Trojański prezent
Barbara Kozdryk przez blisko pół roku otrzymywała świadczenie przedemerytalne i emeryturę - jak twierdzi - nic o tym nie wiedząc. Nie wiedziały też o tym ZUS i Powiatowy Urząd Pracy. Kiedy sprawa wyszła na jaw, oba urzędy umyły od sprawy ręce, a kobiecie przyszło zapłacić za pomyłkę. Sprawa pokazuje, że w kontaktach z urzędami lepiej trzymać rękę na pulsie i sprawdzać swoje konto, bo możemy być nie tylko okradzeni, ale i hojnie obdarowani... poważnymi kłopotami.
Nasza bohaterka, była pracowniczka ZEW-u z 38-letnim stażem, w grudniu 2001 r., w związku z restrukturyzacją, została zwolniona i przeszła na świadczenie przedemerytalne, wypłacane przez Powiatowy Urząd Pracy w Raciborzu. W lipcu 2002 r. skończyła 55 lat, co uprawniało ją do otrzymania emerytury. Kobieta z prawa skorzystała, pobrała z PUP-u odpowiednie zaświadczenie o pobieraniu świadczenia i złożyła do ZUS-u, który przyznał emeryturę 30 lipca.
Jako emerytka pani Barbara poczuła się uwolniona od wszelkich trosk, związanych z zapewnieniem środków do życia. Pieniądze na jej polecenie przelewano na konto w PKO BP, w ramach którego złożyła też stałe zlecenie regulowania wszelkich należności za mieszkanie. Wiedziałam, ile wynoszą te rachunki, odliczałam do całości emerytury, a pozostałą kwotę wybierałam w bankomacie, bo przed okienkiem w banku zawsze są kolejki - dodaje.
PIT niespodzianka
W styczniu z PUP-u przysłano PIT 11, dzięki któremu p. Barbara miała się rozliczyć z fiskusem z otrzymanych w minionym roku dochodów. Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że jej dochód z tytułu świadczeń przedemerytalnych wynosi ponad 12 tys. zł netto. Czarno na białym było widać, że zasiłków było dwanaście, a nie sześć, jak myślała nasza bohaterka. Lustracja konta potwierdziła obawy. Na rachunku znajdowała się pokaźna sumka - wszystkie wypłacane od lipca zasiłki.
O sprawie powiadomiła urząd pracy, deklarując zwrot otrzymanych pieniędzy. Tu obiecano pomoc, ale po pewnym czasie okazało się, że winna całemu zamieszaniu jest ona sama. Kobiecie pokazano zapisaną drobnym maczkiem „Informację dla osób rejestrujących się w powiatowym urzędzie pracy”. W punkcie 3 napisano wyraźnie: „Zarejstrowana osoba zobowiązana jest do niezwłocznego informowania PUP o wszelkich zmianach danych podanych w karcie rejestracyjnej” i dalej w punkcie 10. części IV: „Osoba, która pobrała nienależne świadczenie pieniężne obowiązana jest do jego zwrotu w terminie 14 dni od dnia doręczenia decyzji kwoty otrzymanego świadczenia wraz z przekazaną od tego świadczenia zaliczką na podatek dochodowy od osób fizycznych oraz składką na ubezpieczenie społeczne”.
Pieniądze, których nie było
Dalsze działania PUP nie pozostawiały wątpliwości, kto „namieszał”. 15 stycznia 2003 r. kierownik urzędu wydał decyzję o utracie z dniem 30 lipca 2002 r. prawa do pobierania świadczenia przedemerytalnego. 17 lutego starosta raciborski wydał pos-tanowienie o wznowieniu postępowania przyznającego to świadczenie. W uzasadnieniu napisano: „Pani Barbara Kozdryk nabyła prawo do emerytury z dniem 30 lipca 2002 r. Przez okres od dnia 30 lipca do 31 grudnia 2002 r. w/w pobierała jednocześnie emeryturę z ZUS oraz świadczenie przedemerytalne z PUP Racibórz”. Decyzją z 20 lutego, kierownik PUP w imieniu starosty uchylił swoją decyzję ze stycznia 2002 r. przyznającą świadczenie do końca tegoż roku i nakazał naszej bohaterce zwrócić „nienależnie pobrane” pieniądze w kwocie ponad 5,6 tys. zł. Wcześniej, bo 31 stycznia 2003 r., z powodu nienależnie pobranych świadczeń ZUS zmniejszył wysokość emerytury. Ostateczny finał nastąpił 25 lutego. Pani Barbara wpłaciła do PUP-u wszystkie pieniądze.
Niech ludzie wiedzą, że taki głupi kawał, jaki zrobiły mi PUP i ZUS drogo kosztuje - ostrzega. Kobieta oddała nie tylko kwotę netto, ale i zaliczkę na podatek dochodowy oraz składki ZUS-owskie, czyli pieniądze, których nigdy nie miała w ręku. Z ZUS-em nie ma problemu, bo pieniądze zostały zwrócone w formie zwiększonej emerytury, ale z podatkiem już tak nie jest. Kwoty nienależnie otrzymanych świadczeń weszły do dochodu za 2002 r. Będzie je można dopiero odliczyć w rozliczeniu za rok 2003, a więc najwcześniej w styczniu 2004 r. Na nieszczęście, w związku z wypłaconą odprawą i wysługą, dochód pani Barbary przekroczył drugi próg podatkowy, przez co musi zapłacić od niego 30 proc. zaliczkę. W 2004 r. - jako że dwanaście emerytur tak znacząco jej dochodów już nie zwiększy - otrzyma zwrot nie 30, a 19 proc. od kwoty świadczeń brutto.
Umiesz liczyć?
Licz sam na siebie
Pozostaje pytanie, kto zawinił? W pismach wciąż mowa, że nienależnie pobierałam świadczenia, choć w praktyce wpłacano je na moje konto bez mojej wiedzy - mówi pani Barbara. Miała nadzieję, że ZUS i PUP porozumiały się w jej sprawie. Kiedy w grudniu 2001 r. podpisałam informację dla osób rejestrujących się w PUP nikt nie dał mi czasu jej przeczytać - dodaje.
Podobnie dzieje się zapewne z innymi zarejestrowanymi osobami. Informacja jest obszerna, zapisana drobnym pismem, trzeba czasu, by ją przeczytać, a co dopiero zrozumieć. Statystyki PUP dowodzą, że jeden pracownik urzędu obsługuje codziennie od 250 do 270 osób. Nietrudno dojść do wniosku, że każdemu podsuwa się jedynie informację do podpisania, a o dodatkowych wyjaśnieniach nie ma mowy. Wielu bezrobotnych jest więc często nieświadomych swoich obowiązków.
Pani Barbara, oburzona obrotem sprawy, napisała do ZUS-u. Raciborski Inspektorat odpisał jej 5 marca: „Decyzją z dnia 10 lipca 2002 r. organ rentowy przyznał prawo do emerytury od 30 lipca (...). W dniu 17 lipca powiadomiono telefonicznie o tym fakcie Powiatowy Urząd Pracy”. Dalej ZUS pisze jednak, że mimo to p. Barbara powinna była jeszcze zawiadomić PUP sama. Gdybym dziś twierdziła, że powiadomiłam telefonicznie, to kto mi udowodni, że tak nie było - komentuje nasza bohaterka. Byłam święcie przekonana, że oba urzędy wymieniają między sobą informacje, tym bardziej, że 10 lipca minionego roku ZUS wydał decyzję o wstrzymaniu dalszej wypłaty świadczenia przedemerytalnego. PUP wydał zaświadczenie potrzebne do ubiegania się o emeryturę. Nie ma siły. Urzędnicy w urzędzie pracy mogli się łatwo zorientować, co jest grane - dodaje na koniec.
Grzegorz Wawoczny
Jako emerytka pani Barbara poczuła się uwolniona od wszelkich trosk, związanych z zapewnieniem środków do życia. Pieniądze na jej polecenie przelewano na konto w PKO BP, w ramach którego złożyła też stałe zlecenie regulowania wszelkich należności za mieszkanie. Wiedziałam, ile wynoszą te rachunki, odliczałam do całości emerytury, a pozostałą kwotę wybierałam w bankomacie, bo przed okienkiem w banku zawsze są kolejki - dodaje.
PIT niespodzianka
W styczniu z PUP-u przysłano PIT 11, dzięki któremu p. Barbara miała się rozliczyć z fiskusem z otrzymanych w minionym roku dochodów. Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że jej dochód z tytułu świadczeń przedemerytalnych wynosi ponad 12 tys. zł netto. Czarno na białym było widać, że zasiłków było dwanaście, a nie sześć, jak myślała nasza bohaterka. Lustracja konta potwierdziła obawy. Na rachunku znajdowała się pokaźna sumka - wszystkie wypłacane od lipca zasiłki.
O sprawie powiadomiła urząd pracy, deklarując zwrot otrzymanych pieniędzy. Tu obiecano pomoc, ale po pewnym czasie okazało się, że winna całemu zamieszaniu jest ona sama. Kobiecie pokazano zapisaną drobnym maczkiem „Informację dla osób rejestrujących się w powiatowym urzędzie pracy”. W punkcie 3 napisano wyraźnie: „Zarejstrowana osoba zobowiązana jest do niezwłocznego informowania PUP o wszelkich zmianach danych podanych w karcie rejestracyjnej” i dalej w punkcie 10. części IV: „Osoba, która pobrała nienależne świadczenie pieniężne obowiązana jest do jego zwrotu w terminie 14 dni od dnia doręczenia decyzji kwoty otrzymanego świadczenia wraz z przekazaną od tego świadczenia zaliczką na podatek dochodowy od osób fizycznych oraz składką na ubezpieczenie społeczne”.
Pieniądze, których nie było
Dalsze działania PUP nie pozostawiały wątpliwości, kto „namieszał”. 15 stycznia 2003 r. kierownik urzędu wydał decyzję o utracie z dniem 30 lipca 2002 r. prawa do pobierania świadczenia przedemerytalnego. 17 lutego starosta raciborski wydał pos-tanowienie o wznowieniu postępowania przyznającego to świadczenie. W uzasadnieniu napisano: „Pani Barbara Kozdryk nabyła prawo do emerytury z dniem 30 lipca 2002 r. Przez okres od dnia 30 lipca do 31 grudnia 2002 r. w/w pobierała jednocześnie emeryturę z ZUS oraz świadczenie przedemerytalne z PUP Racibórz”. Decyzją z 20 lutego, kierownik PUP w imieniu starosty uchylił swoją decyzję ze stycznia 2002 r. przyznającą świadczenie do końca tegoż roku i nakazał naszej bohaterce zwrócić „nienależnie pobrane” pieniądze w kwocie ponad 5,6 tys. zł. Wcześniej, bo 31 stycznia 2003 r., z powodu nienależnie pobranych świadczeń ZUS zmniejszył wysokość emerytury. Ostateczny finał nastąpił 25 lutego. Pani Barbara wpłaciła do PUP-u wszystkie pieniądze.
Niech ludzie wiedzą, że taki głupi kawał, jaki zrobiły mi PUP i ZUS drogo kosztuje - ostrzega. Kobieta oddała nie tylko kwotę netto, ale i zaliczkę na podatek dochodowy oraz składki ZUS-owskie, czyli pieniądze, których nigdy nie miała w ręku. Z ZUS-em nie ma problemu, bo pieniądze zostały zwrócone w formie zwiększonej emerytury, ale z podatkiem już tak nie jest. Kwoty nienależnie otrzymanych świadczeń weszły do dochodu za 2002 r. Będzie je można dopiero odliczyć w rozliczeniu za rok 2003, a więc najwcześniej w styczniu 2004 r. Na nieszczęście, w związku z wypłaconą odprawą i wysługą, dochód pani Barbary przekroczył drugi próg podatkowy, przez co musi zapłacić od niego 30 proc. zaliczkę. W 2004 r. - jako że dwanaście emerytur tak znacząco jej dochodów już nie zwiększy - otrzyma zwrot nie 30, a 19 proc. od kwoty świadczeń brutto.
Umiesz liczyć?
Licz sam na siebie
Pozostaje pytanie, kto zawinił? W pismach wciąż mowa, że nienależnie pobierałam świadczenia, choć w praktyce wpłacano je na moje konto bez mojej wiedzy - mówi pani Barbara. Miała nadzieję, że ZUS i PUP porozumiały się w jej sprawie. Kiedy w grudniu 2001 r. podpisałam informację dla osób rejestrujących się w PUP nikt nie dał mi czasu jej przeczytać - dodaje.
Podobnie dzieje się zapewne z innymi zarejestrowanymi osobami. Informacja jest obszerna, zapisana drobnym pismem, trzeba czasu, by ją przeczytać, a co dopiero zrozumieć. Statystyki PUP dowodzą, że jeden pracownik urzędu obsługuje codziennie od 250 do 270 osób. Nietrudno dojść do wniosku, że każdemu podsuwa się jedynie informację do podpisania, a o dodatkowych wyjaśnieniach nie ma mowy. Wielu bezrobotnych jest więc często nieświadomych swoich obowiązków.
Pani Barbara, oburzona obrotem sprawy, napisała do ZUS-u. Raciborski Inspektorat odpisał jej 5 marca: „Decyzją z dnia 10 lipca 2002 r. organ rentowy przyznał prawo do emerytury od 30 lipca (...). W dniu 17 lipca powiadomiono telefonicznie o tym fakcie Powiatowy Urząd Pracy”. Dalej ZUS pisze jednak, że mimo to p. Barbara powinna była jeszcze zawiadomić PUP sama. Gdybym dziś twierdziła, że powiadomiłam telefonicznie, to kto mi udowodni, że tak nie było - komentuje nasza bohaterka. Byłam święcie przekonana, że oba urzędy wymieniają między sobą informacje, tym bardziej, że 10 lipca minionego roku ZUS wydał decyzję o wstrzymaniu dalszej wypłaty świadczenia przedemerytalnego. PUP wydał zaświadczenie potrzebne do ubiegania się o emeryturę. Nie ma siły. Urzędnicy w urzędzie pracy mogli się łatwo zorientować, co jest grane - dodaje na koniec.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze