Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Niepokorny erudyta pod jarzmem partyjnej polityki cz. 14

20.06.2023 00:00 red

Wykłady Józefa Grabowskiego były czymś na kształt tworzenia: do pewnego stopnia jego lekcje można było porównać do pracy artysty ociosującego chropowaty, nijaki kamień, z którego, po jakimś mozolnym w trudzie realizacji czasie zaczynał się wyłaniać założony przez twórcę kształt. Stopień, ocenę u Grabowskiego otrzymywało się za umiejętność logicznego myślenia i przedstawienie powstania przyczyn zadanej w pytaniu kwestii oraz za jej skutki dla późniejszego okresu. Nie wymagał dokładnych dat. Wystarczyło, omawiając, czy opisując zadany problem umiejscowić go w epoce, w zawężonej dla czasu jego istnienia porze. Lekcje profesora Grabowskiego nie były nużące, były wspaniałą podróżą w czasie i przestrzeni, solidnie przygotowujące uczniów do ich samodzielnej przyszłości, uczące optymizmu do życia, wyrozumiałości i tolerancji do innych.

Po drugiej wojnie Grabowski oficjalnie nie uznawał polskich podręczników do historii. Radził na lekcjach notować treść swoich wykładów, ważniejszy materiał dyktował. Należy tutaj zwrócić uwagę na jego szczególną uczciwość i odwagę: w tamtych latach głosił prawdę o Katyniu. Informacje o tej zbrodni Stalina miał z „pierwszej ręki” od znajomego prozaika, Ferdynanda Goetla. Znał Goetla sprzed wojny, spotykał się z nim również podczas okupacji.

Goetel czas wojny spędził, podobnie jak Grabowski, w Warszawie. W swoich zapiskach notował wypadki życia literackiego okupowanej stolicy, ukazując jej dzień powszedni. Dzielił się w nich obserwacjami na temat stronnictw politycznych, zwłaszcza wywodzących się z obozu piłsudczyków. Przedstawił dramat Żydów i tragedię Getta, także przebieg i upadek powstania warszawskiego. Ale wydarzeniem, jakie zaważyło na całym późniejszym życiu pisarza, było jego uczestnictwo w komisji badającej sprawę mordu dokonanego przez NKWD na oficerach polskich w Katyniu. Goetel opisał przebieg swojej obecności w lasku katyńskim, gdzie jako pierwszy Polak, w roku 1943, był świadkiem dokonywanych tam przez Niemców ekshumacji.

Grabowski wspominał, że będąc we Francji odwiedzał Aragona i Cocteau. W Londynie spotkał Shaw'a. I, że prowadził z nimi przed wojną korespondencję. O Cocteau zwierzył się na wiadomość o jego śmierci w 1963 roku. Poznał go w Paryżu w 1935 roku. Tyle tylko sam powiedział. Domysły nasuwają się same: skądinąd wiadomo, że Grabowski nie lubił pisać listów; jeżeli wyznał, że prowadził z kimś korespondencję, to musiała być to wyjątkowa znajomość

Ze szkoły średniej wyniósł świetną znajomość języka niemieckiego, francuskiego i łacińskiego. Na kanwie tego ostatniego, jeszcze w trakcie studiów nieźle poznał włoski, niewiele lat później dobrze mówił i czytał w innych językach romańskich. Posługiwał się doskonałą ruszczyzną; był specjalistą – amatorem w języku staroruskim. W latach dwudziestych poznał dość dobrze angielski i szwedzki. Nawet w Budapeszcie potrafił nieźle dogadać się w miejscowym języku. Wspominał, że w lepszym poznaniu wielu języków przeszkadzała mu znajomość... łaciny, a także niemieckiego, francuskiego i włoskiego ponieważ wystarczyło znać tylko te języki, by wszędzie w świecie móc się zupełnie swobodnie poruszać. Ale mówił również: „Likwidacja nauczania języka łacińskiego w polskich szkołach po 1945 roku zainicjowała zachwaszczanie polszczyzny”.

Bodajże w 1950, czy w 1951 roku, podczas wykładu z historii na wieczorowym kursie liceum dla dorosłych, Grabowski wyraził swój, naukowo zresztą dość uzasadniony pogląd, że w Polsce to tak po prawdzie nie było ustroju feudalnego. Jeden ze słuchaczy, późniejszy wieloletni wykładowca w raciborskim Studium Nauczycielskim, pochwalił się tym wnioskiem Grabowskiego w powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa. I nagle okazało się, że Grabowski nie ma odpowiednich kwalifikacji, politycznych zapewne, bo głosząc podobne tezy stał się nagle wrogiem ludu. Przestał mieć możliwość pełnienia funkcji dyrektora szkoły średniej.

Charzewski przejął jego stanowisko, wicedyrektorami zostali: Kapuścikowa i Wachtarczyk. Grabowski, choć dobrze, że uniknął procesu politycznego, został zmuszony do odejścia z „Kasprowicza”. Ten cios przeżył wyjątkowo głęboko. Prawdopodobnie od tamtego czasu zaczął miewać kłopoty z sercem. Przeszedł do koedukacyjnego drugiego liceum raciborskiego, dzisiaj imienia Adama Mickiewicza, jakim wówczas kierowała Irena Ścibor-Rylska. W tej szkole uczył historii, literatury, a w godzinach pozalekcyjnych, nadobowiązkowej, ale oficjalnie dozwolonej po 1956 roku – łaciny. Pracował tam, już jako szeregowy nauczyciel, prawie dwadzieścia lat.

Każdego dnia tygodnia, w upał, w deszcz, podczas zawieruchy zimowej, jego wysoka, krzepka sylwetka przemierzała w obie strony około sześciokilometrową trasę. Nienagannie schludnie, zawsze elegancko ubrany, z nieodzowną teczką z jasnej, beżowej skóry, trzymanej w obu dłoniach rąk przełożonych za siebie, nigdy z opuszczoną głową, spoglądający na mijających go przechodniów z uśmiechem na ustach i w źrenicach wyglądających z życzliwością zza mocno minusowych szkieł w drucianej oprawie, z czasów lat czterdziestych, wojennych jeszcze, dziarskim krokiem maszerował, rano od placu Jagiełły, przy którym wtedy Grabowscy mieszkali, ulicą Sienkiewicza, dalej obok dużego parku miejskiego z ogromnym stawem, potem całą Waryńskiego, częścią Opawskiej i kawałkiem Ocickiej, późnym popołudniem – w odwrotnym kierunku.

W powojennych latach Grabowscy opiekowali się wnukami, dziećmi przybranego syna, Stanisława. Do czasu ukończenia szkoły średniej one również mieszkały w Raciborzu, przy placu Jagiełły. Dziadka nazywały „Lulki” – z powodu jego nieodłącznie z nim związanej, wiecznie pykającej fajki i częstego recytowanej im ballady „Pani Twardowska”.

Stanisław Mleczko wspominał też, że Józef Grabowski bardzo intensywnie poświęcił się pracy wśród ludu śląskiego. „Bardzo często wyjeżdżał w okolice Raciborza, do chłopów. Miewał z nimi pogadanki na przeróżne tematy, społeczne, polityczne, gospodarcze. Często używać musiał języka niemieckiego, na przykład w takich Pietrowicach Wielkich, czy Miedonii, gdzie mieszkało wielu autochtonów nie znających języka polskiego. Gdzie indziej w porozumiewaniu się z ludźmi pomagał sobie rosyjskim: w Kietrzu, w Głubczycach... tam większość stanowili repatrianci z ZSRR. Wszędzie, gdzie Grabowski „agitował”, powstały wyjątkowo znakomicie, przez lata działające spółdzielnie rolnicze. Włączył się również w działalność Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Czasem utyskiwał na trud, jaki ta jego praca oświatowo-polityczna wniosła w jego już podeszły wiek. W tamtych latach nie było komunikacji, po terenie jeździło się furmankami, bryczkami, rzadko trafiał się jakiś wojskowy gazik. Prelegent długie trasy przemierzał wiele razy pieszo.

Grabowski był osobowością rzutką i jak to się mówi... animal sociale. Władze szybko się poznały na jego kulturze, na jego wiedzy i doświadczeniu życiowym. Rychło stał się członkiem Rady Narodowej, radnym, przewodniczącym komisji kultury był już do końca życia, aczkolwiek w kilku ostatnich miesiącach nie mógł już uczęszczać na zebrania i prowadzić czynnej działalności społecznej dla dobra miasta, ponieważ zmogła go choroba serca.

Co najważniejsze, był to człowiek nadzwyczaj, nadzwyczaj skromny, niewiele o sobie mówił, czy o swojej działalności w latach minionych, był prawdziwym humanistą, o czym świadczy jego podejście do własnych obowiązków, do ludzi, którymi kierował, jakich wychowywał, jego podejście do pracy społecznej. Nie sposób pominąć tę postać milczeniem”.

Pracując do końca w ukochanym przez siebie zawodzie, Józef Grabowski zmarł w 1971 roku. Pochowany został na cmentarzu bytomskim. Życzył sobie pozostać wśród Ślązaków. Jego żona, od 1969 roku spoczywa na warszawskich Powązkach.

Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.

  • Numer: 25 (1624)
  • Data wydania: 20.06.23
Czytaj e-gazetę