Oskarżony o zdradę stanu
Na kanwie jego życiorysu można nakręcić kasowy film sensacyjny. Dziw bierze, że po temat nie sięgnęli jeszcze filmowcy. Procesy, potyczki słowne z użyciem wyrazów powszechnie uznanych za obelżywe, pobicia i ranni, wreszcie tragiczna śmierć samego bohatera.
Jan Kustos - bo o nim tu będzie mowa urodził się 5 września 1893 r. w Syryni, w rodzinie Jana i Wincenty z domu Kłosek. We wczesnym dzieciństwie odznaczał się bardzo wątłym zdrowiem i ponoć nie raz palono mu gromnicę. Po ukończeniu szkoły powszechnej jako 14-letni chłopak zatrudnił się w kopalni „ANNA” w Pszowie. Niestety, z powodu stanu zdrowia (miał zemdleć na dole kopalni) musiał z niej szybko zrezygnować. Przez jakiś czas przebywał u rodziców, zdając w tym czasie eksternis-tyczną maturę w raciborskim gimnazjum. Następnie podjął studia teologiczne we Wrocławiu. Nie poszedł jednak „na księdza”. Już jako diakon zrezygnował ze stanu duchownego i wyjechał do Poznania, gdzie rozpoczął studia filozoficzne. Mieszkając na stancji u ciotki, jak się później okazało przyszłej teściowej, utrzymywał się z korepetycji. Po ukończeniu filozofii (magisterium - w 1924 r.) rozpoczął przygotowania do doktoratu, a potrzebne materiały zbierał m.in. w Dreźnie. Niestety, praca została odrzucona, a zadecydowały o tym ponoć poglądy polityczne autora.
Zaczadzony i utopiony
Nasz bohater pochodził z zasiedziałej od pokoleń w Syryni rodziny Kustosów. Jego rodzice (ur. w 1865 Jan i Wincenta - wdowa po Kuźniku) mieli kilkoro dzieci: Ludwika, Marię i Franciszkę z pierwszego małżeństwa Wincenty oraz Franciszka, Jana, Leona i Annę. Tragiczne były losy męs-kiego potomstwa (a rodzeństwa Jana). Wspomniany Franciszek - student ekonomii we Wrocławiu uległ w czasie I wojny światowej w 1916 r., w wieku zaledwie 23 lat, zaczadzeniu tlenkiem węgla, wydobywającym się z piecyka. Spoczywa na starym syryńskim cmentarzu. Młodszy - Leon studiował prawo na Wydziale Prawno- Ekonomicznym Uniwersytetu Poz-nańskiego. W wieku 26 lat zginął utonąwszy w Warcie w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Wiadomo jedynie, że współorganizował wcześniej Związek Górnoślązaków - Polaków i prawdopodobnie z przyczyn politycznych został zwolniony z pracy na kolei. Władze niemieckie i sam Jan Kustos twierdzili, że za jego śmiercią stały „nacjonalistyczne organizacje”. W tradycji rodzinnej jego zgon wiąże się z jakimiś porachunkami organizacyjnymi. W rodzinnym domu Od czasu gdy sięgam pamięcią w pokoju zawieszony był portret brata babci, Leona. Babcia nie poruszała sprawy jego tragicznej śmierci chyba z racji żalu po stracie w bardzo krótkim okresie czasu trzech braci.
Wspomnienia były bolesne - mówią Cecylia Musioł i Krystyna Kuczera. Spoczywa na tzw. Nowym Cmentarzu. Więcej szczęścia miała siostra - wspomniana już babcia Anna, urodzona 7.06.1896 r., która wyszła za mąż za Edwarda Musioła. Zapisała się w historii wioski jako organizatorka „teatrów”, sekretarz chóru „Echo”, a przede wszystkim jako poetka ludowa, której utwory drukowano na łamach „Głosu Górnego Śląska”. Późnej starości dożył ojciec tragicznie zmarłych braci - Jan Kustos. Zmarł w Syryni w wieku 97 lat. Jerzy Kobylecki wspomina: Jako narzeczony, w 1951 r. byłem w Syryni. Poznałem starzika. (Jana- przp. DJ.) To był bardzo miły staruszek. A z opowiadań mojej żony wynikało, że to był bardzo pracowity człowiek. Był rolnikiem i kupcem. Posiadał kilkuhektarowe gospodarstwo i sklep przy ul. 3 Maja 24 (podczas wojny Adolf Hitler Strasse 45). Przed I wojną znane były jego propolskie sympatie.
Nie spoczął na laurach
W takim to otoczeniu wychowywał się Jan Kustos. I „jak mało kto zrósł się ze społecznością, z której wyszedł. Duchowo zawsze ciążył ku rodzinnej Syryni. (...) Syrynia była mu natchnieniem i ograniczeniem (...).” Dość wcześnie rozpoczął młody Kustos działalność społeczno narodową i polityczną - jako sekretarz założonego w 1912 r. Towarzystwa Śpiewu „Lutnia” w pobliskiej Lubomi oraz sekretarz Narodowej Demokracji w Raciborzu. Jeszcze w 1919 r. jako student teologii wydał w raciborskiej drukarni Mayera 32-stronicową broszurkę „Oberschlesiens Schule in der Geschichte”, którą dedykował rodzicom (Meinen Lieben Eltern) oraz po polsku „Jak nas uczono w szkołach na Górnym Śląsku”. Bronił w nich języka polskiego, domagał się jego równouprawnienia z niemieckim, wreszcie nauczania religii w szkołach podstawowych w języku polskim oraz zatrudniania dwujęzycznych urzędników. Działalność niepodległościową prowadził także w okresie studiów w poznańskich i katowickich organizacjach. Jeszcze przed zmianą suwerenności działał w Klubie Obywatelskim w Katowicach i Centralnym Związku Akademików Górnoślązaków. Po powrocie na Górny Śląsk podjął pracę w akcji plebiscytowej w Katowicach. Pisał min. do pisemka „Der Weise Adler”. Na początku 1922 r. utworzył z połączenia kilku mniejszych organizacji Śląskie Chrześcijańsko-Demokratyczne Stronnictwo Postępowe i próbował przeszczepić tu endeckie Stowarzyszenie Samopomocy Społecznej, wreszcie skrajnie prawicową Organizację Orła Białego. Wobec niepowodzenia tych inicjatyw i odmowy zatrudnienia w szkole komunalnej w Katowicach wrócił do pracy redakcyjnej i odnowił Związek Górnoślązaków - Polaków. W grudniu 1922r ożenił się z Poznanianką Marianną (Marią) Sobkowiak. Zamieszkali w Katowicach przy ul. Jagiellońskiej, potem przy ul. Andrzeja.
Separatysta
W 1921 r. Jan Kustos był głównym organizatorem założonego w Poznaniu stowarzyszenia Związek Górnoślązaków - Polaków, które grupowało zamieszkałych w Poznańskiem i na Pomorzu Górnoślązaków. Głównym celem była obrona wspólnych interesów tej grupy. W tymże roku rozpoczął też wydawać „Pochodnię”, która od przełomu 1921 i 22 r. pod zmienionym tytułem „Głos Górnego Śląska” ukazywała się w Katowicach. Przenosiny odbiły się na działalności Związku - mimo formalnej jego reaktywacji na początku 1923 r. nie wykazywał on do 1925 r. większej aktywności. Atakowany min. przez wojewodę Rymera, NPR i PPS nie posiadał zbyt wielu zwolenników. Co więcej, samego Kustosa oskarżono o zdradę stanu i aresztowano. Kustos prowadził w tym czasie swoją propagandę na łamach wspomnianego „Głosu...” i jego dodatków: „Der Pranger” (od sierpnia 24 r.), „Die Stimme Oberschlesiens”, „Polski kolejarz Górnośląski” (dla kolejarzy) i „Jedność” (dla urzędników). W tym czasie zaczął się kształtować program ruchu nazywanego separatystycznym. Na początku 1925 r. Kustos uwolniony od zarzutu zdrady stanu, korzystając z trudnej sytuacji gospodarczej w kraju, zaktywizował Związek. Przystąpiono do pozyskiwania zwolenników i tworzenia organizacji miejscowych. Organizowane min. w Tarnowskich Górach, Rybniku, Żorach i Mikołowie zebrania ściągały licznych uczestników. Pod koniec listopada 1925 r. dwa wiece odbyły się także na terenie Rydułtów - jeden dla przedsiębiorców, drugi dla pozostałych osób. W tym czasie zmieniono nazwę organizacji na Związek Obrony Górnoślązaków. O popularności jego haseł najlepiej świadczy fakt, że na terenie samego tylko rybnickiego rozchodziło się kilkaset egzemplarzy „Głosu...”. Plany Kustosa szły dalej. Chciał zwiększyć formy oddziaływania i utworzyć związki zawodowe tzw. Partię Pracy. Rozszerzał też swe wpływy na katowickie i pszczyńskie- gdzie przeprowadził zebrania pod hasłem:
Górny Śląsk dla Górnoślązaków
Takim hasłem w obliczu dużego bezrobocia, inflacji i ogólnego kryzysu zyskiwał zwolenników wśród niższych urzędników, kupców, nauczycieli i właścicieli. Posiadał wpływy w policji, kolejnictwie, administracji i radach zakładowych oraz wśród zawiedzionych swym położeniem i sytuacją w kraju byłych powstańców. W momencie największego powodzenia w 1926 r. na jego listy w wyborach komunalnych oddano prawie 9000 głosów (co dało 82 mandaty - o 1 więcej niż sanacji). Jego działalność musiała irytować przede wszystkim stojące na „straży” polskości zachodnich kresów Związek Powstańców Śląskich i Związek Obrony Kresów Zachodnich. I choć uważał się Kustos za Górnoślązaka - Polaka to spotkał się z bardzo ostrą odpowiedzią dużej części ówczesnej sceny politycznej. „Polska Zachodnia”, „Powstaniec” nazywały go renegatem, oskarżały o współpracę z volksbundem i przyjmowanie niemieckich pieniędzy. Dochodziło do tego, że członkowie wspomnianych ZPŚl. i ZOKZ rozbijali zebrania Związku Obrony Górnoślązaków, a sam Kustos został kilkakrotnie ciężko pobity i musiał pójść do szpitala. Atakowano go zresztą z wielu stron. Czynili to Niemcy, sanacja, korfanciorze. Kustos nie pozostawał dłużny. Ujawniał skandale, atakował ad personam, wysuwał ciężkie zarzuty. I tak np. w dn. 19.10.22 r. miał jednorazowo 9 rozpraw, a kilka dni później por. S. Mastalerz i mjr. Ludyga-Laskowski dotkliwie go pobili, gdyż poczuli się znieważeni treścią artykułu „Krecia robota kliki belwederskiej na Górnym Śląsku”. Celem szczególnych ataków uczynił Kustos „Ilustrowany Kurier Codzienny” i „Gońca Śląskiego”, klikę belwederską, „germanizatora” Ulitza, Korfantego i Biniszkiewicza. Dla przykładu temu ostatniemu „Głos...” i „Der Pranger” zarzucały m.in. egoizm, chciwość i pijaństwo.
Plotkarskie napady
Kustos miał duże ambicje polityczne i przywódcze (poparte niewątpliwym talentem przywódczym i dziennikarskim). Określał się mianem Rzecznika interesów Górnoślązaków. Warto w tym miejscu chociaż w kilku zdaniach wspomnieć wreszcie o jego programie. Domagał się przede wszystkim przestrzegania i rozszerzenia autonomii, jak najlepszego wykorzystania potencjału
gospodarczego Górnego Śląska, likwidacji bezrobocia i emigracji, które uważał za dużą niesprawiedliwość, wreszcie zahamowania napływu elementu urzędniczego z innych ziem Polski na teren Górnego Śląska, a nawet wyrzucenia elementu napływowego z zajmowanych stanowisk. Domagał się też ograniczenia monopoli, zaprowadzenia szkół utraktywistycznych. Propagował solidaryzm społeczny i potępienie rewolucji. Chwalił też jako wzorcowy niemiecki porządek gospodarczy, a nawet postępowanie niektórych niemieckich posłów. Głosił też pogląd o odrębności „narodowo-ludowo-kulturalnej” Górnoślązaków w stosunku do Polaków. Z drugiej strony nie przebierał w słowach. W jego wypowiedziach, zwłaszcza w początkowym okresie działalności, pojawiały się wątki antysemickie (notabene nie były one niczym szczególnym np. w ówczesnej prasie), obraźliwe sformułowania skierowane ad personam (np. złodziej czy łapownik), wreszcie „plotkarskie napady” - np. w artykule „O „kulturalnych” i „moralnych” nauczycielach z Galicji na Górnym Śląsku.”. Nie unikał też skandalu i sensacji. Donosił na łamach prasy o nadużyciach finansowych i niemoralnym prowadzeniu się urzędników czy nauczycieli. E. Długajczyk w niewybredny sposób pisze charakteryzując jego działalność na samym początku lat 20-tych, że „Do Kustosa garnęli się podobni doń odmieńcy, i nie pozbawieni tupetu intryganci” - późniejsi: wydawca gazety faszyzującej, brukowca czy drobny szpieg.
Czerwone plamy na ciele
Miał Kustos zadatki na dobrego lidera, nie można mu było odmówić cywilnej odwagi np. w występowaniu przeciwko znacznie silniejszym, wreszcie talentu dziennikarskiego i inteligencji. Niestety, po roku 1926 r. wskutek różnych czynników ruch podupadł. Jego założyciel próbował jeszcze zbliżenia z Korfantym, ale do niego nie doszło. Eksponowanie wartości śląskich przez inne ugrupowanie, wreszcie sanacyjna nagonka i pewna poprawa sytuacji w kraju ograniczyły jego wpływy. W końcu lipca 1932 r. zmarł przywódca separatystów Jan Kustos. W rodzinie i kręgu znajomych mówiono, podejrzewano, że został otruty. Lekarz twierdził, że po śmierci pojawiły się czerwone plamy na ciele... - wspomina zięć J. Kobylecki. W domu w obawie przed tym by ktoś nie poszedł w jego ślady i nie podzielił tragicznego losu braci, niewiele o działalności politycznej zmarłego się mówiło, a wdowa zlikwidowała wszystkie mogące świadczyć o niej papiery. Pozostała masywna biblioteka wypełniona książkami (min. z językoznawstwa i dzieła mistrzów antycznych), kilka zdjęć, wreszcie grób na cmentarzu przy ul. Gliwickiej.
Daniel Jakubczyk
Zaczadzony i utopiony
Nasz bohater pochodził z zasiedziałej od pokoleń w Syryni rodziny Kustosów. Jego rodzice (ur. w 1865 Jan i Wincenta - wdowa po Kuźniku) mieli kilkoro dzieci: Ludwika, Marię i Franciszkę z pierwszego małżeństwa Wincenty oraz Franciszka, Jana, Leona i Annę. Tragiczne były losy męs-kiego potomstwa (a rodzeństwa Jana). Wspomniany Franciszek - student ekonomii we Wrocławiu uległ w czasie I wojny światowej w 1916 r., w wieku zaledwie 23 lat, zaczadzeniu tlenkiem węgla, wydobywającym się z piecyka. Spoczywa na starym syryńskim cmentarzu. Młodszy - Leon studiował prawo na Wydziale Prawno- Ekonomicznym Uniwersytetu Poz-nańskiego. W wieku 26 lat zginął utonąwszy w Warcie w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Wiadomo jedynie, że współorganizował wcześniej Związek Górnoślązaków - Polaków i prawdopodobnie z przyczyn politycznych został zwolniony z pracy na kolei. Władze niemieckie i sam Jan Kustos twierdzili, że za jego śmiercią stały „nacjonalistyczne organizacje”. W tradycji rodzinnej jego zgon wiąże się z jakimiś porachunkami organizacyjnymi. W rodzinnym domu Od czasu gdy sięgam pamięcią w pokoju zawieszony był portret brata babci, Leona. Babcia nie poruszała sprawy jego tragicznej śmierci chyba z racji żalu po stracie w bardzo krótkim okresie czasu trzech braci.
Wspomnienia były bolesne - mówią Cecylia Musioł i Krystyna Kuczera. Spoczywa na tzw. Nowym Cmentarzu. Więcej szczęścia miała siostra - wspomniana już babcia Anna, urodzona 7.06.1896 r., która wyszła za mąż za Edwarda Musioła. Zapisała się w historii wioski jako organizatorka „teatrów”, sekretarz chóru „Echo”, a przede wszystkim jako poetka ludowa, której utwory drukowano na łamach „Głosu Górnego Śląska”. Późnej starości dożył ojciec tragicznie zmarłych braci - Jan Kustos. Zmarł w Syryni w wieku 97 lat. Jerzy Kobylecki wspomina: Jako narzeczony, w 1951 r. byłem w Syryni. Poznałem starzika. (Jana- przp. DJ.) To był bardzo miły staruszek. A z opowiadań mojej żony wynikało, że to był bardzo pracowity człowiek. Był rolnikiem i kupcem. Posiadał kilkuhektarowe gospodarstwo i sklep przy ul. 3 Maja 24 (podczas wojny Adolf Hitler Strasse 45). Przed I wojną znane były jego propolskie sympatie.
Nie spoczął na laurach
W takim to otoczeniu wychowywał się Jan Kustos. I „jak mało kto zrósł się ze społecznością, z której wyszedł. Duchowo zawsze ciążył ku rodzinnej Syryni. (...) Syrynia była mu natchnieniem i ograniczeniem (...).” Dość wcześnie rozpoczął młody Kustos działalność społeczno narodową i polityczną - jako sekretarz założonego w 1912 r. Towarzystwa Śpiewu „Lutnia” w pobliskiej Lubomi oraz sekretarz Narodowej Demokracji w Raciborzu. Jeszcze w 1919 r. jako student teologii wydał w raciborskiej drukarni Mayera 32-stronicową broszurkę „Oberschlesiens Schule in der Geschichte”, którą dedykował rodzicom (Meinen Lieben Eltern) oraz po polsku „Jak nas uczono w szkołach na Górnym Śląsku”. Bronił w nich języka polskiego, domagał się jego równouprawnienia z niemieckim, wreszcie nauczania religii w szkołach podstawowych w języku polskim oraz zatrudniania dwujęzycznych urzędników. Działalność niepodległościową prowadził także w okresie studiów w poznańskich i katowickich organizacjach. Jeszcze przed zmianą suwerenności działał w Klubie Obywatelskim w Katowicach i Centralnym Związku Akademików Górnoślązaków. Po powrocie na Górny Śląsk podjął pracę w akcji plebiscytowej w Katowicach. Pisał min. do pisemka „Der Weise Adler”. Na początku 1922 r. utworzył z połączenia kilku mniejszych organizacji Śląskie Chrześcijańsko-Demokratyczne Stronnictwo Postępowe i próbował przeszczepić tu endeckie Stowarzyszenie Samopomocy Społecznej, wreszcie skrajnie prawicową Organizację Orła Białego. Wobec niepowodzenia tych inicjatyw i odmowy zatrudnienia w szkole komunalnej w Katowicach wrócił do pracy redakcyjnej i odnowił Związek Górnoślązaków - Polaków. W grudniu 1922r ożenił się z Poznanianką Marianną (Marią) Sobkowiak. Zamieszkali w Katowicach przy ul. Jagiellońskiej, potem przy ul. Andrzeja.
Separatysta
W 1921 r. Jan Kustos był głównym organizatorem założonego w Poznaniu stowarzyszenia Związek Górnoślązaków - Polaków, które grupowało zamieszkałych w Poznańskiem i na Pomorzu Górnoślązaków. Głównym celem była obrona wspólnych interesów tej grupy. W tymże roku rozpoczął też wydawać „Pochodnię”, która od przełomu 1921 i 22 r. pod zmienionym tytułem „Głos Górnego Śląska” ukazywała się w Katowicach. Przenosiny odbiły się na działalności Związku - mimo formalnej jego reaktywacji na początku 1923 r. nie wykazywał on do 1925 r. większej aktywności. Atakowany min. przez wojewodę Rymera, NPR i PPS nie posiadał zbyt wielu zwolenników. Co więcej, samego Kustosa oskarżono o zdradę stanu i aresztowano. Kustos prowadził w tym czasie swoją propagandę na łamach wspomnianego „Głosu...” i jego dodatków: „Der Pranger” (od sierpnia 24 r.), „Die Stimme Oberschlesiens”, „Polski kolejarz Górnośląski” (dla kolejarzy) i „Jedność” (dla urzędników). W tym czasie zaczął się kształtować program ruchu nazywanego separatystycznym. Na początku 1925 r. Kustos uwolniony od zarzutu zdrady stanu, korzystając z trudnej sytuacji gospodarczej w kraju, zaktywizował Związek. Przystąpiono do pozyskiwania zwolenników i tworzenia organizacji miejscowych. Organizowane min. w Tarnowskich Górach, Rybniku, Żorach i Mikołowie zebrania ściągały licznych uczestników. Pod koniec listopada 1925 r. dwa wiece odbyły się także na terenie Rydułtów - jeden dla przedsiębiorców, drugi dla pozostałych osób. W tym czasie zmieniono nazwę organizacji na Związek Obrony Górnoślązaków. O popularności jego haseł najlepiej świadczy fakt, że na terenie samego tylko rybnickiego rozchodziło się kilkaset egzemplarzy „Głosu...”. Plany Kustosa szły dalej. Chciał zwiększyć formy oddziaływania i utworzyć związki zawodowe tzw. Partię Pracy. Rozszerzał też swe wpływy na katowickie i pszczyńskie- gdzie przeprowadził zebrania pod hasłem:
Górny Śląsk dla Górnoślązaków
Takim hasłem w obliczu dużego bezrobocia, inflacji i ogólnego kryzysu zyskiwał zwolenników wśród niższych urzędników, kupców, nauczycieli i właścicieli. Posiadał wpływy w policji, kolejnictwie, administracji i radach zakładowych oraz wśród zawiedzionych swym położeniem i sytuacją w kraju byłych powstańców. W momencie największego powodzenia w 1926 r. na jego listy w wyborach komunalnych oddano prawie 9000 głosów (co dało 82 mandaty - o 1 więcej niż sanacji). Jego działalność musiała irytować przede wszystkim stojące na „straży” polskości zachodnich kresów Związek Powstańców Śląskich i Związek Obrony Kresów Zachodnich. I choć uważał się Kustos za Górnoślązaka - Polaka to spotkał się z bardzo ostrą odpowiedzią dużej części ówczesnej sceny politycznej. „Polska Zachodnia”, „Powstaniec” nazywały go renegatem, oskarżały o współpracę z volksbundem i przyjmowanie niemieckich pieniędzy. Dochodziło do tego, że członkowie wspomnianych ZPŚl. i ZOKZ rozbijali zebrania Związku Obrony Górnoślązaków, a sam Kustos został kilkakrotnie ciężko pobity i musiał pójść do szpitala. Atakowano go zresztą z wielu stron. Czynili to Niemcy, sanacja, korfanciorze. Kustos nie pozostawał dłużny. Ujawniał skandale, atakował ad personam, wysuwał ciężkie zarzuty. I tak np. w dn. 19.10.22 r. miał jednorazowo 9 rozpraw, a kilka dni później por. S. Mastalerz i mjr. Ludyga-Laskowski dotkliwie go pobili, gdyż poczuli się znieważeni treścią artykułu „Krecia robota kliki belwederskiej na Górnym Śląsku”. Celem szczególnych ataków uczynił Kustos „Ilustrowany Kurier Codzienny” i „Gońca Śląskiego”, klikę belwederską, „germanizatora” Ulitza, Korfantego i Biniszkiewicza. Dla przykładu temu ostatniemu „Głos...” i „Der Pranger” zarzucały m.in. egoizm, chciwość i pijaństwo.
Plotkarskie napady
Kustos miał duże ambicje polityczne i przywódcze (poparte niewątpliwym talentem przywódczym i dziennikarskim). Określał się mianem Rzecznika interesów Górnoślązaków. Warto w tym miejscu chociaż w kilku zdaniach wspomnieć wreszcie o jego programie. Domagał się przede wszystkim przestrzegania i rozszerzenia autonomii, jak najlepszego wykorzystania potencjału
gospodarczego Górnego Śląska, likwidacji bezrobocia i emigracji, które uważał za dużą niesprawiedliwość, wreszcie zahamowania napływu elementu urzędniczego z innych ziem Polski na teren Górnego Śląska, a nawet wyrzucenia elementu napływowego z zajmowanych stanowisk. Domagał się też ograniczenia monopoli, zaprowadzenia szkół utraktywistycznych. Propagował solidaryzm społeczny i potępienie rewolucji. Chwalił też jako wzorcowy niemiecki porządek gospodarczy, a nawet postępowanie niektórych niemieckich posłów. Głosił też pogląd o odrębności „narodowo-ludowo-kulturalnej” Górnoślązaków w stosunku do Polaków. Z drugiej strony nie przebierał w słowach. W jego wypowiedziach, zwłaszcza w początkowym okresie działalności, pojawiały się wątki antysemickie (notabene nie były one niczym szczególnym np. w ówczesnej prasie), obraźliwe sformułowania skierowane ad personam (np. złodziej czy łapownik), wreszcie „plotkarskie napady” - np. w artykule „O „kulturalnych” i „moralnych” nauczycielach z Galicji na Górnym Śląsku.”. Nie unikał też skandalu i sensacji. Donosił na łamach prasy o nadużyciach finansowych i niemoralnym prowadzeniu się urzędników czy nauczycieli. E. Długajczyk w niewybredny sposób pisze charakteryzując jego działalność na samym początku lat 20-tych, że „Do Kustosa garnęli się podobni doń odmieńcy, i nie pozbawieni tupetu intryganci” - późniejsi: wydawca gazety faszyzującej, brukowca czy drobny szpieg.
Czerwone plamy na ciele
Miał Kustos zadatki na dobrego lidera, nie można mu było odmówić cywilnej odwagi np. w występowaniu przeciwko znacznie silniejszym, wreszcie talentu dziennikarskiego i inteligencji. Niestety, po roku 1926 r. wskutek różnych czynników ruch podupadł. Jego założyciel próbował jeszcze zbliżenia z Korfantym, ale do niego nie doszło. Eksponowanie wartości śląskich przez inne ugrupowanie, wreszcie sanacyjna nagonka i pewna poprawa sytuacji w kraju ograniczyły jego wpływy. W końcu lipca 1932 r. zmarł przywódca separatystów Jan Kustos. W rodzinie i kręgu znajomych mówiono, podejrzewano, że został otruty. Lekarz twierdził, że po śmierci pojawiły się czerwone plamy na ciele... - wspomina zięć J. Kobylecki. W domu w obawie przed tym by ktoś nie poszedł w jego ślady i nie podzielił tragicznego losu braci, niewiele o działalności politycznej zmarłego się mówiło, a wdowa zlikwidowała wszystkie mogące świadczyć o niej papiery. Pozostała masywna biblioteka wypełniona książkami (min. z językoznawstwa i dzieła mistrzów antycznych), kilka zdjęć, wreszcie grób na cmentarzu przy ul. Gliwickiej.
Daniel Jakubczyk
Najnowsze komentarze