się na pewno tragicznie. W 1982r. osiadł w polskim ośrodku „Marianum” w Karlsbergu” w RFN skąd nadal kierował Ruchem Światło - Życie. Tam zastała go śmierć. Miał wtedy 66 lat. W ostatnim roku życia bardzo cierpiał. Bezpośrednią przyczyną zgonu był zator płuc.
 
W rydułtowskiej parafii św. Jerzego ks. F. Blachnicki duszpasterską posługę sprawował w latach 1953-1954, od razu przystąpił do odbudowy „organistówki”, której zburzone mury „straszyły” mieszkańców przez dziewięć lat. To on sprawił, że budynek, później zwany „Domkiem Maryi”, zaczął tętnić życiem. Zorganizował liczne grono ministrantów, prawie 130! Stworzył dla nich Domowe Kółko Rycerzy Maryi Królowej i scholę pw. Maryi Wszechpośredniczki Łask. Za własne pieniądze zakupił dla nich stroje. Sam chodził w starej, wyświechtanej sutannie. Dziewczynki nie chciały być gorsze, więc powołał Dzieci Maryi Fatimskiej. Prowadziły one dzienniczek pracy nad sobą i zdobywały specjalne sprawności. Wybudował też, przy pomocy parafian, wspaniałą grotę. Ks. Franciszek najbardziej zasłynął jednak jako twórca Ruchu Światło - Życie, czyli Oazy, która swe korzenie ma w Rydułtowach. Właśnie dla ministrantów z tej parafii zorganizował pierwsze w historii rekolekcje oazowe, które odbyły się w Bibieli. Wynalazek rodem z Rydułtów przeniknął na całą Polskę, a nawet do krajów Europy Zachodniej czy Ameryki Południowej (Boliwia). Jego trwający proces beatyfikacyjny jest ogromnym wydarzeniem dla całego śląskiego kościoła, a także rydułtowskiej społeczności.
 
(Aleksandra Matuszczyk - Kotulska, ster)
  • Numer: 11 (215)
  • Data wydania: 09.03.04