Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Do „zbulwersowanych Raciborzan”: o moim pisaniu do „Nowin”, o trudnej drodze środka i o nierządzie

15.02.2022 00:00 red

Ks. Łukasz Libowski przedstawia.

Dostałem anonim, od „zbulwersowanych Raciborzan” właśnie; to samo pismo, śpieszę donieść, opatrzone datą 28 grudnia 2021 roku, dostali także: mój biskup Andrzej Czaja, znani czytelnikom „Nowin Raciborskich” z publikowanych na łamach tegoż tygodnika tekstów ksiądz Jan Szywalski oraz siostra Dolores Zok z naszej Annuntiaty, redakcja, nie mogło być inaczej, „Nowin” oraz, jak zostali ciż adresaci określeni, „katoliccy radni miasta i powiatu w Raciborzu”. Rzecz więc tym razem będzie o owym płomiennym – w istocie, jak się zaraz Państwo przekonacie, płomiennym – liście; a raczej o dwóch problemach, które list ten podnosi: właściwie do jednego tylko problemu się ustosunkuję, tego mianowicie, który mnie, acz nie mnie jednego, dotyczy, drugi natomiast problem, nie mając żadnego prawa doń się odnosić, pozwolę sobie jedynie ogólnie skomentować. Przyznam szczerze: z czystym sumieniem, tak przynajmniej uważam, tak wygląda to z mojej perspektywy, sprawę mógłbym przemilczeć, bo w ocenie mojej jest ona nieznacznej, małej wagi. Ale milczeć, czuję to wyraźnie, nie chcę: chcę, otrzymanym anonimem niejako do odpowiedzi wywołany, głos zabrać i cośkolwiek wyjaśnić – jeżelim tylko w stanie to uczynić, w co, miarkując ton i atmosferę pisma, śmiem wątpić. Tym zaś goręcej pragnąłbym cośkolwiek roztłumaczyć, że, o ile dobrze sobie przypominam, ktoś mnie już kiedyś o komentarz na temat przez „zbulwersowanych Raciborzan” na wokandę wywoływany zagadnął, skąd wnoszę, iż zainteresowanych moim na ten temat zapatrywaniem się może być więcej.

A zatem – zacznę, jak Pan Bóg przykazał, od streszczenia – „zbulwersowani Raciborzanie” zarzucają redakcji „Nowin Raciborskich”, że jest światopoglądowo niekonsekwentna: gazeta owa w ich przekonaniu nie określa wyraźnie „[…] jaką chce linię społeczno-polityczną przedstawiać i reprezentować”. Z jednej bowiem strony, twierdzą, publikowane są na jej łamach teksty religijne, katolickie, z drugiej zaś strony „[…] nurt liberalno-lewicowy jest [w niej; przyp. Ł.L.] przedstawiany”. Zdaniem „zbulwersowanych Raciborzan” lewicowość „Nowin” ma się wyrażać w tym, że, po pierwsze – zacytuję te słowa za chwilę, teraz lekko je modyfikując – tylko i wyłącznie atakują prawicę i promują lokalne lewactwo oraz że, po drugie, pośród ogłoszeń drukują także ogłoszenia towarzyskie. Te ogłoszenia towarzyskie zdają się drażnić „zbulwersowanych Raciborzan” najbardziej, piszą wszak tak (poprawiam nieco interpunkcję) – to, jak dla mnie, najsoczyściej emocjami nasączony fragment anonimu, którego to fragmentu lektura sprawia mi niejaką przyjemność estetyczną: „Zamieszczając w dalszym ciągu takie ogłoszenia [z treści listu wynika, że jego nadawcy przedsiębrali byli już jakieś działania, które miały na celu zamieszczanie to przerwać i zakończyć; przyp. Ł.L.], gazeta potwierdza, że jest nadal liberalnym szambem moralnym, które trudni się sutenerstwem i prostytucją, szerząc demoralizację wśród mieszkańców ziemi raciborskiej”. W związku z powyższym w przekonaniu „zbulwersowanych Raciborzan” „[n]asuwa się zasadnicze pytanie do osób duchownych, które cyklicznie zamieszczają swoje religijne artykuły, czy jest to właściwe miejsce i czy nie należałoby definitywnie zaprzestać współpracy i kontaktów oraz zamieszczania w «Nowinach Raciborskich» swoich artykułów” (przywoływane zdanie trochę koryguję). Dodają: „Jest wiele godniejszych miejsc, aby te artykuły zamieszczać, np. prasa katolicka czy gazetki parafialne itd.”. No i następuje stwierdzenie końcowe, bardzo dla mnie miłe, gdyż moje oraz siostry Dolores felietony, pewno chodzi również o dawniejsze teksty prałata Szywalskiego, komplementujące: „Bez tych katolickich artykułów zainteresowanie «Nowinami Raciborskimi» spadnie znacznie, ponieważ inne artykuły to tylko atak na prawicę i promowanie lokalnego lewactwa!”; żywić śmiem nadzieję, że moi redakcyjni koleżanki i koledzy nie zzielenieją z zazdrości i nie będą mieli mi za złe przytoczenia tej pochwały: na swoją wobec nich obronę to rzec mogę, iż sądzę, że pochwała owa mało ma wspólnego z rzeczywistością. Ot, tyle byłoby tego streszczenia.

O moim pisaniu do „Nowin”

Idźmy przeto, szanowni Państwo, do zagadnienia pierwszego i zasadniczego, mnie się tyczącego: czy, uświadomiony o moralnej w mniemaniu „zbulwersowanych Raciborzan” nędzy „Nowin”, wycofam się ze współpracy z nimi? Bynajmniej; przy czym, zastrzec pragnę, to wyłącznie moja odpowiedź, nie wiem, jakie jest w tym względzie stanowisko siostry Dolores. Czemu nie zaprzestanę pisania do „Nowin”? Przede wszystkim dlatego, że w swoim czasie, po tym, jak zaniemógł mój proboszcz, ksiądz Szywalski, poproszony o to przez zespół je redagujący, dałem słowo, że póki co pisać do nich będę – regularnie, najpierw, jak się okazało, przez krótki okres sam, a potem, z czegom wielce kontent, na zmianę z siostrą Dolores – przez które to słowo jestem względem nich zobowiązany i któremu to słowu zamierzam być wierny; dotąd przynajmniej, póki będę miał pomysły na teksty, póki pisanie mnie nie znudzi, póki do pisania będę miał siłę i ochotę, póki nie narosną wokół mnie inne czasochłonne zadania, póki, że tak to ujmę, „Nowiny” będą mnie chciały drukiem ogłaszać – i tak dalej, wyliczenia tego nie daje się wszakże zamknąć. Owszem, decyzji o współpracy z „Nowinami” nie podjąłem możliwie niezależnie, doskonale zdaję sobie z tego sprawę: przed studiami teologicznymi i przed podjęciem formacji seminaryjnej do redakcji „Nowin” przecież, co niejednemu Czytelnikowi będzie wiadomym, zachodziłem, ucząc się na dziennikarza, skutkiem czego lubiłem zawsze i wciąż, niezmiennie, lubię ludzi, którzy „Nowiny” tworzą; ale nie znaczy to, jakoby współpracować z „Nowinami” jako autor piszący do rubryki „Wiara” postanowiłem, ową sympatią moją do redaktorów „Nowin” bezwzględnie wiedziony, zaślepiony. A więc, powiadam, wiąże mnie tymczasem z „Nowinami” złożona obietnica. Rozpoczynając swój z nimi związek, nie stawiałem „Nowinom” żadnych warunków, nie myślę stawiać im tedy żadnych warunków i dziś: byłoby to nie w porządku, byłaby to zmiana zasad w trakcie gry; zresztą, stawiać im żadnych warunków nie chcę, nie widzę po prostu potrzeby, by z jakimikolwiek żądaniami występować. Toż układ nasz jest najzupełniej przejrzysty, czysty: zapełniając w rytmie obecnie dwutygodniowym szpaltę „Wiara”, jestem na łamach „Nowin Raciborskich” gościem – i tak obie strony są zadowolone, jako że każda coś zyskuje: ja na forum publicznym, niekościelnym mogę dzielić się swoimi refleksjami, „Nowiny” z kolei w epoce, kiedy o teksty trudno, mają się czym wypełnić. Tak, jestem w „Nowinach” gościem: szanuje się mnie tutaj i nikt z redakcji niczego mi nie narzuca, nikt mi niczego nie sugeruje, nikt nie ingeruje w to, co piszę – a i ja, zgodnie z tym, co nakazuje „savoir-vivre”, szanuję podejmującego mnie gospodarza, zabiegam o to, by być gościem grzecznym, i nie wtrącam się do „Nowin”, do linii społeczno-politycznej przez nie dla siebie wytyczanej, gdyż, jak każda gazeta, jak każde medium, mają przecież „Nowiny” prawo swoją linię mieć, a mnie nic do niej. Co ważne – i to może należy mocno uwypuklić – milczenie w wypadku mojego paktu z „Nowinami” nie oznacza tożsamości: ani ja nie utożsamiam się z „Nowinami” – to znaczy, zniuansuję: nie utożsamiam się z nimi w pełni, ale w jakieś, bynajmniej nie tak znów małej mierze – ani też, domniemywam, „Nowiny” nie utożsamiają się ze mną – z całą pewnością nie utożsamiają się ze mną w pełni, a czy w ogóle i w jakim ewentualnie stopniu, tego najzwyczajniej nie wiem; gdy uznam, że muszę coś, co poczynają „Nowiny”, oprotestować i jednoznacznie odciąć się od tego, zrobię to, jeśli tylko mi to nie umknie – spodziewam się, że redakcja z takiego protestu i „votum separatum” nawet by się ucieszyła, bo powstało by naonczas w łonie wydawanej przez nią gazety ciekawe, podniecające napięcie. Gdy zaś chodzi o owe miejsca godniejsze dla tekstów religijnych: nie stronę od gazetek parafialnych, parę razy do nich pisałem, do prasy katolickiej natomiast nie, jako że nikt mnie dotychczas o to nie prosił – lecz nie stanowiłoby dla mnie pisanie takie jakiegokolwiek mentalnego kłopotu, niemniej byłby to jednak dla mnie jakiś kłopot fizyczny, czasowy. Z tym, że, jak na spowiedzi wyznaję, sprawia mi wielką radość, wielką satysfakcję, iż mam możliwość pisania do prasy nominalnie, formalnie niekatolickiej, niekościelnej, świeckiej, ponieważ odnoszę wrażenie, że dzięki temu uczestniczę, skromnie oczywiście, w tym, co jest życiem społecznym najszerzej pojętym; oto skonstatować mogę, iż „Nowiny” to mój Areopag.

O trudnej drodze środka

Czas na zaanonsowane zagadnienie wtóre: linia społeczno-polityczna „Nowin Raciborskich”. Nie chcę, broń Boże, zagadnienia tego rozpatrywać i roztrząsać: odnośnie do niego pragnę jedynie podzielić się pewną uwagą. Otóż fakt, iż „zbulwersowani Raciborzanie”, reprezentujący, jak zakładam, światopogląd tradycyjny czy konserwatywny, mają problem z uchwyceniem, jaka owa linia społeczno-polityczna „Nowin” jest, zarzucając „Nowinom” lewactwo, świadczy o tym, że jest w „Nowinach” coś z obiektywizmu, że w referowaniu tego, co się tak w Raciborzu, jak i na ziemi raciborskiej w najróżniejszych przestrzeniach dzieje, udaje się być „Nowinom” stosunkowo, względnie, dość obiektywnymi; bym miał pewność, że Czytelnik ją spostrzeże, pozwolę sobie zwrócić uwagę na ostrożność, z jaką sąd swój formułuję. A świadectwo rzeczone staje się jeszcze wyraźniejsze i dobitniejsze, jeżeli do faktu wskazanego dodać – doprawdy, nie potrzeba mi w tym momencie w ogóle niczego specjalnie szukać – że pod moimi tekstami w wersji online pojawiły się parę razy komentarze, w których oskarżano „Nowiny” nie tyle może o prawicowość, co o to, że wspierają Kościół, że są organem, medium katolickim. Bo w kwestii obiektywizmu i związanej z nim neutralności wszystko jest koniec końców, uważam, proste, mechanizm, jaki tutaj działa, jest nader przewidywalny – i to do tego stopnia przewidywalny, że kiedy nie zafunkcjonuje, wzbudza to zdumienie i zadziwia: kto stara się o obiektywizm i neutralność, ten nie zadowala nikogo i w konsekwencji, narażając się wszystkim, ba, będąc nieprzyjacielem czy wrogiem wszystkich, będąc na każdym kroku podejrzewanym o wszelką możliwą zdradę, atakowany jest z każdej strony. Zaiste, droga środka jest trudna, bo to droga, na której nie tylko idzie się w samotności – jeśli nie w samotności, to w bardzo nielicznej grupie, w bardzo nielicznym towarzystwie – ale także otrzymuje się mnóstwo ciosów; to droga, którą kroczenie okupić przychodzi wielką ceną. Ale cóż, nie narzekajmy: tak to już na tym naszym świecie jest.

O nierządzie

Dorzucę jeszcze jedno: o tym, co „zbulwersowanych Raciborzan”, jak mniemam, ważąc użyte przez nich w tym punkcie słowa, poruszyło najbardziej – ogłoszenia towarzyskie w „Nowinach”. Przykro mi, że moje „Nowiny” – ufam, że tego zaimka „moje” po tym, co powiedziałem wyżej, nikt źle nie zinterpretuje – je drukują; przykro mi, choć wiem, że i niejedna inna gazeta je drukuje, że jest to praktyka powszechnie chyba w wypadku prasy przyjęta; wolałbym, żeby ogłoszeń towarzyskich w „Nowinach” nie było. Lecz o wiele smutniej mi na duszy – boć nie wyłącznie o niepublikowanie ogłoszeń towarzyskich by tu szło, w internecie wszak mamy ich bez liku – kiedy rozmyślam o tym, że w ogóle istnieje w naszym społeczeństwie takie zjawisko, jak prostytucja, że są między nami kobiety i mężczyźni, dziewczyny i chłopcy, którzy „handlują sami”, sprzedając swoje ciało, siebie sprzedając, i że są pomiędzy nami tacy, którzy z ich usług korzystają, którzy ich świadczeń potrzebują; smutno mi z tego powodu, choć, znowuż, wiem, że prostytucja to fenomen stary jak człowiek, że fenomen to głęboko ludzki – przecież człowiek to nie samo jeno światło, ale także cień, ale także mrok: człowiek to i światło, i cień, i światło, i mrok. Tym większy zaś, tym bardziej dojmujący ogarnia mnie żal, skoro uprzytamniam sobie, jak skomplikowany, jak spiętrzony i złożony dramat idzie często w parze z nierządem – i to po każdej ze stron w nim uczestniczących, weń uwikłanych: czyż nie będzie prawdą, że tworząc konkretną wspólnotę, w której jedni za drugich jesteśmy odpowiedzialni, ostatecznie wszyscy, chociaż nie wszyscy tak samo, chociaż nie wszyscy w takim samym stopniu, szamoczemy się w jego matni? Jakiś wgląd w ów dramat daje, sądzę, jedno z płócien Jana Vermeera van Delfta, geniusza malarstwa rodzajowego, które jako obraz towarzyszący niniejszemu responsowi na anonim załączam.

  • Numer: 7 (1554)
  • Data wydania: 15.02.22
Czytaj e-gazetę