Poniedziałek, 29 kwietnia 2024

imieniny: Piotra, Rity, Angeliny

RSS

Didżej z nocnego klubu, łowca okazji z latarką i niepalący kolekcjoner papierosów. To oni byli na pierwszym jarmarku w Krzanowicach

22.06.2021 00:00 red

Nie spodziewałem się, że w naszym debiucie będzie tak dużo wystawców. Jestem zadowolony. Jak na pierwszy „strzał” wyszło fajnie – powiedział nam organizator Jarmarku Staroci w Krzanowicach. Ma wejść do kalendarza na stałe, w każdą drugą niedzielę miesiąca.

Tomasz Pluta, który zaczął „chodzić” do burmistrza by na nowym rynku ruszył cykliczny jarmark staroci mówi, że rynek trzeba ożywić. – Chciałem zacząć prędzej, ale lepszego miejsca niż rynek nie widziałem w Krzanowicach, a tu trwał remont – mówił kolekcjoner papierosów. – Dużo jeżdżę po targach staroci, dlatego chciałem, żeby w mojej gminie też taki był. Burmistrz pomógł. Urząd opłacił druk reklam, plakatów i ulotek, a ja od półtora miesiąca rozpowszechniałem informacje o naszym jarmarku tam, gdzie handlowałem – opowiadał Pluta.

Handel z murka

Krzanowiczanin stwierdził, że niewykorzystany potencjał ma pod tym względem Racibórz. – Wystartowali z jarmarkiem na zamku, ale to było nieporozumienie. Wzięli ten sam termin co Pietrowice Wielkie. Tak się nie robi. Ja wybrałem datę, kiedy gdzie indziej nic się nie dzieje. Niedziela też ma znaczenie. Podejrzewam, że gdyby nie deszczowa pogoda, przyjezdnych byłoby więcej – podkreślał. W tej branży najtrudniej handlować w deszczu, bo transakcji dokonuje się pod gołym niebem. – Miejsca mamy na kolejnych tylu co teraz przyjechało. Można także wykorzystać ławeczki na rynku, choć na to nie ma jeszcze zgody w urzędzie – przyznał pan Tomasz. Obawy przed takim rozwiązaniem zgłasza burmistrz Andrzej Strzedulla. – Argumentował mi, że to zbyt nowy, świeży teren i za wcześnie na takie decyzje – dodał nasz rozmówca.

Czeski sklep polskiego kolekcjonera

Z Cieszyna wybrał się do Krzanowic z towarem – płytami winylowymi – Zbigniew Cyranowicz. – Kawałek przejechałem, ale kilometry dzisiaj nie stanowią problemu – twierdzi. Ma sklep z winylami, ale po czeskiej stronie Cieszyna. W Czechach nie ma podatku od używanych rzeczy. – U mnie dzięki temu jest taniej. Kupują wszyscy – Polacy, Czesi i Słowacy. Już 7 lat prowadzę ten sklep – stwierdził. Pan Zbigniew korzysta z mody na winyle, która trwa od pewnego czasu. – Jest na ten towar wielu klientów. Na jarmarki się wybieram, choć nie muszę tego robić. Niektóre miejsca są złe na sprzedaż, inne dobre. Tu się pojawiłem, bo to pierwszy raz w Krzanowicach. Chcę by ludzie mnie zobaczyli – mówił. Płyty sprzedaje także w internecie na stronie http://a1–rock.eu.

Swoją kolekcję tworzył pracując jako didżej w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. – Grałem tam w nocnych klubach, dostawałem płyty. Mam unikaty, ale głównie sprzedaje się italo disco z lat 80. Młodzi też to lubią. Schodzą też klasyki jak albumy Beatles, Rolling Stones czy Depeche Mode. Ten towar ludzie kupują. Ceny są zależne od stanu płyty. Im lepszy tym drożej – tłumaczył Zbigniew Cyranowicz.

Sznurkiem niebanalnie

Rękodziełem handlowały w Krzanowicach Mariola i Dorota z Wodzisławia Śląskiego. W ofercie były kosmetyczki. – Wyróżniają się np. gąbeczką w środku, lusterkiem czy dodatkową saszetką. Robię je jakby miały mi służyć. Wiem co jest potrzebne z praktyki – mówi nam pani Mariola. Sprzedawała też „nerki” w motywach łowickich, poszewki na poduszki – jaśki i parę wyrobów z makramy. – Nasze produkty można znaleźć np. na Instagramie: Sznurkiem niebanalnie. Tu przyjechałyśmy z ciekawości – podały wodzisławianki.

Dzieła z górnej półki

Pasją handlową pana Krzysztofa spod Głubczyc jest malarstwo. W tym się specjalizuje przede wszystkim. – Jak coś biorę na handel to dzieła z najwyższej półki, takie muzealne. Znam się na tym i siedzę w temacie – powiedział nam mieszkaniec Opolszczyzny. Na stoisku miał też – jak powiedział – pamiątki po córce, która w dzieciństwie zbierała zasuszone owady. – Niektóre te okazy są w niektórych krajach zakazane do takiego ich uwieczniania. Grożą za to kary pieniężne. Mam np. ćmę chińską. Mógłbym mieć przez nią kłopoty gdzie indziej – zauważył nasz rozmówca.

Modne żabki i nowe liski

Grażyna Jeleń z Gorzyczek tworzy zabawki ręcznie szyte z bawełny i lnu. – Są bardzo bezpieczne dla dzieci, małych i dużych – podkreślała. Na stoisku były: zajączki, kotki, koniki, misie, króliczki i inne maskotki. – Sama to wszystko zrobiłam. Zostało dużo towaru z zeszłego roku, przez pandemię – tłumaczyła. Lubi wymyślać nowe zabawki. Teraz proponuje liski. – Ja wolę te tradycyjne maskotki. Aktualnie żabki są w modzie, a wcześniej trend wyznaczały sówki, a przed nimi jednorożce – opowiadała nam handlująca. Tworzy zabawki odkąd przeszła na emeryturę. Wcześniej pracował na poczcie, ale szyła od zawsze. – Przyjazd na jarmark to sposób na wyjście z domu, spotkanie towarzyskie i jest do tego jakiś zastrzyk gotówki – podsumowała.

Kolczyki ze Stylowego garażu

Biżuterię z woreczków lnianych przywiozła na krzanowicki rynek pani Tatiana z Radlina. Prowadzi tam sklep przy domu „Stylowy garaż”. – Nikt na świecie nie ma takiej biżuterii, jaką tu sprzedaję. Są naszyjniki, bransoletki – pokazywała nam ich twórczyni. Polecała kolczyki „trzy kółeczka” – lekkie, przewiewne, idealne na lato. W cenie od 15 do 20 zł. – U mnie ta chęć tworzenia biżuterii wzięła się trochę ze skąpstwa. Spodobał mi się taki artystyczny pierścionek w jednej z kwiaciarni i go sobie kupiłam. Kosztował 40 zł. Podejrzałam jak jest zrobiony i zrobiłam podobny. Mój był tańszy o połowę. I robię takie szydełkowe pierścionki. Taka artystka ludowa ze mnie. Chodzę na różne warsztaty i zajęcia. Jak mi idzie sprzedaż? Niekiedy i 20 pierścionków sprzedam, ale niekiedy schodzą tylko anioły, które też maluję – podsumowała pani Tatiana.

Cena nie chwyta za serce

– Bardzo dobrze, że przybywa imprez w plenerze. Ludzie mają dosyć pandemii, chcą wyjść z domu. Jak ktoś mieszka w bloku, to miał prawie jak w więzieniu, kiedy był lockdown – mówił nam pasjonat zegarków Tomasz Niedźwiedzki. Jest organizatorem targu staroci w Pietrowicach Wielkich, ale jeździ na tego typu imprezy w regionie. Pokazał nam oryginalny zegarek Henry Moser. – Na chodzie, sygnowany i mechanizm po serwisie. W pięknym stanie za 350 zł. Jak za taki zegarek to nie jest cena, która chwyta za serce. I mam jeszcze ciekawostkę. Pierwszy raz mi się trafił taki zegarek Doxa. Godzina jest na nim skacząca. Sekundnika brak. Pochodzi z lat 1915 – 1930. Zdobyłem go na giełdzie w Łodzi. Wart jest około 4 tys. zł. Ma wymienioną sprężynę i sygnowany dekiel – opowiadał z pasją pan Tomasz. Przyznał, że „po prostu kocha zegarki”.

5 – 10 – 15

Za ulubione ceny bywalców jarmarków pani Marysia z Tworkowa uważa hasło „5 – 10 – 15”. – Na takich targach nie tyle liczy się co, a bardziej za ile – uśmiechała się właścicielka stoiska. Czy widzi potencjał na rozwój jarmarku w Krzanowicach? – Musi upłynąć trochę czasu, żeby to się mogło rozkręcić. Przyjeżdżając tu nie liczyliśmy na zbyt wiele. Po pierwsze trzeba ludzi przyzwyczaić, że tu jest jarmark. Myślę, że się przyjmie. W Wodzisławiu się udało. Tylko w Raciborzu nie potrafią zorganizować takiego przedsięwzięcia. Parę razy tam ktoś zaczynał, ale zawsze szybko umierało – zauważyła tworkowianka.

Na stoisku znaleźliśmy laskę – krykę, co przywiózł ze sobą jeniec z Uralu. – Kupa wszy w niej była. Ta kryka mogłaby ciekawie poopowiadać. To kryka z historią. Była wyciągnięta z trumny, bo ją dali na drogę nieboszczykowi – opowiadał nam sąsiad pani Marii, który przyjechał pomóc jej na stoisku.

Tego jeszcze nie było

Jarmark odwiedziła Kornelia Pawliczek-Błońska znana krzanowiczanka. Towarzyszyła jej córka z wnukiem. – Nigdy wcześniej tego nie mieliśmy w Krzanowicach. Czy się u nas sprawdzi? Robi wrażenie. Może to zdać egzamin, nawet niekoniecznie dla krzanowiczan, ale dla koneserów z zewnątrz. Miejsce jest odpowiednie. Widać, że ci sprzedawcy kupują między sobą – stwierdziła ceniona dyrygentka chóru Cecylia.

Niemcy fascynują wszystkich

Jarmark nie mógł się obyć bez akcentu militarnego,czyli stoiska z mundurami, hełmami, łuskami itp. – Sam jestem kolekcjonerem, choć tu przywiozłem głównie to, co się dobrze sprzedaje. Zawsze znajduje klienta ekwipunek niemieckiej armii z II wojny światowej. Sądzę, że ten jarmark ma przyszłość, choć co do mnie, to specjalizuję się w giełdach specjalistycznych, militarnych, bo tam przychodzą konkretni klienci. Tutaj spodziewam się raczej śladowego zainteresowania moją ofertą – powiedział nam Jarek z Rybnika. Jako towar godny uwagi wskazał tropikalny mundur Afrika Korps kosztujący 3000 zł.

Wsród Turków z latarką

Sygnowany klarnet marki Kluivert był na stoisku pana Mieczysława, wodzisławianina. – W internecie chodzi po 1000 – 2000 zł. Ja sprzedaję go tu za 450 zł. Tanio kupiłem i tanio sprzedaję. 3 dni temu znalazłem go w Essen. Tam się chodziło jeszcze w maseczce – relacjonował handlarz. Był także dumny z wiatrówki marki Diana, o której mówił, że ma wszystkie inne wiatrówki pod sobą.

– Takie targi są już niemal w każdej gminie w okolicy. Idziemy na wzór niemiecki, gdzie jest ich mnóstwo. Owszem, są różne, bo na jednych znajdzie się same śmieci, a na innych ciekawy towar. Ja mam zasadę by może i mało zarobić, ale za to dużo sprzedać. Żeby się działo, żebym się ruszał. Mam już ponad 70 lat i ruszać się to w tym wieku podstawa. Na przykład obraz świętej rodziny przywiozłem ze Szwajcarii, a to wyrób hiszpański. Mam trasę po Europie: Berlin, Essen, Lille i potem Szwajcaria. Wróciłem właśnie z tureckiej dzielnicy w Essen, tam targ startuje nocą. Zaczyna się o północy i do rana szperałem tam z latarką. Raz Turcy mi taniej puszczą, innym razem przepłacę, ale wracam tam – podsumował pan Mieczysław.

Zachwycony palacz

Prawie 1000 sztuk paczek papierosów ma w domu Tomasz Pluta – przedwojenne, powojenne i z PRL. Jego zdaniem dla kolekcjonera liczy się każda posiadana paczka – eksponat. Na stoisku w Krzanowicach miał m.in. papierosy z lat 20. i 30. ubiegłego wieku – wyroby Polskiego Monopolu Tytoniowego. Pojawiły się tam również kubańskie cygara, ale już na tyle stare (40 lat), że palić się ich nie da. – Inne się da, np. klasyczne z PRL „Popularne” dziś tu pan kupił i przy mnie zapalił. Mówi, że lepsze niż to co się współcześnie pali, bo to był prawdziwy tytoń – uśmiechnął się. Co ciekawe, kolekcjoner nigdy sam nie palił i nie zamierza. – Zaczęło się w 2016 roku, za inspiracją nieżyjącej już mojej babci. Kupiłem kiedyś „Popularne” i „Klubowe” i tak się zaczęło. Dziś mam paczki papierosów, które są warte po kilkaset złotych – podkreślił.

(ma.w)

  • Numer: 25 (1520)
  • Data wydania: 22.06.21
Czytaj e-gazetę