Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Procedury pod paragrafem

16.07.2003 00:00
Na salę sądową trafia sprawa doktora Stanisława P., byłego zastępcy dyrektora szpitala i radnego powiatowego, któremu prokurator zarzucił oszustwa przy rozliczaniu kontraktów z kasą chorych. Miała ona stracić około 31 tys. zł.
Akt oskarżenia obejmuje 46 zarzutów. Wszystkie dotyczą oszustw przy rozliczaniu kontraktów ze Śląską Regionalną Kasą Chorych (zastąpił ją śląski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia), które wyszły na jaw podczas kontroli. Doktor P., do niedawna właściciel małej kliniki chirurgicznej, której pacjentami byli także mieszkańcy powiatu wodzisławskiego, inne zabiegi wykonywał, a inne rozliczał. Sprawą zajmowała się sekcja ds. walki z przestępczością gospodarczą.

Te oszustwa dotyczyły np. zabiegu wycięcia brodawki, podczas gdy w sprawozdaniu do kasy M. napisał wycięcie zmiany skórnej wargi o charakterze nowotworu złośliwego. Innym razem chodziło o ślinianki, za które kasa płaciła jako za zabieg na tarczycy, albo operację plastyczną skrzywionej przegrody nosa przy raportowaniu wycięcia migdałków. Są też przypadki przedstawiania rachunku za operację wycięcia wyrostka metodą laparaskopową, gdy w rzeczywistości wykonano ją tradycyjnie, czyli taniej. Nie brak przykładów wręcz zdumiewających. Doktor raportował zabieg na prąciu, a w karcie chorobowej było nacięcie wędzidełka języka, innym razem operację nowotworu wargi, podczas gdy pacjent cierpiał z powodu modzeli stóp. Na każdym oszustwie kasa miała stracić od 200 do około 800 zł.

Podczas dochodzenia Stanisław P. nie skorzystał z prawa odmowy wyjaśnień. Obszernie ustosunkował się do zarzutów. Stwierdził, iż wszystkie zabiegi wykonał w interesie pacjentów i znacznie taniej niżby to zrobił szpital. Różnica między jego kliniką a lecznicą była jednak taka, że miał się trzymać ściśle procedur, za które kasa płaci. Innym słowem, nie mógł wykonywać darmowo (w ramach systemu opieki zdrowotnej) zabiegów, których nie miał zakontraktowanych.

Doktor P. wskazywał jednak, że podobnie jak on postępują inne placówki służby zdrowia. Wyjaśnił, iż w rozmowach z kasą miano mu dawać do zrozumienia, że może wykonywać jedne zabiegi, a wykazywać inne, byleby były zbieżne cenowo. Wielokrotne różnice w lokalizacji schorzeń poddanych leczeniu, jego zdaniem, były pomyłkami i wynikały z wad systemu informatycznego. Nie kontraktował też wszystkich możliwych lokalizacji schorzeń na skórze bo było ich kilkadziesiąt, przez co np. w sprawozdaniach pojawiały się często wargi, a operowano inne części ciała. Operacje wyrostka początkowo kwalifikowane jako laparaskopowe wykonywano klasycznie z uwagi na zalecenia anestozjologów wydawane tuż przed ich wykonaniem.

Sprawa będzie rozpoznana przez sąd w najbliższych tygodniach.

Grzegorz Wawoczny

Fragment autoryzowanego wywiadu z doktorem Stanisławem P.

- Ma Pan też inne doświadczenie, związane tym razem z prowadzeniem własnej kliniki chirurgicznej, które zaprowadziło Pana do prokuratora ...
- Mówi Pan o sprawie rzekomych praktyk paramedycznych. Wątki te często pojawiają się mediach. Chcę je jednoznacznie zdementować. Kriochirurgia, bo o nią tu chodzi, jest w otolaryngologii, wbrew temu co twierdzi konsultant wojewódzki w tej dziedzinie, powszechnie stosowaną metodą, w tym w wielu polskich ośrodkach, nawet rangi kliniki. Co ciekawe, stosuje ją warszawski szpital przy ul. Banacha, którym kierował były minister zdrowia Mariusz Łapiński. Problem tkwi w sprawozdaniach z wykonania świadczeń medycznych. W polskich szpitalach i prywatnych praktykach nagminnie odchodzi się w rozliczaniu świadczeń od precyzyjnie opisanych procedur, bo wymaga tego sytuacja, a przede wszystkim dobro pacjenta. Nieraz dopiero chirurgiczne tzw. otwarcie pacjenta uwidacznia z jakim przypadkiem mamy do czynienia. Czy fakt, iż tego typu świadczeń ktoś nie ma zakontraktowanych oznacza, że pacjenta trzeba zaszyć i wysłać tam, gdzie lekarz ma odpowiedni kontrakt? Inny przykład. Pacjent z innego województwa miał kłopoty z uzyskaniem przyrzeczenia swojej kasy, że pokryje koszty operacji kamicy w woreczku żółciowym. Więc co się robiło? Ano rozliczało ostre zapalenie pęcherza, za co kasa musiała bez dyskusji zapłacić.

- Pana jednak przyłapano.
- Tak, i tego nie kryję. Wiem, że będę ukarany, ale mam świadomość, iż robiłem to zawsze w interesie pacjenta. Co do samych okoliczności, to oczywiście moja sytuacja polega na tym, iż to mnie złapano za rękę, choć wiadomo, że robią tak wszyscy. A dlaczego złapano? Jako wiceszef stowarzyszenia prywatnych pracodawców w służbie zdrowia ostro wystąpiliśmy przeciwko planom reformy wymyślonym przez ministra Łapińskiego. Z racji tej działalności stałem się postacią znaną w środowisku. Po drugie, zanim mnie oficjalnie poinformowano o zarzutach, wiedzieli o tym działacze SLD, którzy z kolei puścili tzw. przeciek do mediów. Po trzecie, bezzasadnie namnożono mi tych przypadków wadliwego rozliczania świadczeń, co wyszło już w trakcie postępowania. 
  • Numer: 29 (181)
  • Data wydania: 16.07.03