Jak jedna rodzina – Polska i Ukraina
W muzeum zamieszkali uciekinierzy z Odessy. Zadzwoniła mi z tą informacją Ukrainka Antonina, którą poznałem na raciborskim wiecu poparcia dla Ukrainy. Ona była szczęśliwa, że jej krewni znaleźli schronienie w Raciborzu. Mówiła mi też o wdzięczności: dla pana Romana z Muzeum, pani Marzeny Korzonek i dla prezydenta miasta.
W słoneczne sobotnie popołudnie dzwonię do dyrektora muzeum z pytaniem, czy mogę porozmawiać z uciekinierami. Przepraszam, nie mogę rozmawiać właśnie wnoszę meble do ich mieszkania, ale proszę przyjść – słyszę w słuchawce. Gdy przyszedłem na miejsce, meblowóz właśnie odjeżdżał. Wszedłem przez niedomknięte drzwi.
Lody i dentysta
W mieszkaniu panował mały rwetes. Do chwili, gdy zapytałem o Antoninę byłem jak „niewidzialny”. Małe dzieci biegały między pokojami. Kobiety z Ukrainy w jednym pokoju o czymś rozmawiały. W drugim Romuald Turakiewicz z Marzeną Korzonek rozmawiali o nowej wykładzinie, która powinna znaleźć się w tym dawnym pokoju magazynowym gdzie teraz jest Julia z dziećmi. Obecna tam wolontariuszka zaoferowała, że kupi potrzebną wykładzinę.
Mnie nadal tam jakby nie było. Dzięki temu widziałem, jak Marzena Korzonek chwilę później zapanowała nad biegającymi dziećmi komendą: To co, idziemy na lody? Dzieci stanęły, spojrzały na panią Marzenę potem na siebie. Marożennoje? To była większa wyprawa, bo tego dnia dzieci były jeszcze w Lilu Play i na spacerze. Prezes sądu zabrała jeszcze ze sobą Kristinę, jedną z mam, na wizytę u stomatologa oferującego pomoc dla uchodźców w Raciborzu. W dwupokojowym mieszkaniu zrobiło się luźniej. Korzystając z tej okazji zapytałem pozostałe panie o Antoninę.
Mówiły prosto z serca
Tego samego dnia wieczorem miałem okazję spotkać się z uchodźcami z Odessy i Antoniną w służbówce muzeum. O dziwo, przy stole w kuchni zmieściliśmy się wszyscy. Była Antonina, która od paru miesięcy pracuje z jednej z raciborskich fabryk oraz nestorka grupy Eugenia, Marianna, Kristina, Julia i Agata (9 miesięcy). Czasami w kuchni pojawiały się dzieci: Ariom (10 l.) i Arina (4 l.); Erika (3 l.)
Uraczono mnie herbatą. Na stole była otworzona bombonierka z Mieszka. Panie pilnowały, by w mojej filiżance była zawsze gorąca herbata. Nie wiem dlaczego, ale miałem skojarzenie z ceremonią popijania herbaty opisanej w którymś z dramatów Czechowa. Nie musiałem o nic pytać. Mało pytałem. Panie opowiadały o tym co je spotkało. Jak dotarły do Polski, do Raciborza. Kobiety nie wchodziły sobie w słowo. Nie poprawiały wypowiedzi poprzedniczki. Mówiły prosto z serca.
Jak jedna rodzina
Antonina rozpoczęła. Nie byłem przygotowany na takie słowa. Antonina mówiła spokojnie: My chcemy wyrazić naszą wdzięczność narodowi polskiemu za dach nad głową, za gościnność, za serdeczność, za to, że polski naród przyjął nas, Ukraińców, do swojej rodziny. My teraz jesteśmy jak jedna rodzina. Wy jesteście dobrymi i serdecznymi ludźmi. My to czujemy. My płakaliśmy. Nie spodziewaliśmy się, że wy przyjmiecie nas jak rodzonych krewnych.Wy ratujecie nasze dzieci. Ja nie wiem, jak wyrazić wdzięczność. Wiem tylko, że Bóg to widzi... Mam nadzieję, że jak to wszystko się skończy to wy wszyscy przyjedziecie do nas do Odessy. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Gdy Antonina to mówiła widziałem, jak u starszej pani, nestorki grupy, pojawiły się łzy w kącikach oczu. Słowa podziękowania padły też ust młodej mamy, która uciekła z Odessy. Kristina równie spokojnie kontynuowała. My chcemy wyrazić naszą opinię i wyrazić wdzięczność dla Marzeny i jej rodziny; dla pana Romana wraz z rodziną, wszystkich pracowników Muzeum w Raciborzu. Oni ofiarowali na pomoc. Dla prezydenta Raciborza, że ofiarował nam dach nad głową. Pani Marzena była gotowa całą naszą rodzinę do swojego domu zabrać. Ale jak pan prezydent dał nam dach nad głową, to jej oferty nie przyjęliśmy. Dużo osób pomaga. My ich nawet nie znamy. To są też pracownicy muzeum. My nie mieliśmy oczekiwań. Uciekaliśmy przed wojną. Oni znaleźli miejsce dla naszych dzieci w przedszkolu. Artiom trafił do drużyny piłkarskiej Unii Racibórz. Julia, jedna z mam w poniedziałek poszła do pracy. Będzie pracować jako lekarz w szpitalu w Raciborzu. My tu otrzymujemy pomoc rzeczową, lekarstwa, ubezpieczenie, jakieś pieniądze. Mamy pomoc z każdej strony. Mamy zaproszenia na spotkania z waszymi rodzinami.
Nadwyżki prezentów oddajemy do magazynu centralnego w szkole. Nie wszystko jest nam potrzebne. Tam też są ludzie, którzy pomagają. Wszyscy uchodźcy są tak serdecznie traktowani tutaj.
Spontaniczny datek
Potem zebrane w kuchni panie podawały historie, które je zaskoczyły po przyjeździe po Raciborza. Jakaś pani na ich widok dała wszystkie pieniądze jakie miała w kieszeni (około 200 zł). Na widok oseska ludzie spontanicznie organizowali wózek dziecięcy. W pewnej chwili były na nowym mieszkaniu nawet 3 wózki. Wśród tych miłych retrospekcji pojawiły się też obrazy z Ukrainy. Rankiem w dniu agresji Rosji wszystkich mieszkańców Odessy obudziły latające nisko nad miastem helikoptery. Były wojskowe punkty kontrolne. Trwoga pojawiła się, jak z okien bloków zauważyli pióropusze ziemi wyrzucone w powietrze przez wybuchające rakiety w pobliskiej zatoce.
Kobiety z dziećmi postanowiły schronić się w schronach przeciwlotniczych w szpitalu, gdzie pracowała Julia jako szef oddziału covidowego. Po paru dniach zapadła jednak decyzja by schronić się za granicą. Najbliżej było do granicy z Mołdawią. Będąc już za granicą uciekinierzy stwierdzili, że trzeba obrać jakiś cel. Po kontakcie z Antoniną poprzez Naddniestrze, Rumunię, Węgry, Słowenię po 5 dniach dotarły do Polski. W tych krajach nie było taryfy ulgowej dla uciekinierów. Nawet za wrzątek były panie kasowane.
Zaminowana plaża
Ze smutkiem wspominali wszystkich członków rodziny, którzy zostali na Ukrainie. Mężczyźni nie mogą i nie chcą opuszczać kraju. Kobiety, jeszcze raz relacjonowały ucieczkę. One chciały ratować dzieci. Szczególnie jak w mieście pojawiły się wystrzały. Zaminowano morze i plaże. Często wyły syreny alarmu przeciwlotniczego. Dzieci się bały. Nawet teraz jak dzieci słyszą w telefonie dźwięk syreny to zamierają na chwilę. Arina nawet zapłakała i ze zdziwieniem zapytała, czy w Polsce też jest alarm lotniczy?
W czasie spotkania na chwilę przyszedł Romuald Turakiewicz z żoną. Powiedział mi, że nie jest aktem odwagi przyjąć ludzi do mieszkania służbowego. Ci ludzie, którzy przyjmują do prywatnych mieszkań wykazują prawdziwe poświęcenie. Są tacy ludzie i jest ich sporo, a to mieszkanie stało puste.
Marianna, Kristina i Julia były w sobotę na zajęciach z nauki języka polskiego dla obcokrajowców zorganizowanych w Powiatowym Centrum Sportu w Raciborzu. Były to zajęcia organizacyjne gdzie udzielono im też informacji o możliwości podjęcia pracy, uzyskania pomocy i pracy jako wolontariusz.
Trzymaj mocno Odessę
W którymś momencie Julia odbiera telefon i podnosi na wysokości swojej twarzy. Na wyświetlaczu telefonu widać młodego mężczyznę w sportowej koszulce. Julia przedstawia online po kolei swojemu mężowi zebrane w kuchni osoby. Ukrainiec radosnym tonem do nas wszystkich się zwraca słowami, że nas wszystkich kocha i serdecznie dziękuje. Szczerze się śmieje.
Romuald Turakiewicz nawiązuje z Ukraińcem rozmowę: Trzymaj mocno Odessę! Na co rozmówca mu wtóruje: Trzymam i nikomu nie oddam! Julia wychodzi z telefonem z kuchni.
Kristina i Julia, na zakończenie opowiadają o swoim zaskoczeniu, że na sklepie Kaufland obok siebie powiewają flagi Ukrainy i Polski. Marianna podsumowuje to, że jak wojna się skończy to w Odessie będą powiewać te same flagi obok siebie, bo my już jesteśmy jak jedna rodzina.
Uciekinierki z Odessy miały szansę powiedzieć co czują i podziękować znanym im wolontariuszom, urzędnikom, pracownikom muzeum. Mają wiedzę, że nie znają wszystkich i poprzez ten tekst mówią im z serca DZIĘKUJĘ ! Innego sposobu na tę chwilę nie znają. Podejrzewam, że ich opinia i uczucia drzemiące w sercu są takie same jak u setek Ukraińców którzy są teraz w każdej gminie naszego powiatu. Chwała Ukrainie! Chwała Polsce!
Artur Wierzbicki
Najnowsze komentarze