Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Nudna końcówka

12.11.2003 00:00
Odra Wodzisław - Amica Wronki 2:2 (2:2) w ostatnim meczu rundy jesiennej rozgrywanym w Wodzisławiu.
Mecz z aktualnym liderem tabeli ekstraklasy wzbudził spore zainteresowanie w Wodzisławiu. Jedynie trybuny dla przyjezdnych świeciły pustkami, ale pozostała ich część była pełna. Bierze się to zapewne stąd, że wodzisławianie zwykli rozprawiać się z drużynami z czołówki tabeli. Roznieśli już przecież kopaczy z Łęcznej, którzy stali na czele tabeli. Niedawno rozprawili się z krakowską Wisłą 3:2, pakując wszystkie bramki już w pierwszej połowie spotkania. Ale jednocześnie rozprawiając się z liderami niepotrzebnie tracą punkty z drużynami znacznie niżej lokowanymi. We wtorek 4 listopada rozegrano zaległe spotkanie wyjazdowe z Polonią Warszawa. Wodzisławianie byli stroną zdecydowanie przeważającą, mieli lepszy pomysł na grę niż słabi w tym sezonie poloniści, ale w piłce nie chodzi o wrażenia artystyczne, ale o strzelone bramki. I w tym elemencie lepszą okazała się drużyna z Warszawy. W 38 minucie spotkania Radim Sablik przypadkowo zagrał ręką w polu karnym i arbiter bez zastanowienia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Tarachulski, strzelił bardzo mocno i niewiele brakowało, by Bęben obronił. Strzał był na tyle mocny, że piłka odbiła się od bramkarza i wpadła do siatki ustanawiając tym samym wynik spotkania.

Tak więc kolejne spotkanie na własnym stadionie z liderem i perspektywa zdobycia trzech punktów mogły zainteresować sporą grupę kibiców i tak też się stało. Przynajmniej wszystko wskazywało na to, że wygrana pozostanie w Wodzisławiu. Już w 8 minucie lewą flanką przedarł się Wojciech Myszor i dośrodkował do zupełnie odkrytych Łukasza Masłowskiego i Marka Sokołowskiego. Pierwszy z nich przy próbie strzału minął się do piłki, ale formalności w sytuacji sam na sam z bramkarzem dopełnił Marek Sokołowski. Jednak kilka chwil po wznowieniu gry kibice zamarli. Jan Cios tak niefortunnie interweniował w pobliży własnej bramki, że ulokował piłkę w siatce Bębna i to w taki sposób, którego nie powstydziłby się żaden napastnik.

Niepotrzebnie stracona bramka podcięła nieco skrzydła gospodarzom, ale w żadnym wypadku nie zamierzali oni oddawać inicjatywy rywalowi. W 12 minucie niespodziewanie i celnie strzelał Wojciech Górski z około 25 metrów, ale Szamotulski stał na posterunku. 10 minut później tego samego próbował dokonać chyba największy pechowiec tego meczu - Jan Cios. Szamotulski wypuścił jednak piłkę przed siebie, a nadbiegający Łukasz Masłowski ulokował piłkę w siatce i Odra tym samym po raz drugi w meczu objęła prowadzenie. I wtedy do głosu doszli goście. Można było podziwiać kilka ładnych rajdów i udanych wrzutek w pole karne Marka Zieńczuka z lewej strony boiska. Niestety jedna z nich była na tyle celna, że idealnie trafiła w głowę wbiegającego Mateusza Bartczaka i ten mimo interwencji Bębna ulokował piłkę w siatce.

Druga połowa meczu była prymitywna. I w żadnym wypadku nie boję się użyć tego słowa dla określenia tego, co działo się wtedy na boisku. Jedyną akcją, która mogła się podobać to strzał Marka Sokołowskiego kilka minut po rozpoczęciu gry. I kiedy wszyscy widzieli piłkę w siatce Szamotulskiego, jak spod ziemi wyrósł Tomasz Dawidowski i wybił piłkę z linii bramkowej. Poza tym nie było ani jednej akcji, która zwykłemu sympatykowi piłki nożnej mogła się podobać. W ciągu tych 40 minut piłkarze jednej jak i drugiej drużyny biegali po boisku i zachowywali się jakby pierwszy raz widzieli się na oczy. Setki niecelnych podań, mijanie się do piłki to najczęstsze widoki drugiej połowy. A jeżeli już któremuś piłkarzowi udało się znaleźć w pobliżu pola karnego rywala i trafić do piłki to uczynił to tak, że statystycy meczu pytali jeden drugiego czy zaliczyć to zagranie do strzału czy do podania. Tą nudną grę oszpecał jeszcze bardziej arbiter główny, który swoimi decyzjami przyprawiał o ból głowy chyba każdego obserwatora. Stąd też jego ocena wydana przez obserwatora PZPN - słaba - chyba mówi sama za siebie.

Po meczu powiedzieli
Stefan Majewski: Wiedzieliśmy dobrze, że czeka nas tu trudne spotkanie i tak też było. Wiadomo jak się gra, gdy trzeba gonić wynik. Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony. Zasłużyliśmy sobie na ten 1 pkt.
Ryszard Wieczorek: Nie jestem zadowolony z wyniku. Byliśmy stroną dyktującą warunki. Jeśli chcemy być klasowym zespołem trzeba takie mecze wygrywać.

Marcin Macha
  • Numer: 46 (198)
  • Data wydania: 12.11.03