Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Złoty synek

15.01.2003 00:00
U większości gospodyń domowych w odkurzaczu najczęściej ląduje kurz. A u Surmów? - kamienie.

Gra rodzinna - tak u Oli i Wojtka Surmów nazwać można Go. Najpierw zaczynał Wojtek, ojciec Mateusza. Kiedy miał 20 lat przeczytał w gazecie o wodzisławskim ośrodku Go. Wybrał się któregoś dnia z kolegą na trening i został. Tam poznał, jak mówi, niezwykłego trenera Janka Lubosa. To jego zasługa, że wodzisławski ośrodek uważany jest za drugi w kraju - tłumaczy Wojtek. Cały ciężar organizacyjny dźwiga na sobie.

Opanowanie i koncentracja to podstawowe ceny, które potrzebne są w Go. Najlepiej więc, by na treningi zapisywały się tylko same ułożone aniołki? Ależ skąd. Wiem, że jedni z najgorszych uczniów stawali się bardzo dobrymi graczami, później zaś dobrymi uczniami. Nikogo nie można przekreślać - tłumaczy Aleksandra Surma, mama Mateusza. Sama też próbowałam grać. Brakuje mi jednak cierpliwości. Ale i tak „turystycznie” pogrywam sobie z synami i mężem.

Do dziś wspomina wspaniałe turnieje, na które wyjeżdżała najpierw ze swoim chłopakiem, później już mężem. Byliśmy w Rosji, Niemczech, Austrii, Czechach, Belgii, Francji i na Węgrzech. To były niezapomniane przygody. Czuliśmy się jak w wielkiej rodzinie, chociaż mało kogo znaliśmy. Rywalizacja jest tylko na planszy. Śpi się tanim kosztem, przeważnie u miejscowych uczestników turnieju, lub ich rodzin czy znajomych. U nas też kiedyś nocował jeden z graczy z turnieju, który odbywał się w Polsce. Siedzę sobie na tapczanie, oglądam film a tu wchodzi Wojtek z Japończykiem! Największy sukces Wojtka to drużynowe wicemistrzostwo Polski no i oczywiście sukces jego syna Mateusza.

Początkowo był trochę zły, że Mateusz nie przejawia zainteresowania jego ukochaną grą. Chciał bardzo, żeby syn poszedł w jego ślady. Pamiętam jak Mateusz był na dwóch treningach i wszystko przegrał. Bardzo się tym zniechęcił, chociaż wiadomo, że od razu się nie wygrywa. Trudno to jednak wytłumaczyć dziecku - wspomina Aleksandra.

W maju ubiegłego roku, nastąpił jednak przełom, coraz częściej pogrywał. W wakacje zaś Go stało się dla Mateusza bezgraniczną pasją.

Graliśmy z nim wszędzie. Nie było szans by na spacer wybrać się bez „sprzętu”. W najkrótszych wolnych chwilach musieliśmy z nim rozegrać partyjkę - wspomina mama.

Od września rozpoczął regularne treningi, w grudniu został Mistrzem Polski. Poszło błyskawicznie. Nawet tata się tego nie spodziewał. Zszokowany takim sukcesem zakazał synowi chwalenia się nim. Chciał by woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Skromność ponad wszystko - stwierdził. Nawet wychowawczyni Mateusza nie dowiedziała, że odniósł taki sukces. Mógł jedynie pochwalić się koledze z ławki szkolnej. I koniec.

Widziałam, że było mu bardzo przykro ale zagryzał zęby - wspomina mama.

Mistrzostwa odbyły się w Bielsku - Białej. Na nie także pojechał z tatą. Denerwowałem się nawet bardziej niż na własnych turniejach. Ciężko jest stać z boku. Wtedy bardziej widzi się możliwości gracza. Jak na przykład mógłby zagrać syn. Gra dobrze, na swe możliwości wiekowe. Na razie go jeszcze ogrywam. Na razie - śmieje się Wojtek.

Mateusz jest bardzo dobry z przedmiotów ścisłych. Trudno stwierdzić na ile mu Go w tym pomogło, bo trenować zaczął w zerówce, czyli na początku szkolnej edukacji. W mig pojął potrzebną tu tabliczkę mnożenia, widzę też, że gra go uspokoiła. Nie narzekam, to złoty synek - tłumaczy mama. No, teraz już na pewno.

Szkoda, że w Polsce ta gra nadal jest tak mało popularna. Nie ma w niej bowiem fartu, przypadku. Wygrywają najlepsi. To mi się podoba - twierdzi Wojtek. Sponsorzy się drzwiami i oknami nie cisną bo mało widowiskowa sprawia, że przychodzi na turnieje garstka widzów. A w Tokio na każdej ulicy jest klub Go. Na Orłowcu w Rydułtowach prowadziłem zajęcia z Go. Przyjechał tam nawet Japończyk, największy mistrz nad mistrzami na świecie z 9 danem zawodowym. Dzieci były zachwycone. Niestety, zajęcia zostały zlikwidowane.

Brat Mateusza - czteroletni Bartosz już zaczyna interesować się Go. Szczególnie zaś interesują go kamienie czyli pionki, którymi gra się na planszy. Układa je gdzie popadnie. Na stole, w łóżku, na podłodze. Idzie śladem Mateusza bo on też robił tak samo. Może rodzi się kolejny mistrz? Jedynie mama trochę narzeka. Kamienie wchodzą wszędzie - śmieje się. Regularnie wciągam je do odkurzacza.

Aleksandra Matuszczyk - Kotulska

  • Numer: 3 (155)
  • Data wydania: 15.01.03