Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

To jest możliwe

17.12.2003 00:00
„Wolność tak - uzależnienia nie”, to program realizowany przez uczniów Gimnazjum nr 2. Choć podobnych przedsięwzięć jest wiele to ten zasługuje na szczególną uwagę. Zajęcia edukacyjne odbywają się przy współpracy wspólnoty „Cenacolo” skupiającej młodych ludzi, którzy ocierając się o śmierć przeszli przez gehennę uzależnienia
Koleżeńska przestroga

Program realizowany jest w wodzisławskiej placówce od połowy ubiegłego roku. W zajęciach uczestniczą wszyscy gimnazjaliści, jednak z uwagi na warunki techniczne, w dyskusji prowadzonej przez młodzież z „Cenacolo” (z włoskiego „Wspólnota”) biorą udział uczniowie najstarszych klas. O nałogach i walce z nimi mogą oni również usłyszeć na lekcjach wychowawczych, języka polskiego, biologii oraz religii. Ponadto kwestie narkomani poruszane są na dyskusyjnym kole filmowym oraz teatralnym. Najważniejsza jest zbieżność wieku. Chłopaki z „Cenacolo” opowiadając o swoich dramatach zaznaczają, że rozpoczynały się one w latach gimnazjalnych, a więc w wieku ich słuchaczy. To jest bardzo ważne i najdobitniej przemawia do uczniów. O narkotykach mogą mówić rodzice i nauczyciele, jednak gdy problem przedstawi rówieśnik, przestroga jest bardziej skuteczna - mówi Jan Kaczyński, jeden z organizatorów przedsięwzięcia.

Wychodzą z nałogu

Wspólnota „Cenacolo” skupia młodych ludzi z całego świata, którzy znaleźli swoje miejsce i dzięki modlitwie oraz pracy wychodzą z nałogu. To jest możliwe, o czym świadczą liczby. 90 proc z nas daje sobie z tym radę - mówią. Niestety, większość młodych ludzi dotkniętych tym problemem nie radzi sobie z otaczającą ich rzeczywistością. Szukają różnych sposobów na szczęście - często fałszywych, które doprowadzają ich do osobistych tragedii. Brałem wszystko, a kiedy dostępne narkotyki nie dawały satysfakcji dodawałem do nich trutkę na szczury, dlatego też mam poważne problemy ze zdrowiem. Najgorzej przeżyła to moja matka. Nie znajdowała sposobu na wyciągnięcie mnie z tego bagna i załamała się psychicznie. Kilka lat temu pojechałem z nią na pielgrzymkę do Medziugorja i tam namawiała mnie abym wstąpił do wspólnoty. Po kilku dniach zdecydowanie odmówiłem. Kiedy w dniu wyjazdu poszedłem z nią podpisać stosowne dokumenty o rezygnacji…  uciekła do autobusu i odjechała do Polski - relacjonuje 18-letni Jakub z Warszawy. Dzisiaj w rozmowie z nami powtarza, że codziennie dziękuje Bogu za tę sytuację, bo dzięki desperacji mamy przeżył. Podobne doświadczenia ma za sobą o dziesięć lat starszy Tomek z Wrocławia. Również i on stracił do siebie szacunek i wybrał narkotyki. Osiągnąłem dno i nie mogłem spojrzeć w lustro. Chodziłem struty i wyglądałem jak cień. Oczywiście zaczęło się od narkotyków. Potem za handel nimi trafiłem do aresztu, sprawy ciągną się do dzisiaj. Dzięki Bogu wychodzę na prostą - opowiada. Jest jednym z najstarszych członków wspólnoty „Cenacolo”, która od roku działa w Krzyżowicach pod Jastrzębiem.

W międzynarodowym towarzystwie

Wszystko zaczęło się od siostry Elviry, która dwadzieścia lat temu wystąpiła z zakonu i postanowiła wspierać ludzi uzależnionych. Pierwsza placówka powstała w małej miejscowości pod Turynem. Początkowo wydawało się, że inicjatywa nie znajdzie uznania, jednak już po 3 miesiącach do wspólnoty wstąpiło 60 osób. Dzisiaj w kilkudziesięciu domach na całym świecie jest ich ponad 2 tysiące. Pierwszy na terenie Polski powstał w Giezkowie pod Koszalinem. Obecnie mieszka tam ponad 40 młodych mężczyzn, natomiast w Krzyżowicach jest ich ponad 20. Są wśród nich Polacy, Włosi, Chorwaci i Ukraińcy. Mimo tego, że nie prowadzą działalności zarobkowej nieźle sobie radzą. Może trudno w to uwierzyć, ale żyjemy z tego co otrzymamy od ludzi dobrej woli. Te dwa samochody są także od nich - tłumaczy Piotrek. Do wspólnoty trafiają osoby mające problemy głównie z narkotykami, ale także erotomani, alkoholicy, przestępcy oraz osoby uzależnione od internetu. Przebywał tutaj również mężczyzna, który nie potrafił opanować łakomstwa. Ważył ponad 140 kg i walczył z nałogiem. Wielu ludzi kojarzy wspólnotę z zakonem, a w jej członkach upatruje przyszłych księży. Prawda jest nieco inna. Mocni duchowo i psychicznie do dalszej walki prędzej czy później wychodzą do świata. Oczywiście część z nich nie wytrzymuje i odchodzi, jednak kto wytrwa i otrzyma błogosławieństwo siostry Elviry może liczyć na nieustanne wsparcie. Otrzymuje pracę i dach nad głową.

Początki najtrudniejsze

Na szczególną uwagę zasługuje nie tylko siła charakteru tych młodych ludzi, ale także organizacja życia. Podczas pierwszej wizyty w Krzyżowicach pytaliśmy o przełożonego, który zechce z nami porozmawiać, co wzbudziło zdziwienie. Nie ma takiej osoby. Sami dajemy sobie radę - usłyszeliśmy. Rzeczywiście, panuje tutaj wzorowy porządek. Każdy wie, co należy do jego obowiązków i choć, jak sami żartobliwie mówią, narkoman jest leniwy, zarówno dom jak i jego otoczenie imponuje. Radzą sobie na wszystkich frontach. Posiłkami zajmuje się jeden z chłopaków, który nauczył się sztuki gotowania od swego poprzednika. Nie brakuje również fryzjera. Rzeczywiście tą kwestią zajmuję się ja. Pracę w zakładzie fryzjerskim, jak i wszystko co miałem, straciłem przez narkotyki. Rodzice dali mi ultimatum: albo wspólnota albo ulica - wspomina 25-letni Piotr z Warszawy. Wszyscy zgodnie podkreślają, że wbrew pozorom nie jest łatwo. Świat zewnętrzny kusi, a i do najbliższych ciągnie. Nikt mnie tutaj nie trzyma. W każdej chwili mogę spakować manatki i wyjść. Pytam jednak, po co? Ku własnej zagładzie? - mówi 25-letni Sinisza z Chorwacji, który podobnie jak wielu jego kolegów za handel narkotykami trafił za kratki. Dodaje, że u niego w kraju jest to plagą i tym bardziej cieszy go fakt, że po nim, do wspólnoty wstąpiło kilkunastu znajomych. Aby się tutaj znaleźć należy uczestniczyć w kilku tzw. kolokwiach prowadzonych w Koszalinie i Katowicach. Tam kandydat uzyskuje niezbędne informacje na temat wspólnoty i bierze udział w kilkunastu jednodniowych zajęciach. Nie jest łatwo. Nie ma dostępu do telewizji, radia czy internetu. To wszystko mogłoby przeszkodzić nam w walce z nałogiem. Liczy się praca i modlitwa, a także zaufanie do współbraci - wyjaśnia Jakub. Zarówno on jak i jego koledzy podkreślają, że najważniejsze jest zaufanie i mówienie prawdy. Codziennie każdy z nich na forum mówi o swoich słabościach i problemach, co jest jednym z elementów swoistej terapii. Wszyscy zgodnie podkreślają, że trwają w dobrym dzięki modlitwie i bliskości drugiej osoby. Każdy z nich wstępując do grupy otrzymuje tzw. anioła stróża - osobę, która nie spuszcza go z oka na krok. Jeżeli jestem za kogoś odpowiedzialny to trwam z nim zarówno w cierpieniu jak i radości. Kiedy nie potrafi zasnąć, nie śpię i ja, kiedy potrzebuje rozmowy, jestem gotowy w każdej chwili, kiedy jest na głodzie narkotykowym - walczę z nim. My wiemy, co to znaczy i jest nam łatwiej go zrozumieć - mówi Tomek.

Nie da się ukryć, że życie tych młodych ludzi zaskakuje i budzi podziw. Na własną prośbę odcięci od świata walczą ze swoimi słabościami dając świadectwo, że wyjście z nałogów jest bardzo trudne, ale w pełni możliwe. Udowodnili, że najlepszym terapeutą jest przyjaciel, który poznał smak wyniszczenia moralnego i fizycznego, a lekarstwem jest modlitwa i praca.

Rafał Jabłoński
  • Numer: 51/52 (203/204)
  • Data wydania: 17.12.03