Prowadząc pociąg, lubią śpiewać. Marcin Antosz i Dominika Poladowska gościli na Kasprowicza
Maszynista i maszynistka spotkali się z czytelnikami w raciborskiej bibliotece. Oboje piszą – on bloga, ona na Instagramie. Antosz wydał książkę, Poladowska jest popularna w Internecie. 15 lutego w książnicy opowiadali, jak wygląda ich praca i co należy zrobić, żeby pójść ich zawodową ścieżką.
Kiedyś maszynista kończył szkołę kolejową, ale dziś wystarczy mu wykształcenie zawodowe. Warunkiem jest przejście badań medycznych, zwłaszcza wzrok musi być sprawny. – Dlatego po 50-tce maszyniści obawiają się tych badań – przyznał Marcin Antosz w Raciborzu. Wymagana jest też specjalna licencja maszynisty. Jeśli nie funduje jej przewoźnik (forma „lojalki”, którą trzeba odpracować), to obciąża kieszeń kandydata do zawodu. To wydatek rzędu 5000 zł. Antosz sądzi, że to pewna bariera dla zainteresowanych tym zawodem. Zwłaszcza że początkowe zarobki są na poziomie płacy minimalnej nawet przez 2 lata.
Potrzebne jest jeszcze świadectwo – według Antosza sztuczny twór, wprowadzony od niedawna.
Czy jest dużo chętnych do tej pracy? Spostrzeżeniem podzieliła się tu Dominika Poladowska, która opowiedziała, jak przed 10. laty organizowano 2 czy 3 kursy w ciągu roku na uzyskanie licencji. Kiedy ona się starała, było 10 chętnych, ale na innych kursach nawet 40 osób. Jednak przez badania lekarskie potrafiło przejść z dobrymi wynikami zaledwie 5 osób.
Czy zarobki maszynisty są zadowalające? – Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam, bo w tym zawodzie są jedne z lepszych. Jednak patrząc na ryzyko, na wymagania, to wypłata powinna być wyższa – stwierdził Antosz.
Marzył o Intercity
Jak wygląda początkowa ścieżka kariery maszynisty? Gdzie trafiają nowicjusze? Zdaniem Antosza nowi maszyniści dzieleni są po równo – jedni idą do ruchu pasażerskiego, inni do towarowego. – Każdy ma jakieś wyobrażenie o tej pracy. Ja zawsze chciałem pracować w Intercity, choć miałem ofertę zatrudnienia w ruchu towarowym. Chodzi o motywację do dokonania wyboru. Jak się zatrudniałem, to nie miałem pojęcia o wielu rzeczach. Wydawało mi się, że Intercity są fajne, ekspresowe, dalekobieżne. Tak postanowiłem i tam się zgłosiłem. Czy mi się spodobało? Jakby tak było, to bym nie zmienił tej pracy na ruch towarowy – odparł M. Antosz.
Poziom wynagrodzeń maszynistów rośnie według rodzaju obsługiwanego ruchu i nabierania przezeń doświadczenia. Na etapie szkolenia pracownika jest to minimalne wynagrodzenie. Tu zdaniem Antosza obowiązki i odpowiedzialność sprawiają, że zachodzi niedowartościowanie tego zawodu. – Dla tych, co dopiero zaczynają pracę zawodową, to jest normalne, ale dla takich, którzy zmieniają zawód, jest to trudny okres, zwłaszcza jeśli mają rodziny – oznajmił maszynista. W komentarzu pytającego o to uczestnika spotkania usłyszał, że podobnie jest z ratownikami medycznymi. Ci po czteroletnich studiach mają zarobki, które „nie wyglądają najlepiej”.
Wezwanie na telefon
Dominika Poladowska jest młodą mamą. Kiedy pracuje 8 godzin dziennie, to po tym czasie trzeba jeszcze odstawić lokomotywę i wrócić z trasy do domu innym pociągiem. Z ośmiu godzin robi się dwanaście. Ocenia, że pół miesiąca spędza w pracy, a drugie pół – w domu. Czasem pracuje 4 dni z rzędu, żeby mieć po nich tydzień wolnego.
Antosz sam zgłasza, kiedy chce mieć wolne. Do dyspozycji jest pod telefonem. Pracodawca podwozi go i odwozi samochodem. To zajmuje niekiedy pół godziny, a niekiedy trzy godziny – zależy, gdzie skończy jego poprzednik. Gość biblioteki przyznał, że „robi same dwunastki”, czyli prowadzi lokomotywę 12 godzin.
W przeszłości każdy maszynista był niejako przypisany do konkretnej lokomotywy. – Znam to z opowieści. Wtedy w kabinie były dywaniki, taki drugi dom, szklaneczki i talerzyki. Było takich trzech maszynistów na jedną maszynę. Teraz każda jest dla wszystkich – tłumaczył autor książki. Kursy są tak planowane, żeby maszynista znał już trasę. Tylko w sytuacjach awaryjnych można jechać bez tej wiedzy – wtedy z niższą prędkością.
To jest wpisane w ten zawód
Antosz przyznał, że parę razy otarł się o sytuację wypadkową. – Było blisko parę razy. Ludzkich ofiar dotąd nie miałem. Najczęściej pod pociąg wpada zwierzyna, ptaki. Jednak takie sytuacje są wpisane w ten zawód i czekam. Wszystko przed nami – przyznał pan Marcin.
Na spotkaniu przypomniano wypadek z okolic Raciborza, który Antosz znał. – To był mój kolega. Biegły go wsadził na minę i skazano go w zawieszeniu. Później ten biegły przyznał, że oceniał sytuację, jakby maszynista prowadził autobus i ten ekspert okazało się, że nie znał dobrze naszej profesji. Kolegę później uniewinniono, ale zdrowie, nerwy stracił, nie wrócił do zawodu – stwierdził.
Hamulec w miejscu gazu
W wypowiedziach na temat lokomotyw, które prowadzi, wspomniał, że większość jest podobnych do siebie, ale miewał sytuacje, gdzie w jednej maszynie hamulec był po prawej, a gaz po lewej, z kolei w innej na odwrót. Kiedy jeździł Kolejami Śląskimi, zmiany taboru były częste i w takich przypadkach trudno było się od razu przestawić na nowy układ.
Uczestników interesowały też autonomiczne pociągi, gdzie maszynistę zastępuje automat. – To nie w Polsce. Jak obserwuję, jak idą zmiany na kolei, to tego nie widzę. Metro warszawskie ma możliwość autonomicznej jazdy, ale tak nie jeździ. Ten system jest w powijakach. Sądzę, że nie prędzej niż za 20 – 30 lat możemy tego doczekać. Owszem, jest to oszczędność na ludziach, ale jak się coś zepsuje to i tak człowiek jest potrzebny, a elektronika lubi się psuć – zaznaczył Antosz.
Szok! Baba kieruje
W której lokomotywie jeździ się najlepiej? – W wygodnej – odparł Antosz, a Dominika Poladowska dodała, że w takiej, żeby było w niej ciepło zimą, a chłodno latem.
Maszynistkę pytano, jak się odnajduje w zawodzie zdominowanym przez mężczyzn?
– W Lesznie jeżdżę sama, na 20. facetów. W Poznaniu są cztery panie. Fajnie jest zobaczyć drugą kobietę, jak się mijamy. Słyszę uwagi: baba jeździ, ale czemu miałaby nie jeździć? Daję radę. Czasem widzę ten szok. Machają mi w oknach na nastawniach, czy specjalnie wywołują na łączności. Bywa też krytyka, że pociąg nie jedzie, bo baba kieruje.
Mowa była także o sposobach na koncentrację maszynisty. Jego forma zależy od dnia, czasem koncentracja „leży i kwiczy”. Pomagają kawa, słodycze, żeby zachować trzeźwość umysłu. – Otwieranie okna dużo daje. Jednak nie mam super sposobów na to, jak się koncentrować – przyznał Marcin Antosz. Mówił, że lubi puścić rockową muzykę z Eska Rock, albo Złotych Przebojów. Obydwoje z maszynistów powiedzieli, że lubią w kabinie pośpiewać. – To zwłaszcza pomaga w nocy, kiedy oko leci. W lokomotywie są kamery z nagrywaniem dźwięku, więc ci, co przeglądają nagrania, mają czasem ubaw – uśmiechnął się bohater spotkania.
Dobre zdrowie i cierpliwość wymienił jako najważniejsze w zawodzie. – My jesteśmy tylko trybikiem w tej pracy – podkreślił. Nawiązał do swego bloga, którego książka „Opóźnienie może ulec zmianie” była rozwinięciem. W międzyczasie doszły nowe historie, które można opowiedzieć. Czy zatem powstanie kontynuacja? – Mógłbym teraz coś dopisać o ruchu towarowym, ale co życie przyniesie, to jeszcze zobaczymy – podsumował Marcin Antosz.
Marek Walczuch z biblioteki dodał na koniec, że placówka otwiera się na różne branże, zawody, po to, by tworzyć przy Kasprowicza lub w filiach nowe przestrzenie do dyskusji wśród czytelników.
(ma.w)
Najnowsze komentarze