Sobota, 28 grudnia 2024

imieniny: Teofili, Godzisława, Antoniego

RSS

Do setki niedaleko

17.02.2004 00:00
O swoim życiu mówi jak o jednej wielkiej przygodzie. Oprócz chwil smutnych, jak chociażby śmierć matki, którą stracił w wieku ośmiu lat, były dni wielkiej radości i szczęścia. Przeżywał je nie tylko dzięki najbliższym, ale także przypadkowo napotkanym ludziom. Jedna z kobiet uratowała go od nieszczęścia. Franciszek Fierut w ubiegłym tygodniu świętował 95 urodziny.
Mimo sędziwego wieku jubilat czuje się świetnie i tryska humorem. Jak mówi, dobrą kondycję zawdzięcza stylowi życia, które przez lata prowadził. Za młodu dużo nie broiłem i starałem się do wszystkiego podchodzić umiarkowanie. Na zolyty również długo nie latałem - żartuje F. Fierut. Nie ukrywa, że to właśnie dzięki żonie, z którą przeżył już ponad 70 lat, może cieszyć się udanym życiem. Zaczęło się od... roweru, który dla niej naprawiał w miejscowym warsztacie. Oprócz jednośladów zajmował się także bardziej skomplikowanym sprzętem. Zawodu mechanika maszyn precyzyjnych wyuczył się w czeskim Frynsztacie. Do dzisiaj wspomina jak codziennie z Gołkowic, gdzie mieszkał przed wojną, chodził piechotą do szkoły. Zajmowało mi to dwie godziny. Potem zacząłem pracę na kopalni. Nie uniknąłem także czynnej służby wojskowej - wspomina jubilat. Z armii wrócił do domu, jednak rozstanie z wojskiem nie trwało długo. Wraz z nastaniem wojny trafił na roboty przymusowe, a  później do niemieckiej armii. W Szczecinie z kolei przebywał w niemieckiej niewoli. Koniec wojny zastał go pod Pragą i stamtąd pieszo wracał do domu. Szedłem z kolegą. Rozstaliśmy się w Krzyszkowicach. On skierował się na Racibórz, a ja do domu w Radlinie. Problem pojawił się, gdy doszedłem do granicy w Gorzycach. Ciągle było niebezpiecznie. Granicę udało mi się przekroczyć dzięki bardzo dobrej kobiecie. Dała mi kopaczkę i jako jej mąż poszedłem w pole. Po chwili byłem już w Polsce - wspomina. Po wojnie pracował w warsztatach naprawczych w Niedobczycach oraz Rybnickim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego. Na emeryturę przeszedł w wieku 65 lat. Jego córka Natalia Gatnar wspomina zamiłowanie ojca do samochodów. Trzydzieści lat jeździł skodą, którą 10 lat temu sprzedał sąsiadowi. Doczekał się wnuka, który jest profesorem nadzwyczajnym pełniącym funkcję prodziekana na Akademii Ekonomicznej oraz wnuczki, absolwentki Uniwersytetu Śląskiego. Ponadto prawnuk, który ma 16-miesięczną córeczkę, jest studentem filii UŚ w Cieszynie.
 
(raj) 
  • Numer: 8 (212)
  • Data wydania: 17.02.04