Sobota, 28 grudnia 2024

imieniny: Teofili, Godzisława, Antoniego

RSS

Adrian Krzemień dogonił lisa w Żerdzinach. Jechał na Karino przy muzyce z serialu Karino

04.10.2022 00:00 red

Tuż po tym, jak uciekający z lisią kitą Jakub Niedbała ruszył z trzeciej „lisiej nory” Adrian Krzemień dzierżył w dłoni trofeum gonitwy. Zwycięzca nie musi czekać rok ze zmianą roli ze ścigającego na uciekiniera, bo sam będzie lisem w październikowej gonitwie w Kornowacu.

W zdominowanej przez panów gonitwie żerdzińskiej jechały także amazonki i był jeden mundurowy. – Proszę ustawić konie zadem do Raciborza – prosił uczestników Dariusz Franiczek ze Stajni Podkowa, gdy ci stawali do pamiątkowego zdjęcia.

Trudniej uciekać

Tradycyjnie, zanim doszło do decydującego ścigania, jeździec-lis trzy razy schronił się do tzw. lisiej nory, czyli stref, w której może odpocząć. Po trzeciej przerwie zaraz po wyjeździe dopadł Niedbałę jego kolega Adrian Krzemień z Kornowaca. Taki przebieg rywalizacji przewidział D. Franiczek. – To nie jest takie łatwe skutecznie uciekać przy tak zaawansowych jeźdźcach, których dziś jest tu niemało – oceniał.

Muzyka z galopem

O emocjonujące tło muzyczne zadbał spiker zawodów Witold Kolowca. Prezentował znane melodie z kultowych seriali polskiej produkcji jak „Czarne chmury” czy „Karino”, a także piosenkę o małym rycerzu z „Pana Wołodyjowskiego”.

– Wszystko było fair, nie odnotowałem żadnych zastrzeżeń – podsumował gonitwę jej master Gerard Marcinek. Podkreślał swoje zadowolenie z dyscypliny jeźdźców, których nie poniosła fantazja.

– To była fajna gonitwa, a że lisem został Adrian, to wiem, że kolejna gonitwa zapowiada się emocjonująco – dodał.

Bez przykrości

D. Franiczek cieszył się, że było „choć szybko, to bezpiecznie”. – To ważne, że nie było żadnego upadku, wypadku – podkreślał. Cały czas obecna na miejscu była ratowniczka medyczna, na co dzień pracująca w szpitalu rejonowym.

Po rozstrzygnięciu gonitwy wszyscy uczestnicy odbyli podwójną rundę honorową przy dźwiękach słynnego Marszu Radeckiego.

– Muszę przyznać, że jechała tu sama elita z naszej okolicy. Lubimy spotykać się na hubertusach i rywalizować ze sobą. Dzięki temu robimy to największe show tych imprez. Za rok będę uciekał, a to jest ta najgorsza fucha. Wygrałem, bo byłem we właściwym miejscu, ale szczęście też się przydało – podsumował Adrian Krzemień.

(ma.w)

  • Numer: 40 (1587)
  • Data wydania: 04.10.22
Czytaj e-gazetę