Niedziela, 29 grudnia 2024

imieniny: Dawida, Tomasza, Gosława

RSS

Justyna Święty-Ersetic: jestem domatorką, ale adrenaliny też potrzebuję

15.03.2022 00:00 red

Podwójna medalistka z Igrzysk w Tokio 2021 znów dzierży rekord Polski w biegu na 400 m. Na tym dystansie Polki są wyjątkowo silne w lekkoatletycznym świecie. W przededniu Halowych Mistrzostw Świata w Belgradzie (18 – 20 marca) pytamy raciborzankę o jej rosnącą formę. W tle Dnia Kobiet poruszamy wątki prywatne dla Święty-Ersetic – przedstawicielki pokolenia kobiet odnoszących sukcesy. I chcemy wiedzieć, kiedy pobiegnie gdzieś wspólnie z miłośnikami sportu w Raciborzu?

– Pani forma rośnie z każdym tegorocznym startem. Wraz z nią rośnie liczba pani zwycięstw. Spełniają się oczekiwania wobec tego sezonu?

– Forma w dalszym ciągu rośnie, ze startu na start. Całe szczęście jest coraz szybciej i mam nadzieję, że tak pozostanie do końca sezonu halowego. Za mną niezwykle udane Halowe Mistrzostwa Polski, w których udało mi się obronić tytuł Mistrzyni Polski. Uzyskałam tam rekord kraju, który wrócił do mnie po miesiącu, gdy szybciej pobiegła koleżanka z drużyny.

– Jestem przeogromnie szczęśliwa i z dużą nadzieją patrzę na zbliżające się Halowe Mistrzostwa Polski w Belgradzie. Choć nie chcę składać żadnych obietnic czy deklaracji, ale jeśli tylko w zdrowiu wytrwam te dwa tygodnie do zawodów, to w Belgradzie może być naprawdę bardzo fajnie.

– Będę się tam skupiała, żeby z rundy na rundę przechodzić coraz wyżej, o finale na razie nie myślę i nie pomyślę o nim, dopóki do niego awansuję. Mam nadzieję, że będę też tam biegać coraz szybciej. Zobaczymy już wkrótce jaki będzie efekt finalny tych starań.

– Jak wyglądają pani aktualne treningi? Na co pani w nich stawia i co sprawi, że już biega i pobiegnie szybciej?

– W tym sezonie z trenerem staraliśmy się poprawić to, co tak naprawdę u mnie kuleje, czyli szybkość. Zawsze miałam z tym problemy, może i nadal mam, ale widać po ostatnich biegach, że pierwszą część dystansu, pierwsze 200 m staram się pobiec mocno z bloku i od razu przekłada się to na nasze przebieganie w hali. Na pewno w dalszym ciągu właśnie nad tym będziemy pracować, bo wytrzymała jestem i o to się nie boję. Szukamy jeszcze tego, żeby od razu szybko, jak najszybciej ruszyć i później utrzymywać takie tempo do samego końca.

– Z kim będzie najtrudniej rywalizować w tych najważniejszych w tym roku imprezach Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy? Która rywalizacja wydaje się pani trudniejsza – ta zewnętrzna – z reprezentantkami innych krajów czy też wewnątrz naszej kadry, z naciskającymi koleżankami?

– W tym roku są dwie duże imprezy na stadionie – MŚ i ME. Tu trzeba pamiętać o tym, że 400 m kobiet w Polsce stoi na bardzo wysokim poziomie i muszę tu szczerze się przyznać, że dla mnie osobiście bardziej stresujące są krajowe mistrzostwa. Zazwyczaj mamy tam więcej wymogów kwalifikacyjnych niż jest możliwości startów na tych mistrzostwach. Ta impreza zawsze jest decydującym momentem o dalszej karierze. Tak naprawdę pierwsza trójka ze startu biegnie indywidualnie, a to przecież jest tylko jeden bieg, podczas którego może się wiele zdarzyć. Może się przytrafić jakaś niedyspozycja dnia danej zawodniczki. Ja to przerabiałam na sobie, wiem, o czym mówię. To powoduje, że mistrzostwa Polski są dla mnie właśnie mega stresujące. Wiem, że muszę być w 100 procentach zmobilizowana. Po to, żeby później móc biegać indywidualnie. Później, kiedy jestem na imprezach międzynarodowych, jest mi dużo łatwiej, choć nie pozbywam się całkowicie stresu. Bo to nie przychodzi ot tak. Ale jest mi tam łatwiej, bo nie muszę udowadniać, że to właśnie ja zasługuję na minimum kwalifikacyjne.

– Czy planuje pani w tym roku jakieś aktywności w Raciborzu o charakterze promującym bieganie? W formie imprezy np. „Biegaj z Justyną”?

– Myślę o tym, jak najbardziej. Liczę, że wspólnie z Miastem Racibórz uda się takie coś zorganizować. Już jesteśmy po pierwszych rozmowach, jak miałoby to wyglądać. Jest propozycja dotycząca terminu. Proszę wszystkich zainteresowanych, żeby byli czujni i wypatrywali informacji z urzędu miasta. Obiecuję, że takie akcje wspólnie ze mną się pojawią. Oczywiście będę to robić na tyle, na ile mój prywatny czas na to pozwoli. Ja zawsze jestem otwarta na takie przedsięwzięcia. Chętnie dzielę się swoją wiedzą, swoim doświadczeniem, które zdobyłam. Mam za sobą już wiele lat treningu, nie tylko indywidualnego, z różnymi postaciami świata sportu. Przyznam, że przy takich imprezach z ludźmi, którzy lubią biegać, ja osobiście bardzo dobrze się bawię.

– Co to znaczy współcześnie według pani: „jestem kobietą”? Czy dzisiejsza kobieta ma lepiej, czy trudniej w stosunku do minionych pokoleń – jej mamy i babci?

– Jestem dumna z tego, że jestem kobietą. Uważam, że mimo wszystko kobietom jest teraz nieco łatwiej radzić sobie we współczesnym świecie. Chociaż czasami zdarza się, że nie do końca można mówić o sprawiedliwym równouprawnieniu. Jednak, mimo że jakieś przeszkody nas z tego powodu spotykają jako kobiety, jako słabą płeć, to ja uważam, że absolutnie tak nie jest. Bo my – babki, kobiety, potrafimy zawalczyć o swoje w życiu.

– Dziś sportsmenki dbają o swoją aktywność publiczną, są stale obecne w mediach społecznościowych. Pani ma konta w kilku serwisach. Dlaczego to tak ważne? W końcu jest Pani popularna swoimi wynikami sportowymi, a jednak pokazuje się z różnych stron w internecie.

– Media społecznościowe we współczesnym świecie odgrywają bardzo dużą rolę. My jako sportowcy, czy inne znane, rozpoznawalne osoby – aktorki, piosenkarki czy celebryci medialni – dzięki temu co robimy, dzięki naszej wiedzy i doświadczeniu możemy pokazywać osobom, które nas obserwują jak wygląda to co robimy. Być może przekonamy kogoś do naszego zdania. Sądzę, że będąc tak bardzo rozpoznawalnymi i obserwowanymi mamy ogromny wpływ na społeczeństwo.

Dużo młodzieży obserwuje moje portale społecznościowe. Dostrzegają moją determinację, a dzięki temu, że wiem, jak mnie śledzą, to ja staram się pokazywać, że nie zawsze jest łatwo, pięknie i kolorowo. Jest wiele przeszkód, które muszę pokonać. Wielu młodych sportowców pisze do mnie i dzielą się spostrzeżeniami. Są wdzięczni za to, co ja im przekazuję. Przyznają, że dzięki mojemu wsparciu, mojej postawie udało im się przezwyciężyć trudności w osiąganiu coraz lepszych wyników.

– Pani mąż zakończył karierę wyczynową i dziś skupia się na szkoleniu dzieci i młodzieży. Czy widzi się pani w podobnej roli, w niedalekiej perspektywie czasowej?

– Mąż zakończył karierę sportową, ale został przy sporcie. Pracuje z dziećmi i młodzieżą szkolną. Jest z tego zadowolony. Podoba mu się, gdy dzieciak podejdzie po zajęciach i powie mu, że fajnie było. To jest to dla niego miłe. Dawid jest na początku swojej nowej drogi, kariery zawodowej. Znalazł się po drugiej stronie, nie jest zawodnikiem, tylko szkoli innych. Widziałam go w pracy i byłam w pozytywnym szoku, że ma tak dobre podejście do dzieciaków.

Patrząc na tą nową działalność, aktywność męża, gdy widzę, jak radzi sobie z gromadą dzieciaków, jak potrafi nad nimi zapanować, choć dzieci są ruchliwe, krzykliwe i podążają własnymi ścieżkami, to podziwiam go, że sobie z nimi tak fajnie radzi. A ja właśnie tego bym się obawiała najbardziej w takiej pracy, że zabraknie mi cierpliwości dla podopiecznych. Uczę się jej od dłuższego czasu. Dlatego w pracy szkoleniowej brak tej cechy byłby ogromną przeszkodą. Ale kto wie, zobaczymy. Jeszcze nie wiem do końca, czym chciałabym się zająć po zakończeniu swojej kariery sportowej. Nie mówię ani tak, ani nie. Tak naprawdę to los zweryfikuje, gdzie wyląduję po zakończeniu swojej czynnej kariery. Będę szukała swojej nowej ścieżki życiowej.

– Jak się pani czuje w Raciborzu, kiedy już pani wraca do domu? Teraz mają państwo już jakiś czas swoje cztery kąty. Czy rola „gospodyni domowej” pani odpowiada? Woli pani status domatorki od rywalizacji na bieżni, na wielkich stadionach?

– Mam swoje cztery kąty, do których uwielbiam zawsze wracać. Jestem właśnie typem takiej domatorki, kiedy już dotrę do domu, po moich licznych podróżach sportowych. Jak już jestem w domu, to uwielbiam w nim przebywać, nie ruszać się stamtąd. Nie wiem, czy na dłuższą metę nie będzie mi brakowało tej adrenaliny, jaka towarzyszy mi w sezonie, tej rywalizacji, która od lat jest moim udziałem. Teraz ciężko mi się wypowiedzieć. Oczywiście, że wobec tej dużej ilości startów, chciałabym mieć czas na posiedzenie w domu, a takiej możliwości obecnie nie ma. Tęsknię za tym. W domu lubię coś upiec, lubię się zajmować tymi przyziemnymi sprawami. To jest dla mnie frajda, a nie obowiązki. Bo jest to coś zupełnie odmiennego od tego czym na co dzień żyję. Jednak kiedy są zawody, jest ta adrenalina, to wszystko mnie nakręca. Jak widać trudno wybrać mi ten złoty środek.

Rozmawiał Mariusz Weidner

  • Numer: 11 (1558)
  • Data wydania: 15.03.22
Czytaj e-gazetę