MAŁE JEST PIĘKNE: OSP czyli ogniwo scalające pokolenia
Siedliska nigdy nie doczekały się swojego kościoła, nie miały punktu lekarskiego, apteki, rzemieślników ani posterunku policji, ale od 1945 roku była tu Ochotnicza Straż Pożarna, wokół której skupiało się życie społeczne i kulturalne mieszkańców. I tak jest do dziś.
Za mundurem żony sznurem
Historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Siedliskach zaczęła się 15 lipca 1945 roku za sprawą grupy zapaleńców, wśród których znaleźli się Karol Gaweł, Alojzy Gorecki, Antoni Paprotny, Wiktor Czogała, Paweł Wisner, Rafał Kalemba i Józef Stania. Włodarze gminy przyznali ochotnikom dotację na zakup kilku mundurów wyjściowych, a z inicjatywy Pawła Wisnera strażacy kupili niemiecki samochód półciężarowy „Framo”, który po wyremontowaniu mógł przewozić sprzęt i załogę. Długo się nim nie cieszyli, bo pewnej nocy ktoś skradł całe jego ogumienie i trzeba go było oddać na złom. Od tej pory motopompy i pompy przewożono na przystosowanej do tego celu przyczepie. Ponieważ ze względu bezpieczeństwa sprzętu nie można było trzymać w stodole, naczelnik Alojzy Gorecki wpadł na pomysł wybudowania remizy. W kronice OSP odnotowano, że jej prace rozpoczęto w 1951 roku a w kopaniu fundamentów naczelnikowi pomagała żona. Budynek oddano do użytku po 4 latach.
W 1967 roku w skład zarządu wchodzili: Maksymilian Mika (prezes), Karol Grzesik (naczelnik), Paweł Wizner (zastępca naczelnika) i członkowie zarządu: Józef Goldman, Rafał Kalemba, Ernest Czogała i Józef Kalemba. Zanim w 1977 roku strażacy z Siedlisk dostali z przydziału pierwszy wóz Lublin, wozem z koniem jeździł do pożarów Paweł Wizner, za co Gromadzka Rada Narodowa w Turzu zwolniła go z płacenia funduszu gromadzkiego.
Rok później do OSP Siedliska dołączył Jerzy Bartoń, który działał wcześniej w OSP Sławików i miał uprawnienia kierowcy. – Jak miałem 7 lat to tata zabierał mnie razem z bratem Jankiem na pochody, festyny i zebrania. On był strażakiem od kiedy tylko pamiętam, ale wtedy wyjazdów było dużo mniej i miały inny charakter, bo były głównie związane z rolnictwem, na przykład paliła się stodoła, albo siano. Nie było specjalistycznego sprzętu więc do wypadków komunikacyjnych OSP nie wyjeżdżało. Telefony były we wsi dwa: u sołtysa i w sklepie. Jak był pożar to ktoś z centrali dzwonił do domu sołtysa a on lub ktoś z jego rodziny biegł do remizy żeby włączyć ręczny sygnał alarmowy.
Jak sam już miałem rodzinę, to żeby nie było zwady w domu, zapisałem też do straży żonę. Ona ściągnęła inne żony moich kolegów i w ten sposób powstały drużyny kobiece. Zrobiła uprawnienia, więc często z nami wyjeżdża, a dodatkowo jest ratownikiem medycznym – mówi Krzysztof Bartoń.
Pani Ola w ratownictwie medycznym czuje się jak ryba w wodzie, bo od dziecka marzyła, by zostać pielęgniarką. 8 października 2019 roku była w pierwszej ekipie strażaków, którzy zjawili się w lesie koło Kuźni Raciborskiej gdy eksplodowały pociski artyleryjskie. Ratowała rannych saperów z patrolu rozminowania 6 Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic. W wyniku eksplozji dwóch mężczyzn zginęło na miejscu, kolejny zmarł w szpitalu, trzej pozostali zostali ranni. – To było najbardziej drastyczne zdarzenie, w którym uczestniczyłam. Udzielałam pierwszej pomocy potrzebującym i nie zapomnę tego widoku do końca życia – mówi Aleksandra Bartoń.
Największy pożar w powojennej Europie Środkowej
Remiza OSP Siedliska jest oddalona o 3 kilometry od miejsca, w którym wybuchł największy jak dotąd pożar w Europie Środkowej. Żywioł pochłonął 10 tysięcy hektarów lasów a walczyło z nim 10 tysięcy osób. Wszystko zaczęło się 26 sierpnia 1992 roku, gdy ok. 13.50 ktoś zgłosił, że pali się las w Solarni, przy torach kolejowych łączących Racibórz z Kędzierzynem-Koźle. Środa była kolejnym, bardzo gorącym dniem wakacji z temperaturami od 31 do 38° C, a ostatnie opady deszczu zanotowano tu w maju. Krzysztof Bartoń był tego dnia od rana w Rafamecie. Pracował wtedy jako kierowca mechanik w transporcie. Ponieważ gmina nie miała wtedy zaplecza hydrantowego takiego jak teraz, w razie pożaru wysyłała wozy gaśnicze po wodę do sieci Rafametu. Około 14.00 pan Krzysztof zauważył podjeżdżające jeden za drugim wozy strażackie i w końcu należącego do OSP Siedliska stara 25. Od razu wiedział, że coś się dzieje, więc wiele nie myśląc, wskoczył do samochodu i już do pracy nie wrócił. – Dostaliśmy rozkaz jechania od razu do Kuźni. Akcja gaszenia pożaru trwała wiele dni, ale w pierwszych godzinach panował totalny chaos. Nikt tego nie koordynował, nie mieliśmy wody do picia, jedzenia, żadnej łączności z domem. Kiedy zginęli nasi koledzy, my właśnie tankowaliśmy wodę. Nasze rodziny szybko dowiedziały się o tym, że jacyś strażacy spłonęli, ale nie wiedziały kto, więc przeżywały to bardziej niż my. Dopiero popołudniu, jak przyjechały straże wojewódzkie to na stadionie w Kuźni powstał sztab dowodzenia i ktoś zaczął nad tym panować. Urząd Gminy zorganizował dowóz picia i prowiant. Zjechaliśmy następnego dnia popołudniu i potem podmienialiśmy się co 12 godzin. Pamiętam, że kilka razy byliśmy w trudnej sytuacji. Którejś nocy pod Rudami, w wąskiej drodze przy młodniku, nagle zaskoczył nas ogień. Uciekliśmy na skrzyżowanie, ale jedno z aut skręcając wpadło do rowu i odcięło możliwość przejazdu całej kompanii. Na szczęście udało nam się wezwać przez radio żołnierzy, którzy opancerzonym wozem wyciągnęli z rowu samochód. Skończyliśmy działania po tygodniu, gdy zaczął padać deszcz – wspomina druh Bartoń.
Za szczególną ofiarność i bohaterstwo w akcjach ratowniczo-gaśniczych w roku 1992 w ochronie zagrożenia życia i mienia, Prezydium Zarządu głównego Związku OSP RP nadało dwudziestu strażakom z Siedlisk Złoty Medal „Za zasługi dla pożarnictwa”. Byli wśród nich: Karol Grzesik, Andrzej Grzesik, Franciszek Cyfka, Jerzy Bartoń, Krzysztof Bartoń, Jan Bartoń, Józef Szymik, Hubert Szymik, Rafał Kalemba, B. Kalemba, Leszek Polak, Bogdan Polak, Piotr Groborz, Zbigniew Miś, Jan Mrozek, Andrzej Grzesik, Jan Czogała, Marian Czogała, Tomasz Czogała i Jan Kubik. – Miałem w swoim życiu wiele trudnych akcji, bo oprócz służby w OSP, przez 25 lat pracowałem w zawodowej straży w Raciborzu. Nauczyłem się tego, żeby tych drastycznych obrazów nie zatrzymywać w pamięci, nie wracać do nich, ani o nich nie rozmawiać – mówi Krzysztof Bartoń i podkreśla, że zarówno on jak i jego koledzy wciąż mają zapał do tego, by działać na rzecz lokalnej społeczności.
Strażacka rodzina
Strażacy pamiętają nie tylko o wielkim pożarze, ale i o powodzi w 1997 roku, podczas której zalane zostało Turze, Budziska, Ruda i połowa Siedlisk. W remizie od razu zorganizowano centrum dystrybucji żywności dla potrzebujących. Sztab ludzi wszystko pakował i przewoził do mostu, skąd łodziami dostarczano je powodzianom. Strażacy pracowali wtedy wiele tygodni niosąc pomoc mieszkańcom i usuwając skutki powodzi. – Nie mieliśmy sprzętu pływającego, brakowało pomp, butów gumowych i suchych ubrań strażackich na zmianę. Bywało i tak, że chłopaki ze staży byli w akcji, a ich domy w tym czasie zalewało, ale zawsze myśleli najpierw o innych. Dużą pomoc mieliśmy od wojska, które dysponowało amfibiami – mówi Krzysztof Bartoń.
Sytuacja powtórzyła się w 2010 roku, gdy po ulewnych deszczach zalana została Ruda, a nurt wody był tak wartki i pływało w niej tyle drzew i gałęzi, że łodzie strażaków nie zdawały egzaminu. Wezwano na pomoc wojsko a remiza OSP w Siedliskach znowu stała się centrum koordynacji akcją ratunkową. To tu odbywała się dystrybucja żywności, suszenie ubrań i tu odpoczywali żołnierze i ochotnicy.
W jednostce służyły i służą całe rodziny ochotników i ich kolejne pokolenia. Razem wyjeżdżają do akcji i razem organizują życie lokalnej społeczności, która integruje się podczas festynów, zawodów strażackich, zabaw i wycieczek. Tradycją stał się organizowany w ramach ćwiczeń przeciwpowodziowych spływ łódkami rzeką Rudą, który odbył się pierwszy raz w 1996 roku. Na jego zakończenie organizowane jest wspólne ognisko i zabawa. A jeśli ktoś myśli, że czyny społeczne skończyły się w czasach PRL-u, to powinien zobaczyć plac zabaw i rekreacji w Siedliskach, który jest kolejnym pomysłem strażaków – ochotników. Zrobili go właśnie w czynie społecznym w 2003 roku. W wrześniu 2015 roku byli z kolei organizatorami pierwszych w historii miejscowości Dożynek Powiatowych, które wraz z mszą polową odbyły się na boisku przy OSP.
Dziś OSP Siedliska są jedną z najlepiej wyposażonych jednostek w powiecie raciborskim, działającą w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, ale jej największą wartością są od lat ludzie, którzy nie tylko chronią życie i zdrowie mieszkańców dbając o ich bezpieczeństwo, ale i potrafią ich wokół siebie jednoczyć.
Katarzyna Gruchot
Najnowsze komentarze