Wycinają na potęgę, ale dla dobra lasu
Pustynie nam zostaną zamiast lasów – alarmują lokalni miłośnicy przyrody obserwując działania w podraciborskich lasach, na terenie gmin Pietrowice Wielkie i Krzyżanowice. Mówią o makabrycznych widokach i apelują o wstrzymanie wycinek, dokonywanych przez nadleśnictwo z Rud. Tymczasem leśniczy uspokajają, że ciąć trzeba, żeby las przetrwał.
Karina Lassak była sekretarz Gminy Rudnik, angażująca się chętnie w inicjatywy ekologiczne w powiecie (wspiera m.in. aktywistę Bogusława Siwaka w staraniach o utworzenie nowego parku miejskiego w Raciborzu) gościła na posiedzeniu komisji branżowej rady powiatu, by nagłośnić sprawę wycinek. Wpierw zainteresowała tematem wycinek radnego Szymona Bolika z Krowiarek, a następnie dotarła do przewodniczącego komisji Artura Wierzbickiego, znanego z ekologicznego zacięcia (interweniował m.in. w sprawie smogu przy ul. Bosackiej i problemów z działalnością przedsiębiorstwa przy ul. Cygarowej).
Makabryczny widok
Wierzbicki zaprosił na zdalne obrady przedstawiciela Nadleśnictwa Rudy Raciborskie – zastępcę nadleśniczego Tomasza Pacię. Szef komisji pokazał gościowi oraz radnym dwa krótkie filmy wideo, nakręcone telefonem przez Karinę Lassak w miejscach wycinki drzew w rejonie Kornic oraz Tworkowa. Komentuje prezentowany materiał filmowy, mówiąc o pustyni i makabrycznym widoku.
T. Pacia przyznał przed radnymi, że spotyka się często z tak prowadzoną narracją i rozumie, że dla kogoś niezorientowanego widok przypomina nieład, a nie zorganizowane działania nadleśnictwa. – To musi tak wyglądać na etapie cięcia drzew. Przypomina szaber – stwierdził na zdalnym posiedzeniu.
W odniesieniu do wycinki w Kornicach zauważył, że chodzi o teren zalesiony na obszarze 11 hektarów, a wycinka dotyczy 255 mkw. i 2825 m sześc. drewna. Wszystko co zostało tam zrobione pozostaje w zgodzie z planem urządzenia lasu (zatwierdzanym w ministerstwie środowiska), ustawą o lasach i programem oddziaływania na środowisko. Wycinka jest konieczna żeby zapewnić trwanie lasu. Około 20% stanu zadrzewienia wymienia się na młode nasadzenia, żeby młodsze pokolenie zapewniało przyszłość lasu. Tę jedną piątą powierzchni lasu wymienia się co 10 – 20 lat. Las bowiem dożywa śmierci terminalnej i tylko cykliczne odświeżanie drzewostanu pozwala mu trwać. – Inaczej drzewa usychają, a las znika. My temu przeciwdziałamy – stwierdził T. Pacia. Wspomniał przy tym o leśnej klęsce zamierania jesionów.
Gdy lasem steruje natura
Na obszarze, gdzie wskutek wycinki powstają luki, zostają nasadzone dęby, lipy, więzy i jawory. – I tak to robimy od wielu lat, cyklicznie co określony przedział czasu – podał radnym zastępca nadleśniczego. Odniósł się w ten sposób do sytuacji zaprezentowanej na filmikach K. Lassak z Kornic i lasu przy Urbanku. Na ziemi krzyżanowickiej dokonano redukcji drzewostanu sosnowego. W jego miejsce pojawią się gatunki liściaste. Pacia wskazał, że w rejonie Urbanka można porównać jak funkcjonuje las tworkowski, którym steruje natura (jest pod ochroną) i jak ten urządzany przez leśniczych. – Tam wejść nie można – zauważył.
Spacery leśnym duktem
Głos zabrała na posiedzeniu autorka przekazu o wycince drzew. Karina Lassak przyznała, że traktuje pobyt w lesie w kategoriach lokalnej turystyki. Od dziecka lubi spacery leśnymi duktami. W ten sposób doskonale zna lasy ze swojej gminy – w Częrwięcicach, Strzybniku czy Ponięcicach. Lassak ubolewa, że w miejsce wyciętych olbrzymów pojawiają się mierzące 40 cm sadzonki, które potrzebują dziesięcioleci, żeby las wyglądał jak przed cięciem. – Dla mnie to szok krajobrazowy – przyznała przed radą.
Tomasz Pacia chwalił panią Karinę za jej troskę o drzewa i przyznał, że śledzi jej aktywność w internecie. Uważa, że to dobrze, że tak zareagowała, bo skala wycinki musi wzbudzać kontrowersje. Mówił też, że okresowo w lasach następują klęski jak tegoroczna związana z jesionami, a wcześniej np. miało miejsce zamieranie świerków. Pacia wytłumaczył dlaczego nadleśnictwo decyduje się na tak małe sadzonki w miejsce wyciętych drzew. Decyduje o tym ekonomia. Stosowane sadzonki kosztują 70 groszy, a większe drzewka kilkadziesiąt złotych.
K. Lassak zauważyła, że drogi przy lasach, gdzie prowadzone są wycinki są niszczone przez ciężki transport wywożący ścięte drzewa. – Musimy je stamtąd wywieźć, nie zrobimy tego furmanką tylko musimy tirem. Jeśli dochodzi do uszkodzeń drogi przy transporcie, to naprawiamy je – zapewnił zastępca nadleśniczego.
(ma.w)
Najnowsze komentarze