Pleśna w cenie Egiptu? Najstarsi radni dziwią się pomysłom Wacławczyka
Na wieść o stratach rzędu 500 tys. zł jakie wyrządzał budżetowi Raciborza obóz w nadmorskiej Pleśnej, radni Henryk Mainusz i Mirosław Lenk zaczęli odpytywać wiceprezydenta Wacławczyka o szczegóły i pomysł na wypoczynek dzieci z Raciborza nad morzem.
Przed kwietniową sesją rady miasta Dawid Wacławczyk przypomniał jak przed rokiem, w formie prezentacji w komisjach, przekonywał, ile naprawdę kosztuje podatników obozowisko w Pleśnej. Nie brał pod uwagę tylko zapisu w budżecie miasta, ale dodatkowe koszty jak np. angażowanie urzędnika z wydziału edukacji w sprawy organizacji obozu czy opłacanie mieszkającej obok obozu mieszkanki Pleśnej, która dogląda obiektu przez cały rok.
Wyjątkowe zarobki
Słuchając tych wyjaśnień na posiedzeniu komisji budżetowej radni Mainusz i Lenk kręcili głowami. Pierwszy kpił, że zarobki urzędnika i pani znad morza musiały być wyjątkowo wysokie, skoro potrzeba było aż pół miliona złotych. M. Lenk dorzucił, że jak wszystko policzyć, a zwłaszcza remonty prowadzone w obozowisku, to suma byłaby jeszcze okazalsza.
– Nigdy nie było dopłat miejskich do pobytu dzieci czy dorosłych nad morzem. Za to płacili rodzice czy osoby tam wyjeżdżające. Gmina utrzymywała za to infrastrukturę obozową, m.in. przez dozór pani Grzybowskiej, która ma dom obok naszego obozu. To już praktyka ponad dwudziestoletnia – zaznaczył Mirosław Lenk.
Wacławczyk spytał Lenka, czy ten ma jakieś dokumenty finansowe na potwierdzenie swoich tez. – A może tylko się tak panu wydaje? – dopytywał. Były prezydent odparł, że jest pewien, że póki pracował w magistracie – do 2018 roku Miasto nie dopłacało do wypoczynku w Pleśnej. – Wiem, co mówię – podkreślił*.
Szokująca informacja
Przy swoim obstawał też D. Wacławczyk. Według jego wyliczeń, koszty w 2019 roku wyniosły od osoby 1500 zł, a opłata pobierana od obozowiczów jedynie 900 zł. – Dla mnie była to szokująca informacja – zauważył. Dodał, że w biznesie wszystko trzeba policzyć.
Kto za to zapłaci?
Panowie spierali się w kontekście powierzenia przez OSiR organizacji obozowiska prywatnej firmie. Cena zbliża się do 2000 zł, co skłoniło radną Ludmiłę Nowacką do porównania oferty z wczasami w Egipcie.
Lenk był ciekaw czy nowy organizator obozu pokryje też koszty czynszu dzierżawnego dla Urzędu Morskiego (wcześniej w Słupsku, teraz w Gdyni), któremu podlega teren raciborskiego obozowiska, „panią Grzybowską” i niezbędne po sezonie remonty obiektu.
Wacławczyk mówił, że realizuje swoje zamiary. Mówił o tym od objęcia stanowiska, że zmierza powierzyć organizację obozowiska podmiotowi z zewnątrz. Najlepiej organizacji pozarządowej, może harcerzom. W pandemii już dokonano zmian i obóz działał jako ośrodek wypoczynkowy dla wszystkich chętnych. – To stało się już za wiceprezydenta Fity. Wtedy OSiR osiągnął górkę finansową, zamiast wcześniejszych strat Miasta – tłumaczył pierwszy zastępca Dariusza Polowego.
Nie ma miejsca na biznes
Dla Mirosław Lenka Pleśna nigdy nie była w samorządzie raciborskim przedsięwzięciem biznesowym. – To była forma spędzenia wakacji przez dzieci z Raciborza i nie tylko, organizowana trochę pod kątem wypoczynku z rodzin mniej zamożnych. To była taka działalność społeczna, wychowawcza. Jak miałby to być biznes to powinniśmy zrezygnować z dzierżawy w Pleśnej – stwierdził Lenk na forum komisji budżetowej, gdzie toczyła się dyskusja.
Wacławczyk polemizował. Jego zdaniem przy Pleśnej nie obowiązywała forma socjalnego wsparcia, bo nie stosowano przy zapisach na obóz kryterium dochodowego. – Czy wyjazdy na obóz należy kontynuować? Tradycja raciborska to uzasadnia i ja nie zamierzam tego skomercjalizować. Za obiekt, za jego utrzymanie nadal będzie odpowiadać Miasto – podkreślił wiceprezydent.
– Ale zarabiać na takim miejskim obozie będzie prywatna firma – skomentował z sarkazmem Mirosław Lenk. Dodał, że jak ktoś zaczyna zarabiać na raciborskim, wspólnym mieniu to trzeba się zastanowić nad takim tematem.
Błąd z dorosłymi
D. Wacławczyk wyjaśnił, że do OSiR zgłosił się organizator obozu, tak jak każdy mógł się zgłosić. – Ośrodek ma zarobić: na kucharki, na media, na konserwatora. – Zarobić czy pokryć koszty? – dopytywał Lenk. – Liczę, że zarobi, tak jak w 2021 roku – odpowiedział wiceprezydent.
Podał przykład funkcjonowania kempingu w Oborze i aquaparku, gdzie OSiR też wynajmuje domki i tory na basenie prywatnym firmom i tak na nich zarabia.
– Dzięki takiemu rozwiązaniu zaoszczędzimy w Pleśnej i zainwestujemy w tamtejszą infrastrukturę – przekonywał Wacławczyk.
Lenk oraz radny Leon Fiołka zwrócili się do D. Wacławczyka o przedstawienie komisji jego szczegółowych wyliczeń kosztów obozowiska w Pleśnej.
Przy okazji były prezydent przyznał, że popełnił błąd, przyzwalając na wykorzystywanie obozu przez dorosłych i rodziny. Doszło do tego, kiedy nie można było zorganizować dziecięcych turnusów w sierpniu i do Pleśnej zaczęli jeździć pracownicy samorządu. – Miałem wątpliwości i dziś uważam, że to było złe. Pleśna powinna być tylko dla dzieci i młodzieży – podsumował były włodarz Raciborza trzech kadencji.
(ma.w)
Różnica na minus
Już po publikacji artykułu o sporze na linii Lenk–Wacławczyk skontaktował się z redakcją I wiceprezydent Raciborza prosząc o dodanie do treści jego stanowiska, którym polemizuje ze zdaniem byłej głowy miasta:
W 2018 roku różnica pomiędzy wpłatami pobranymi od uczestników obozu a całością kosztów związanych z utrzymaniem miejsca i organizacją obozu w Pleśnej wyniosła minus 283 541 zł. Koszt dzierżawy terenu i pracowników zaangażowanych w obóz i obozowisko wyniósł wtedy 118 645 zł.
Widać, zatem że pozostała różnica dalej wynosi minus 164 896 zł. A to oznacza tyle, że z budżetu dokładano także do organizacji obozu, gdyż pobierane od uczestników wpłaty nie pokrywały ponoszonych przez miasto kosztów.
Taka działalność budzi wątpliwości i pytania zarówno w kwestii sprawiedliwości społecznej (dlaczego miasto dopłacało do wypoczynku wybranej, wąskiej grupy odbiorców, wcale nie pochodzącej z rodzin o najniższych dochodach), jak i natury prawnej – przedstawiając ofertę obozu o cenie dumpingowej.
(ma.w)
Najnowsze komentarze