Mega szwindel
Przez trzy lata magistraccy urzędnicy nie wiedzieli, że szefowa wydziału finansowego okrada zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Zorientowali się dopiero w listopadzie minionego roku. W tamtym tygodniu zakończyło się prokuratorskie postępowanie w tej bulwersującej sprawie.
Na ławie oskarżonych zasiądzie 47-letnia Gizela K., była naczelniczka wydziału finansowego Urzędu Mias-ta, przyjęta do pracy w 1996 r., dziś bezrobotna, zwolniona przez obecnego prezydenta. Prokuratura Rejonowa w Raciborzu zarzuca jej zagarnięcie ponad 100 tys. zł. Kobiecie grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności. Urzędnicy są zszokowani. Nikt nie podejrzewał K. o takie kanty. Zszokowane są też organy ścigania. Przez trzy lata oskarżona wypłacała sobie grube kwoty pieniędzy i nikt się nie zorientował. Kompletnie nawalił system wewnętrznej kontroli.
Na czym polegały oszustwa? Od 1999 r. do jesieni 2002 r. Gizela K. była odpowiedzialna za zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Prowadziła niezbędną dokumentację wypłat. Te dokonywano na wniosek strony, który trafiał do zespołu opiniująco-doradczego, a następnie po pozytywnym zaopiniowaniu do prezydenta, który składał swój podpis na umowie pożyczki. Potem potrzebna już była tylko kontrasygnata uprawnionego pracownika na poleceniu przelewu.
Mechanizm działania K. był dość prosty. Oszukiwała prezydentów co do faktu przyznania jej pożyczki jak i pracowników mogących kontrasygnować przelewy. W jednym przypadku kontrasygnatę taką podrobiła, co jednoznacznie potwierdził biegły grafolog. Pieniądze strumieniem lały się na jej konto. Nieraz co trzy miesiące „udzielano” jej pożyczki. Były to kwoty od 3 do 15 tys. zł. Jak się okazało 66 tys. zł przelała sobie bez żadnego tytułu. Łącznie magistracki zakładowy fundusz stracił ponad 104 tys. zł. W gronie osób, które zawierzyły Gizeli K. są dwaj byli wiceprezydenci, wszyscy skarbnicy z tego czasu, w tym obecna główna księgowa budżetu, pracownicy wydziału finansowego, w tym odpowiedzialni za kontrole.
Sprawa długo nie wychodziła na jaw. Dopiero pod koniec kadencji poprzednich władz szwindel ujawniła wewnętrzna kontrola. Prokuraturę zawiadomił już obecny prezydent. W trakcie dochodzenia ustalono, że Gizela K., odpowiedzialna za dokumentację, nie wykazywała zawartych umów w harmonogramie spłat, przez co nie figurowała jako dłużnik ratusza.
Przed prokuratorem początkowo nie przyznawała się do zarzucanych jej czynów. Co do motywów wyjaś-niała, że „mąż bardzo kiepsko zarabiał”. Razem z nim ma na utrzymaniu trójkę dzieci. Ostatecznie przyznała się do przestępstwa. Sprawa wkrótce trafi na wokandę.
(waw)
Na czym polegały oszustwa? Od 1999 r. do jesieni 2002 r. Gizela K. była odpowiedzialna za zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Prowadziła niezbędną dokumentację wypłat. Te dokonywano na wniosek strony, który trafiał do zespołu opiniująco-doradczego, a następnie po pozytywnym zaopiniowaniu do prezydenta, który składał swój podpis na umowie pożyczki. Potem potrzebna już była tylko kontrasygnata uprawnionego pracownika na poleceniu przelewu.
Mechanizm działania K. był dość prosty. Oszukiwała prezydentów co do faktu przyznania jej pożyczki jak i pracowników mogących kontrasygnować przelewy. W jednym przypadku kontrasygnatę taką podrobiła, co jednoznacznie potwierdził biegły grafolog. Pieniądze strumieniem lały się na jej konto. Nieraz co trzy miesiące „udzielano” jej pożyczki. Były to kwoty od 3 do 15 tys. zł. Jak się okazało 66 tys. zł przelała sobie bez żadnego tytułu. Łącznie magistracki zakładowy fundusz stracił ponad 104 tys. zł. W gronie osób, które zawierzyły Gizeli K. są dwaj byli wiceprezydenci, wszyscy skarbnicy z tego czasu, w tym obecna główna księgowa budżetu, pracownicy wydziału finansowego, w tym odpowiedzialni za kontrole.
Sprawa długo nie wychodziła na jaw. Dopiero pod koniec kadencji poprzednich władz szwindel ujawniła wewnętrzna kontrola. Prokuraturę zawiadomił już obecny prezydent. W trakcie dochodzenia ustalono, że Gizela K., odpowiedzialna za dokumentację, nie wykazywała zawartych umów w harmonogramie spłat, przez co nie figurowała jako dłużnik ratusza.
Przed prokuratorem początkowo nie przyznawała się do zarzucanych jej czynów. Co do motywów wyjaś-niała, że „mąż bardzo kiepsko zarabiał”. Razem z nim ma na utrzymaniu trójkę dzieci. Ostatecznie przyznała się do przestępstwa. Sprawa wkrótce trafi na wokandę.
(waw)
Najnowsze komentarze