Piątek, 27 grudnia 2024

imieniny: Jana, Żanety, Fabioli

RSS

Nie lubię przegrywać przez czas

09.04.2003 00:00
Drużyna z Wodzisławia Śl. zajęła III miejsce w Mistrzostwach Europy w Go.
W Wodzisławiu Śl. od 4 do 6 kwietnia odbywały się VI Mistrzostwa Europy Par Go. W mistrzostwach wystartowały dwuosobowe drużyny z takich krajów jak: Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Czechy, Francja, Niemcy, Węgry, Holandia, Polska, Włochy, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia i Ukraina. Każde państwo wystawiło po jednej drużynie, wyjątkiem była Polska, która jako gospodarz mogła wystawić drugą drużynę, w przypadku gdy liczba zgłoszonych par była nieparzysta. Każda drużyna rozegrała sześć meczy, w regulaminie przewidziano 45 min. dla gracza. To bardzo mało czasu. Jeżeli nie zna się dobrze przeciwnika, to takie ograniczenie czasowe jest dużym utrudnieniem - powiedział Jan Lubos, zawodnik i organizator Mistrzostw Europy. Do gry w Go wystarczą dwie osoby, ale w czasie Mistrzostw Europy gra się parami, to kolejne utrudnienie, bo z ruchów partnera trzeba przewidzieć jego taktykę. Gracz obserwuje więc nie tylko przeciwnika, ale i partnera. Wszyscy gracze zgodnie potwierdzali, że poziom tych Mistrzostw Europy był bardzo wysoki, a niektórzy nawet mówili, że najwyższy z dotychczasowych.

W VI Mistrzostwach Europy Par Go najlepszą okazała się drużyna z Węgier, drugie miejsce zajęli Rosjanie, a trzecie drużyna polska w składzie: Aleksandra Lubos i Leszek Sołdan. Ci zawodnicy są już znani, bo oboje zdobyli wcześniej Mistrzostwo Polski, w grach pojedynczych odnosili także sukcesy w Europie. Grało mi się bardzo dobrze, bo Leszek jest świetnym graczem, ale o tym, że będziemy tworzyć drużynę to dowiedzieliśmy się właściwie dopiero w dniu mistrzostw. Myślę, że mogliśmy zagrać lepiej, ale za mało patrzyliśmy na zegar. Szkoda, bo nie lubię przegrywać przez czas - powiedziała A. Lubos. To III miejsce to oczywiście sukces, ale za ważniejsze zwycięstwo uważam zajęcie 13 czy 14 miejsca, dokładnie nie pamiętam, na Mistrzostwach Świata w Japonii 2 lata temu.

W trakcie trwania Mistrzostw Europy rozegrano także turniej towarzyszący, w którym wystartowały drużyny z Polski. Zawodnicy z Wodzisławia Śl. okazali się najlepszymi. I miejsce zajęli: Agnieszka Śmigowska i Dariusz Targosz w Wodzisławia Śl., II miejsce wywalczyli: Barbara Lubos i Adam Lubos z Wodzisławia Śl., a III miejsce przyznano Oldze Budziszewskiej i Michałowi Bażyńskiemu z Warszawy.

Są dwa powody, dla których Mistrzostwa Europy zorganizowano w Wodzisławiu: Wodzisławski Klub Go obchodzi w tym roku 20-lecie istnienia, a drugi powód to taki, że na świecie nie za dużo pań gra w Go, zresztą tak jak i w innych brutalnych sportach, ale my w Wodzisławiu mamy wiele kobiet, które pokochały tę grę. U nas gra więcej kobiet w Go niż w reszcie kraju - mówi J. Lubos. Przy tak dużej imprezie nie mogło zabraknąć „niespodzianek”. Drużyna z Węgier pytając o drogę podała miejscowość - Wodzisław, więc skierowano ich do Wodzisławia koło Kielc. Kiedy już dosyć długo jechali to zorientowali się, że coś jest nie tak, bo to miało być blisko granicy, a oni jadą i jadą. Później skierowano ich do Wodzisławia Śl., ale zamiast o 15.00 przyjechali koło północy - opowiada J. Lubos. Ja zaczęłam grać, gdy miałam 12 lat. Ta gra nie jest na Ukrainie zbyt popularna, ale mnie „wciągnęła”. Trudno powiedzieć ile partii rozgrywam tygodniowo, czasem może ich być dziesięć, a czasem w ogóle. W tych zawodach trzy razy wygraliśmy i trzy razy przegraliśmy - mówi Liza z Ukrainy. Po zakończonych mistrzostwach zwycięzcom podarowano statuetki w formie białych i czarnych kamieni (podobne do tych, jakich używa się w czasie gry), a także pamiątkowe chleby w kształcie pojemników na kamienie do gry. Był to wyrób Grażyny Sobali oraz jej uczniów.

Gra Go jest jedną z najstarszych na świecie, obecnie gra w nią około 40 mln ludzi, z czego około 250 osób pochodzi z Polski. Gra Go rozgrywana jest na kwadratowej, pokratkowanej planszy z wieloma przecinającymi się liniami. Skrzyżowania linii są ważne, bo właśnie na nich kładzione są kamienie - nie w kwadratach, jak większości z nas wskazywałaby intuicja. Typowe rozmiary plansz to 9x9 (dla początkujących), 13x13 (dla tych, którzy już trochę kojarzą) i 19x19 (dla bardziej zaawansowanych graczy). Gra się czarnymi i białymi kamieniami - jeden z graczy ma białe, drugi czarne. Celem gry jest otaczanie. Możesz otaczać pusty obszar, który w ten sposób staje się twoim terytorium, bądź kamienie przeciwnika, które zdobyte stają się twoimi jeńcami. Każde puste skrzyżowanie w ramach twojego terytorium jest liczone na końcu gry jako 1 punkt. Każdy jeniec, którego zdobędziesz też jest liczony jako 1 punkt. Zwycięża gracz, który na końcu gry ma więcej punktów. Ta gra wymaga przede wszystkim wszechstronnego myślenia. Tutaj nie można pewnych sekwencji wyuczyć się na pamięć. Trzeba przewidzieć, jakie skutki będzie miał dany ruch zaraz po wykonaniu, ale także w perspektywie całej gry - mówi Sławomir Piela, szef Polskiego Stowarzyszenia Go i główny sędzia zawodów w Wodzisławiu Śl. Zestaw do gry wyprodukowany w Polsce kosztuje około 80 zł, ale są także zestawy ekstrawaganckie, w których „kamienie” wykonane są z muszli i taki zestaw kosztuje tyle, co porządny samochód.

W Wodzisławiu Klub Go mieści się w Miejskim Domu Kultury, a spotkania odbywają się w czwartki o godz. 17.30. Każdy, kto chce nauczyć się grać w Go może tam przyjść i na pewno uzyska pomoc. Założycielem tego klubu jest Jan Lubos. Ja z Go zapoznałem się w czasie studiów, było to w 1979 r. Potem, gdy pracowałem w szkole w Wodzisławiu Śl. to postanowiłem zaszczepić tego bakcyla moim uczniom. Zauważyłem, że dobrzy uczniowie szybciej pojmowali zasady gry, ale była też taka zależność, że ci, którzy stawali się coraz lepszymi graczami, poprawiali się w nauce - wspomina J. Lubos. Jedyne predyspozycje, jakich wymaga się w czasie gry, to logiczne myślenie i umiejętność wyłączenia emocji. W szkole uczyłem grać młodzież, a właściwie to nie wiem, jak to się stało, że zaczęła grać moja córka. Gdy ja grałem, ona siadała mi na kolanach i patrzyła, a potem sama zaczęła grać. W Go grają obie moje córki, syn, a także żona. Z tą grą wiąże się pewna przygoda. Razem z córką Olą polecieliśmy na Mistrzostwa Świata do Japonii. Po drodze gdzieś zgubił się bagaż Oli, który później dotarł, ale linie lotnicze postanowiły nam to wynagrodzić i ufundowały nam przelot bizness klasą. Na pokład wchodziliśmy praktycznie jako ostatni pasażerowie, a tu pan, który sprawdzał rezerwację podarł nasze papiery i zamiast do bizness klasy skierował nas do I klasy, a to już prawdziwy luksus. Mogę powiedzieć, że dzięki Go leciałem I klasą.

Beata Palpuchowska
  • Numer: 15 (167)
  • Data wydania: 09.04.03